Hey, hey :3
Po pierwsze: Wow! Nie mogę uwierzyć, że pod ostatnią notką znalazło się aż 18 komentarzy! Boże, nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy. Naprawdę, niezmiernie mnie tym ucieszyliście, sama nie myślałam, że tyle osób czyta mojego bloga. Jesteście kochani <3 Witam również nowych czytelników i pozdrawiam ich serdecznie ;* Mam nadzieję, że dalsze rozdziały spodobają się wam :3
Na blogu jest już ponad 200 komentarzy oraz 35 tysięcy wyświetleń! Gdy zaczynałam pisać to fanfiction nawet nie myślałam o takim rezultacie! Niewyobrażalnie wam dziękuję za każdy komentarz i znoszenie tych moich nieregularnych rozdziałów. Jesteście niesamowici <3
Co do notki, to jest to mój pierwszy rozdział pisany z oczu zupełnie innej osoby, więc nie bijcie za mocno, jak wam się nie spodoba ;-; Jestem przyzwyczajona do pisania z oczu Katniss, więc wiem, że ten mi nie wyszedł, poza tym chciałam już dać wam ten rozdział za tą ogromną liczbę komentarzy pod ostatnią notką.
Liczę na tyle samo również i pod tą. Z uśmiechem przyjmę od was tą falę krytyki, która należy mi się za ten rozdział ;-;
Pozdrawiam,
K. G.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Biel. Ten
sterylny kolor przypomina mi o cierpieniu i bólu jednocześnie. Śnieżnobiałe
sale, do których prowadzą mnie Strażnicy Pokoju, ubrani w białe mundury. Później
zauważam tylko skrawek równie białego garnituru Snowa.
Ból.
Niewyobrażalny
ból przejmuje kontrolę nad moim ciałem, jak i umysłem. Bo tego chcą właśnie najbardziej.
Wkraść się do moich myśli i wspomnień. Nie mogę im na to pozwolić. Obiecywałem
sobie, że nie będę ich własnością. Nie dam tak łatwo zmienić mnie w marionetkę.
W pionka w ich chorej grze. Ale jednak po kilku próbach poddałem się. Złamali
mnie, odnajdując mój słaby punkt, którym jest Katniss.
Wydaje mi
się to wręcz zabawne. Postanowiłem sobie, że bez względu na wszystko, nie zmienią
mnie w kogoś, kim nie jestem. Tymczasem stałem się potworem. Zmiechem, który
uciekł spod ręki Snowa. Pragnący krwi tylko jednej osoby…
Nie mogę
teraz o tym myśleć. Zamykam oczy, próbując wypędzić te uporczywe wspomnienia z
mojej głowy. Dobrze wiem, że to niewykonalne, bo one za każdym razem wracają i
to ze zdwojoną siłą. Niczym bumerang, uderzają mnie w twarz w najmniej
odpowiednim momencie.
Próbuję
się uspokoić i zacząć oddychać miarowo, ale nie potrafię wykonać tak łatwych
czynności. Białe ściany bezwzględnie przypominają mi o najgorszym. O tym, że
mogę po raz kolejny stracić Katniss…
Siedzę,
oparty o ścianę na szpitalnym korytarzu. Od dłuższego czasu wsłuchuję się tylko
w swój własny oddech. Ten charakterystyczny szpitalny zapach bezkarnie wdziera
mi się do nosa. Już rozumiem, dlaczego Katniss tak go nienawidzi. Nakazuje
myśleć mi o tym, że mogę już więcej nie ujrzeć jej żywej…
Domyślam
się, że dziewczyna nie cierpi szpitali z mojego powodu. Przecież właśnie w takim
miejscu w Trzynastce o mało co nie pozbawiłem jej życia. Momentalnie przełykam
ślinę, opierając głowę o ścianę. Dochodzi do mnie, że nie rozmawiałem o tym z
Katniss. Nawet nie wspominała mi o tym, gdy się pogodziliśmy. Być może ma mi to
jeszcze za złe, a ja nawet przecież nie zdążyłem jej za to przeprosić i nawet
nie wiem, czy będę miał jeszcze okazję…
Nie mam
pojęcia, ile już trzymają ją za tymi drzwiami. Chciałbym móc znów usłyszeć jej
śmiech, jej piękny głos, śpiewający chociażby nawet Drzewo Wisielców. Natychmiast ta przerażająca pieśń zaczyna chodzić
po mojej głowie i przez dłuższy czas nie mogę się od niej uwolnić.
Próbuję
wyobrazić sobie, jakby wyglądało moje życie bez niej, ale nic nie widzę. Nie
potrafiłbym normalnie funkcjonować z myślą, że właśnie straciłem dwie
najważniejsze kobiety w moim życiu. I w tym momencie uświadamiam sobie, że
Willow również mogła ucierpieć. Przykładam dłoń do ust, kiedy czuję bolesne
ukłucie, gdzieś w okolicach serca. Co, jeśli już ją straciliśmy? Wiem, że
Katniss się po tym nie pozbiera. Za bardzo pokochała Willow, żeby teraz tak po
prostu jej nie opłakiwać. Nie będzie chciała drugiego dziecka, byłaby to dla
nas zbyt wielka trauma.
Znów
zaciskam powieki, chcąc pozbyć się tych okrutnych myśli. Katniss mnie nie zostawi.
Nie może mnie zostawić. Nie po tym, co przeszliśmy. Mieliśmy razem przebrnąć przez te najgorsze
chwile. Tak bardzo chciałem, żebyśmy zaczęli nowe życie. Bez strachu, bólu,
obaw o dalsze dni. Żebym był dla niej podporą i bezpieczeństwem. Nigdy więcej
Igrzysk, cierpienia, tylko nasze szczęście i wzajemna miłość, która nigdy nie
wygasa.
Nie może
mnie zostawić…
Musi
jeszcze raz zawalczyć. Dla siebie, dla nas, dla Willow.
Po jakichś
dwudziestu minutach przestaję wierzyć, że ją odratują. Za długo leży na tej sali
bez jakichkolwiek oznak życia. Możliwe nawet, że leży już w kostnicy, zimna,
sztywna, nieruchoma. Czuję, jak nieopisany ból rozlewa się po mojej klatce
piersiowej. Nawet nie mam pojęcia, co jej jest. Co Gale jej zrobił. Żebym tylko
mógł przewidzieć, co wydarzy się tej nocy… Postanawiam skończyć z piekarnią,
raz na zawsze. Moja noga więcej tam nie postanie. Na pewno po jakimś czasie
znajdzie się jakiś chętny kupiec, tylko nie wiem, czy tata mi to wybaczy. W tej
chwili dla mnie najważniejsze jest życie Katniss i mojej córki.
Gale musi
zapłacić, za to, co zrobił. Za to, jak wiele razy próbował zniszczyć nasze
życie. Obiecuję sobie, że skończę z nim raz na zawsze. Nie chcę nawet myśleć,
co mógł zrobić Katniss. Najgorsze jest to, że mnie tam nie było. Nie mogła
wezwać mnie na pomoc, a ja nie mogłem jej pomóc. Cały czas w uszach dźwięczy mi
dławiący płacz dziewczyny, wzywający mnie. Nie miałem pojęcia, co robić. Zaraz
po jej telefonie wykręciłem numer Haymitcha, żeby sprawdził, co jej jest. Później
najszybciej, jak tylko mogłem, znalazłem się w domu.
Nienawidzę
się za to, że z nią nie zostałem. Za to, że nie mogłem jej pomóc. Za to, że
pozwoliłem, żeby była tak upokarzana. Za to, że to wszystko moja wina…
Chowam
twarz w dłonie, zaciskając paznokcie na moim ciele. Jestem wściekły na siebie
samego. Mógłbym krzyczeć, uderzać pięściami o ścianę, podłogę, ale to nie
przywróci jej życia. Co ja wygaduję? Przecież ona nie umarła, nie zostawiła
mnie, nie może…
Nagle moją
rozpacz przerywa huk otwieranych drzwi. Momentalnie przytomnieję i zrywam się z
podłogi, jak oparzony. Lekarze szybkim krokiem wiozą ją na łóżku w moją stronę.
Stoję tylko, niczym sparaliżowany i wpatruję się w nią. Na twarz nałożoną ma
maskę tlenową i podłączona jest do kroplówki. Po prostu wygląda, jakby
spokojnie spała.
Pewnym
krokiem ruszam za lekarzami, chłonąc każdy centymetr jej ciała, aby dobrze ją
zapamiętać. Przygotowuję się w ten sposób na najgorsze.
-Co jej
jest?- pytam pielęgniarkę, która stara się nie zwracać na mnie uwagi. Wydaje
się być wyraźnie zdezorientowana. Pozostali lekarze wyglądają mi na zdenerwowanych.
Kiedy cały czas nie uzyskuję odpowiedzi zaczynam się irytować- Czy może pani
powiedzieć mi, co jej jest?!
Tym razem
nie panuję nad nerwami, krzycząc na pielęgniarkę. Kiedy cały czas nie zamierza
mi odpowiedzieć, spoglądam na lekarzy, którzy również obrali taką samą taktykę,
co ich poprzedniczka.
Domyślam
się, że wiozą Katniss na salę operacyjną, bo właśnie w tym kierunku zmierzamy.
Nie zważając na to, czy lekarze mają coś przeciwko, kładę rękę na jej ciepłej
jeszcze dłoni. Chłonę każdą chwilę tego cudownego uczucia.
-Musisz
walczyć, Katniss. Pamiętaj, że cię kocham…- szepczę, chociaż wiem, że i tak
mnie nie usłyszy. Czuję, jak moje oczy zaczynają się szklić, kiedy dochodzimy
do sali operacyjnej, w której, jak się domyślam, nie będę mógł jej towarzyszyć.
-Przykro
mi, ale pan będzie musiał poczekać tutaj- odzywa się do mnie jeden z lekarzy,
gestem wskazując na krzesła w poczekalni.
-Jestem
jej mężem! Powinienem wiedzieć…- mówię, ale nie kończę, bo mężczyzna trzaska
przede mną drzwiami.
I właśnie
teraz pękam. Nie jestem w stanie już dłużej tłumić w sobie bólu i strachu. Z wściekłością
uderzam pięściami o jedną ze ścian. Głuchy huk rozchodzi się po całym
korytarzu, niczym echo. Rozpadam się na drobne kawałki. Opieram czoło o ścianę,
czując na policzkach gorące łzy. To nie dzieje się naprawdę… wmawiam sobie, że
to tylko zły sen, koszmar, z którego lada moment się obudzę. Lecz jawa nie
nadchodzi, a ja i tak wiem, jaka jest prawda.
Po jakimś
czasie zsuwam się na podłogę, zrozpaczony, że mogę już nigdy więcej nie ujrzeć
jej żywej. Ta myśl boli, z każdą chwilą coraz bardziej.
Wtem do
moich uszu dobiegają stukania pantofli o szpitalną posadzkę. Podnoszę wzrok, aż
z ciemnego korytarza wyłania się Effie, wraz z Haymitchem i Johanną. Wyglądają
na zmęczonych, zresztą wcale im się nie dziwię. Wyrwani ze snu w środku nocy
przyjeżdżają do szpitala, żeby przekazać mi marne słowa pociechy, które i tak
na nic się nie zdadzą.
-Jest aż
tak źle?- pyta Johanna, gdy zauważa w jakim jestem stanie. Podchodzi i siada
obok mnie na podłodze. Spoglądam na nią, przygryzając wargę.
-Przed
chwilą zawieźli ją na blok operacyjny. Nie chcieli mi powiedzieć, co jej jest,
ale widziałem ją. Nadal jest nieprzytomna. Johanna, jeśli ona umrze… ja nie
wiem…- mówię, łamiącym się głosem, lecz ona momentalnie nie daje mi skończyć.
-Przestań,
Peeta, nie możesz tak myśleć. Katniss jest dzielna, przecież przeżyła dwukrotny
pobyt na arenie, przeprowadziła rewolucję, zabiła Snowa, a z Gale’m nie dałaby
sobie rady?
-Chciałbym
wierzyć w twoje słowa, ale jednak cholernie się o nią boję- mówię, próbując
powstrzymać kolejny potok łez. Johanna kładzie swoją dłoń na mojej i posyła mi
pokrzepiający uśmiech.
-Boże, no
jasne…- nagle dziewczyna odzywa się, z niedowierzaniem patrząc gdzieś w
przestrzeń- Przyłapałam Katniss, jak wracała z polowania około północy.
Te słowa
mrożą mi krew w żyłach. Aż nie chce mi się w to wierzyć, dlatego pytająco
spoglądam na Johannę.
-Wyszłam
przed dom, żeby zapalić i wtedy ją zauważyłam, jak wraca z lasu z łukiem w dłoni.
Sama byłam zdziwiona tym widokiem, ale od razu domyśliłam się, że poluje o tej
porze, żebyś ty się nie dowiedział- wyjaśnia mi, bawiąc się kosmykiem swoich włosów.
-Jesteś
pewna, że to była Katniss?- dopytuję się, a ona patrzy na mnie, jak na idiotę.
-Oczywiście,
ciemna maso- odparowuje mi Johanna- Rozmawiałam z nią przecież. Co prawda,
krótko, ale kiedy spytałam, czy była polować, odpowiedziała, że mam ci nic nie
mówić.
Marszczę
tylko brwi, ale nie zamierzam zaprzątać sobie tym głowy. Życie Katniss jest w
tej chwili najważniejsze. Haymitch razem z Effie siadają na krzesłach naprzeciw
nas, a mnie zaskakuje fakt, że kobieta kładzie głowę na ramieniu mentora. Nigdy
nie przypuszczałem, że mogą być w takich dobrych kontaktach, ale chyba wspólne
mieszkanie jakoś ich do siebie zbliżyło.
Kolejną
godzinę spędzamy w ciszy, podczas której bawię się swoją obrączką i przypominam
sobie same szczęśliwe chwile spędzone z Katniss. Nie potrafię myśleć o niczym
innym. Johanna opiera głowę na moim ramieniu, a ja wsłuchuję się w rytmiczne
stukanie obcasów Effie. I tak czekamy, sam nie do końca wiem, na co.
Wtem z sali
operacyjnej wyłania się jeden z lekarzy. Natychmiast wstaję, prawie
przewracając Johannę, ale ona nie ma mi tego za złe. Moje tętno przyspiesza na
myśl, że za chwilę dowiem się, czy wszystko z Katniss w porządku. Co, jeśli ten
mężczyzna za moment jednak oznajmi nam, że nie udało się jej uratować? Nie
daruję sobie jej śmierci, do której po części ja także się przyczyniłem.
Mężczyzna
ociera chusteczką pot, spływający z czoła, a ja wyczekująco na niego spoglądam.
Zauważam, że moje dłonie niemiłosiernie zaczynają się trząść. Kiedy lekarz przygotowuje się, by przekazać nam, czy operacja się udała, biorę wdech, ale nie wiem, czy
mam powód, by wypuścić powietrze z moich ust…