wtorek, 14 lipca 2015

38. "Czekam, ale nie do końca wiem, na co"

Hey, hey :3
Po pierwsze: Wow! Nie mogę uwierzyć, że pod ostatnią notką znalazło się aż 18 komentarzy! Boże, nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy. Naprawdę, niezmiernie mnie tym ucieszyliście, sama nie myślałam, że tyle osób czyta mojego bloga. Jesteście kochani <3 Witam również nowych czytelników i pozdrawiam ich serdecznie ;* Mam nadzieję, że dalsze rozdziały spodobają się wam :3
Na blogu jest już ponad 200 komentarzy oraz 35 tysięcy wyświetleń! Gdy zaczynałam pisać to fanfiction nawet nie myślałam o takim rezultacie! Niewyobrażalnie wam dziękuję za każdy komentarz i znoszenie tych moich nieregularnych rozdziałów. Jesteście niesamowici <3
Co do notki, to jest to mój pierwszy rozdział pisany z oczu zupełnie innej osoby, więc nie bijcie za mocno, jak wam się nie spodoba ;-; Jestem przyzwyczajona do pisania z oczu Katniss, więc wiem, że ten mi nie wyszedł, poza tym chciałam już dać wam ten rozdział za tą ogromną liczbę komentarzy pod ostatnią notką.
Liczę na tyle samo również i pod tą. Z uśmiechem przyjmę od was tą falę krytyki, która należy mi się za ten rozdział ;-;
Pozdrawiam,
K. G.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Biel. Ten sterylny kolor przypomina mi o cierpieniu i bólu jednocześnie. Śnieżnobiałe sale, do których prowadzą mnie Strażnicy Pokoju, ubrani w białe mundury. Później zauważam tylko skrawek równie białego garnituru Snowa.
Ból.
Niewyobrażalny ból przejmuje kontrolę nad moim ciałem, jak i umysłem. Bo tego chcą właśnie najbardziej. Wkraść się do moich myśli i wspomnień. Nie mogę im na to pozwolić. Obiecywałem sobie, że nie będę ich własnością. Nie dam tak łatwo zmienić mnie w marionetkę. W pionka w ich chorej grze. Ale jednak po kilku próbach poddałem się. Złamali mnie, odnajdując mój słaby punkt, którym jest Katniss.
Wydaje mi się to wręcz zabawne. Postanowiłem sobie, że bez względu na wszystko, nie zmienią mnie w kogoś, kim nie jestem. Tymczasem stałem się potworem. Zmiechem, który uciekł spod ręki Snowa. Pragnący krwi tylko jednej osoby…
Nie mogę teraz o tym myśleć. Zamykam oczy, próbując wypędzić te uporczywe wspomnienia z mojej głowy. Dobrze wiem, że to niewykonalne, bo one za każdym razem wracają i to ze zdwojoną siłą. Niczym bumerang, uderzają mnie w twarz w najmniej odpowiednim momencie.
Próbuję się uspokoić i zacząć oddychać miarowo, ale nie potrafię wykonać tak łatwych czynności. Białe ściany bezwzględnie przypominają mi o najgorszym. O tym, że mogę po raz kolejny stracić Katniss…
Siedzę, oparty o ścianę na szpitalnym korytarzu. Od dłuższego czasu wsłuchuję się tylko w swój własny oddech. Ten charakterystyczny szpitalny zapach bezkarnie wdziera mi się do nosa. Już rozumiem, dlaczego Katniss tak go nienawidzi. Nakazuje myśleć mi o tym, że mogę już więcej nie ujrzeć jej żywej…
Domyślam się, że dziewczyna nie cierpi szpitali z mojego powodu. Przecież właśnie w takim miejscu w Trzynastce o mało co nie pozbawiłem jej życia. Momentalnie przełykam ślinę, opierając głowę o ścianę. Dochodzi do mnie, że nie rozmawiałem o tym z Katniss. Nawet nie wspominała mi o tym, gdy się pogodziliśmy. Być może ma mi to jeszcze za złe, a ja nawet przecież nie zdążyłem jej za to przeprosić i nawet nie wiem, czy będę miał jeszcze okazję…
Nie mam pojęcia, ile już trzymają ją za tymi drzwiami. Chciałbym móc znów usłyszeć jej śmiech, jej piękny głos, śpiewający chociażby nawet Drzewo Wisielców. Natychmiast ta przerażająca pieśń zaczyna chodzić po mojej głowie i przez dłuższy czas nie mogę się od niej uwolnić.
Próbuję wyobrazić sobie, jakby wyglądało moje życie bez niej, ale nic nie widzę. Nie potrafiłbym normalnie funkcjonować z myślą, że właśnie straciłem dwie najważniejsze kobiety w moim życiu. I w tym momencie uświadamiam sobie, że Willow również mogła ucierpieć. Przykładam dłoń do ust, kiedy czuję bolesne ukłucie, gdzieś w okolicach serca. Co, jeśli już ją straciliśmy? Wiem, że Katniss się po tym nie pozbiera. Za bardzo pokochała Willow, żeby teraz tak po prostu jej nie opłakiwać. Nie będzie chciała drugiego dziecka, byłaby to dla nas zbyt wielka trauma.
Znów zaciskam powieki, chcąc pozbyć się tych okrutnych myśli. Katniss mnie nie zostawi. Nie może mnie zostawić. Nie po tym, co przeszliśmy. Mieliśmy razem przebrnąć przez te najgorsze chwile. Tak bardzo chciałem, żebyśmy zaczęli nowe życie. Bez strachu, bólu, obaw o dalsze dni. Żebym był dla niej podporą i bezpieczeństwem. Nigdy więcej Igrzysk, cierpienia, tylko nasze szczęście i wzajemna miłość, która nigdy nie wygasa.
Nie może mnie zostawić…
Musi jeszcze raz zawalczyć. Dla siebie, dla nas, dla Willow.
Po jakichś dwudziestu minutach przestaję wierzyć, że ją odratują. Za długo leży na tej sali bez jakichkolwiek oznak życia. Możliwe nawet, że leży już w kostnicy, zimna, sztywna, nieruchoma. Czuję, jak nieopisany ból rozlewa się po mojej klatce piersiowej. Nawet nie mam pojęcia, co jej jest. Co Gale jej zrobił. Żebym tylko mógł przewidzieć, co wydarzy się tej nocy… Postanawiam skończyć z piekarnią, raz na zawsze. Moja noga więcej tam nie postanie. Na pewno po jakimś czasie znajdzie się jakiś chętny kupiec, tylko nie wiem, czy tata mi to wybaczy. W tej chwili dla mnie najważniejsze jest życie Katniss i mojej córki.
Gale musi zapłacić, za to, co zrobił. Za to, jak wiele razy próbował zniszczyć nasze życie. Obiecuję sobie, że skończę z nim raz na zawsze. Nie chcę nawet myśleć, co mógł zrobić Katniss. Najgorsze jest to, że mnie tam nie było. Nie mogła wezwać mnie na pomoc, a ja nie mogłem jej pomóc. Cały czas w uszach dźwięczy mi dławiący płacz dziewczyny, wzywający mnie. Nie miałem pojęcia, co robić. Zaraz po jej telefonie wykręciłem numer Haymitcha, żeby sprawdził, co jej jest. Później najszybciej, jak tylko mogłem, znalazłem się w domu.
Nienawidzę się za to, że z nią nie zostałem. Za to, że nie mogłem jej pomóc. Za to, że pozwoliłem, żeby była tak upokarzana. Za to, że to wszystko moja wina…
Chowam twarz w dłonie, zaciskając paznokcie na moim ciele. Jestem wściekły na siebie samego. Mógłbym krzyczeć, uderzać pięściami o ścianę, podłogę, ale to nie przywróci jej życia. Co ja wygaduję? Przecież ona nie umarła, nie zostawiła mnie, nie może…
Nagle moją rozpacz przerywa huk otwieranych drzwi. Momentalnie przytomnieję i zrywam się z podłogi, jak oparzony. Lekarze szybkim krokiem wiozą ją na łóżku w moją stronę. Stoję tylko, niczym sparaliżowany i wpatruję się w nią. Na twarz nałożoną ma maskę tlenową i podłączona jest do kroplówki. Po prostu wygląda, jakby spokojnie spała.
Pewnym krokiem ruszam za lekarzami, chłonąc każdy centymetr jej ciała, aby dobrze ją zapamiętać. Przygotowuję się w ten sposób na najgorsze.
-Co jej jest?- pytam pielęgniarkę, która stara się nie zwracać na mnie uwagi. Wydaje się być wyraźnie zdezorientowana. Pozostali lekarze wyglądają mi na zdenerwowanych. Kiedy cały czas nie uzyskuję odpowiedzi zaczynam się irytować- Czy może pani powiedzieć mi, co jej jest?!
Tym razem nie panuję nad nerwami, krzycząc na pielęgniarkę. Kiedy cały czas nie zamierza mi odpowiedzieć, spoglądam na lekarzy, którzy również obrali taką samą taktykę, co ich poprzedniczka.
Domyślam się, że wiozą Katniss na salę operacyjną, bo właśnie w tym kierunku zmierzamy. Nie zważając na to, czy lekarze mają coś przeciwko, kładę rękę na jej ciepłej jeszcze dłoni. Chłonę każdą chwilę tego cudownego uczucia.
-Musisz walczyć, Katniss. Pamiętaj, że cię kocham…- szepczę, chociaż wiem, że i tak mnie nie usłyszy. Czuję, jak moje oczy zaczynają się szklić, kiedy dochodzimy do sali operacyjnej, w której, jak się domyślam, nie będę mógł jej towarzyszyć.
-Przykro mi, ale pan będzie musiał poczekać tutaj- odzywa się do mnie jeden z lekarzy, gestem wskazując na krzesła w poczekalni.
-Jestem jej mężem! Powinienem wiedzieć…- mówię, ale nie kończę, bo mężczyzna trzaska przede mną drzwiami.
I właśnie teraz pękam. Nie jestem w stanie już dłużej tłumić w sobie bólu i strachu. Z wściekłością uderzam pięściami o jedną ze ścian. Głuchy huk rozchodzi się po całym korytarzu, niczym echo. Rozpadam się na drobne kawałki. Opieram czoło o ścianę, czując na policzkach gorące łzy. To nie dzieje się naprawdę… wmawiam sobie, że to tylko zły sen, koszmar, z którego lada moment się obudzę. Lecz jawa nie nadchodzi, a ja i tak wiem, jaka jest prawda.
Po jakimś czasie zsuwam się na podłogę, zrozpaczony, że mogę już nigdy więcej nie ujrzeć jej żywej. Ta myśl boli, z każdą chwilą coraz bardziej.
Wtem do moich uszu dobiegają stukania pantofli o szpitalną posadzkę. Podnoszę wzrok, aż z ciemnego korytarza wyłania się Effie, wraz z Haymitchem i Johanną. Wyglądają na zmęczonych, zresztą wcale im się nie dziwię. Wyrwani ze snu w środku nocy przyjeżdżają do szpitala, żeby przekazać mi marne słowa pociechy, które i tak na nic się nie zdadzą.
-Jest aż tak źle?- pyta Johanna, gdy zauważa w jakim jestem stanie. Podchodzi i siada obok mnie na podłodze. Spoglądam na nią, przygryzając wargę.
-Przed chwilą zawieźli ją na blok operacyjny. Nie chcieli mi powiedzieć, co jej jest, ale widziałem ją. Nadal jest nieprzytomna. Johanna, jeśli ona umrze… ja nie wiem…- mówię, łamiącym się głosem, lecz ona momentalnie nie daje mi skończyć.
-Przestań, Peeta, nie możesz tak myśleć. Katniss jest dzielna, przecież przeżyła dwukrotny pobyt na arenie, przeprowadziła rewolucję, zabiła Snowa, a z Gale’m nie dałaby sobie rady?
-Chciałbym wierzyć w twoje słowa, ale jednak cholernie się o nią boję- mówię, próbując powstrzymać kolejny potok łez. Johanna kładzie swoją dłoń na mojej i posyła mi pokrzepiający uśmiech.
-Boże, no jasne…- nagle dziewczyna odzywa się, z niedowierzaniem patrząc gdzieś w przestrzeń- Przyłapałam Katniss, jak wracała z polowania około północy.
Te słowa mrożą mi krew w żyłach. Aż nie chce mi się w to wierzyć, dlatego pytająco spoglądam na Johannę.
-Wyszłam przed dom, żeby zapalić i wtedy ją zauważyłam, jak wraca z lasu z łukiem w dłoni. Sama byłam zdziwiona tym widokiem, ale od razu domyśliłam się, że poluje o tej porze, żebyś ty się nie dowiedział- wyjaśnia mi, bawiąc się kosmykiem swoich włosów.
-Jesteś pewna, że to była Katniss?- dopytuję się, a ona patrzy na mnie, jak na idiotę.
-Oczywiście, ciemna maso- odparowuje mi Johanna- Rozmawiałam z nią przecież. Co prawda, krótko, ale kiedy spytałam, czy była polować, odpowiedziała, że mam ci nic nie mówić.
Marszczę tylko brwi, ale nie zamierzam zaprzątać sobie tym głowy. Życie Katniss jest w tej chwili najważniejsze. Haymitch razem z Effie siadają na krzesłach naprzeciw nas, a mnie zaskakuje fakt, że kobieta kładzie głowę na ramieniu mentora. Nigdy nie przypuszczałem, że mogą być w takich dobrych kontaktach, ale chyba wspólne mieszkanie jakoś ich do siebie zbliżyło.
Kolejną godzinę spędzamy w ciszy, podczas której bawię się swoją obrączką i przypominam sobie same szczęśliwe chwile spędzone z Katniss. Nie potrafię myśleć o niczym innym. Johanna opiera głowę na moim ramieniu, a ja wsłuchuję się w rytmiczne stukanie obcasów Effie. I tak czekamy, sam nie do końca wiem, na co.
Wtem z sali operacyjnej wyłania się jeden z lekarzy. Natychmiast wstaję, prawie przewracając Johannę, ale ona nie ma mi tego za złe. Moje tętno przyspiesza na myśl, że za chwilę dowiem się, czy wszystko z Katniss w porządku. Co, jeśli ten mężczyzna za moment jednak oznajmi nam, że nie udało się jej uratować? Nie daruję sobie jej śmierci, do której po części ja także się przyczyniłem.
Mężczyzna ociera chusteczką pot, spływający z czoła, a ja wyczekująco na niego spoglądam. Zauważam, że moje dłonie niemiłosiernie zaczynają się trząść. Kiedy lekarz przygotowuje się, by przekazać nam, czy operacja się udała, biorę wdech, ale nie wiem, czy mam powód, by wypuścić powietrze z moich ust…