Na początku znów chciałabym Was przeprosić za aż miesięczne opóźnienie z notką, ale szkoła, a w szczególności 3 klasa gimnazjum nie sprzyja pisaniu rozdziałów. Do tego chciałabym nazbierać w miarę dobrych ocen, by przekonać rodziców do premiery Kosogłosa cz. II w Berlinie, więc praktycznie cały czas siedzę nad książkami.
Jednak coś udało mi się naskrobać. Wiem, że ten rozdział jest taki mdły i nic się w nim nie dzieje, ale mam nadzieję, że chociaż Wam przypadnie choć trochę do gustu i podzielicie się swoimi opiniami w komentarzach.
Wcześniej nie miałam okazji, żeby życzyć Wam udanego roku szkolnego i niech los zawsze Wam sprzyja!
PS 55 dni do Kosogłosa cz. II! Czy Wy też jesteście załamani, że to wszystko tak szybko zbliża się ku końcowi? ;-;
Pozdrawiam
K. G.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Krwotok wewnątrzczaszkowy?- powtarzam z niedowierzaniem w głosie. Odruchowo dłonią dotykam bandaży, które starannie obwiązują moją obolałą głowę. Na chwilę pod wpływem bólu zamykam oczy i lekko się krzywię. Cała ta sytuacja zaczyna mnie przerastać. Nie potrafię jeszcze sensownie zebrać wszystkich myśli, a już zostaję bombardowana coraz to nowszymi informacjami. Oddycham głęboko, by trochę się uspokoić. Mam ochotę znów stworzyć wokół siebie niewidzialną barierę, odizolować się od wszystkiego i od każdego. Nawet od Peety.
Nie mam do niego żalu za tamtą noc, jednak coś utrzymuje mnie w przekonaniu, że powinnam go winić. Nie oszukujmy się- gdyby nie pracował na nocnej zmianie, z pewnością zostałby ze mną, Gale nie zrobiłby mi krzywdy i nie musielibyśmy przedzierać się przez sterylnie białe korytarze szpitala.
Nie. Nie powinnam tak myśleć.
Peeta nie wiedział. Nikt nie wiedział, jakie niespodzianki może przynieść tamta noc. Fakt faktem, że niepotrzebnie w ogóle ruszałam się z domu. I co takiego tym osiągnęłam? Zdobyłam zaledwie rąbek nieistotnych informacji od Sierry, które nawet nie wiem, czy są w stu procentach prawdziwe. Tyle zachodu- ryzykowanie życia dwójki osób, praktycznie po nic. Zaciskam kurczowo palce na kołdrze na brzuchu. Fakt, że mogłabym stracić Willow każe myśleć mi o sobie, jak o morderczyni. W gruncie rzeczy i tak już nią jestem. Katniss Everdeen zabiła tysiące niewinnych ludzi, ale Katniss Mellark obiecała sobie, że już nigdy nikogo nie skrzywdzi. I dotrzyma danego słowa.
Po paru badaniach, przez które przechodzę bez nawet cichego jęknięcia, lekarz oznajmia, że za kilka minut pielęgniarki przyniosą mi kolację i wychodzi, pozostawiając mnie pod opieką Peety. Z początku staram się unikać jego przeszywającego wzroku, bawiąc się nitką od kołdry. Wydaje mi się, że on także nie wie, jak miałby się zachować w takiej sytuacji. Chyba pierwszy raz od czasu ślubu czujemy się zakłopotani w swojej obecności. Zazwyczaj wystarczało nam tematów do rozmów, nawet tych błahych. Niekiedy także milczenie nas zadowalało, a w ostateczności nieśmiałe pocałunki. Teraz w swoim towarzystwie czujemy się co najmniej niekomfortowo.
-Musimy to gdzieś zgłosić- po paru minutach odzywa się jako pierwszy, ściskając moją dłoń, by dodać mi otuchy.
-Nie chcę teraz o tym rozmawiać- oznajmiam, odtrącając jego rękę i nie odrywając wzroku od nitki.
-Jak to nie chcesz o tym rozmawiać? W takim razie, kiedy będziesz miała ochotę? Gdy Gale znów wróci, by rozprawić się z tobą raz na zawsze?
Ton jego głosu sprawia, że zimne ciarki przebiegają po moich plecach. Odrywam wzrok od nitki, by spojrzeć głęboko w jego oczy i obdarować go morderczym spojrzeniem.
-Przepraszam- szepcze ze skruchą w głosie.
-Skąd wiesz, że wróci?
-Katniss, czy ty się słyszysz?- pyta z niedowierzaniem- Masz teraz zamiar go bronić, po tym, co ci zrobił? Gale na pewno wróci. Tacy, jak on zawsze wracają. Poza tym sam nam dał do zrozumienia, że jeszcze z nami nie skończył.
Przełykam głośno ślinę. Peeta ma absolutną rację. Gale prędzej, czy później i tak wróci po to, czego nie dostał ostatnim razem. Tylko boję się, że teraz nie tylko ja mogę ucierpieć na jego wizycie. Zakładam, że jego głównym celem stanie się Peeta. Gdy on będzie w pobliżu, Gale nie ma szans, żeby rozprawić się ze mną. I to mnie przeraża najbardziej. Mój były przyjaciel najpierw zabije mojego męża, żeby później móc bez przeszkód dobrać się do mnie.
-Nie będziemy tego nigdzie zgłaszać. To go jeszcze bardziej rozwścieczy- decyduję stanowczo. Nie mam pewności, czy dobrze robię, ale nie dam Gale’owi tej satysfakcji. Niech myśli, że nie udało mu się mnie zastraszyć.- Poza tym, powtarzam ci po raz kolejny, że nie chcę teraz o tym rozmawiać.
Peeta tylko z niedowierzaniem kręci głową, cały czas się we mnie wpatrując.
-Nie możesz zrozumieć, że chcę ci po prostu tylko pomóc? Zapewnić bezpieczeństwo, żeby nikt cię już nie skrzywdził, a tym bardziej on?
-Jeśli chciałeś zapewniać mi bezpieczeństwo, trzeba było tamtej nocy siedzieć ze mną w domu, a nie zajmować się wypiekami w piekarni!- nie panuję nad słowami, które same wylewają się z moich ust. Mój podniesiony głos tylko przyczynił się do jeszcze większego bólu gdzieś w okolicach skroni. Peeta wygląda na zdziwionego, jakby zapomniał, że ja również potrafię postawić na swoim, ale w jego niebieskich tęczówkach mogę dostrzec jeszcze błysk żalu skierowany w moim kierunku.
Przez krótką chwilę zaborczo wpatrujemy się w siebie nawzajem, aż drzwi do sali z hukiem otwierają się, by ugościć w nich zdenerwowaną Johannę.
-Pomyślelibyście, że w tym zapyziałym bufecie nie mają nawet kubka gorącej czekolady? A o pączku już nawet nie wspomnę. Zero profesjonalizmu i klasy, a to jak traktują klientów, po prostu porażka!- ostatnie zdanie wykrzykuje, odwracając się na korytarz. Pomimo sytuacji, w jakiej przed chwilą razem z Peetą się znalazłam, kąciki moich ust lekko unoszą się ku górze. Johanna zawsze potrafi poprawić mój humor i rozładować napiętą atmosferę.- Oh, Katniss, obudziłaś się już. Peeta opowiadał, że strasznie krzyczałaś przez sen i musieli dać ci jakieś środki uspokajające, ale naprawdę było słychać cię aż na korytarzu. Darłaś się, jakby Gale znów próbował ci coś zrobić.
Moja mina momentalnie rządnie. Johanna widząc mój wyraz twarzy próbuje jakoś wybrnąć z kłopotliwej ciszy, która zawisła między nami:
-Dobra, nie śmieszne- mówi, podchodząc w kierunku mojego łóżka i kładąc dłonie na barierkach- Zawsze myślałam, że twój kuzyn, to porządny i rozsądny facet, a tymczasem okazał się dupkiem, zresztą jak wszyscy faceci. Oczywiście bez obrazy, Peeta- mój mąż robi skwaszoną minę, ale nie obrusza się o te nieistotne zarzuty- I pomyśleć, że chciałam się z nim umówić. Co za ironia…
Johanna wzdycha, a po chwili przysuwa jedną ręką krzesło do mojego łóżka, by na nim usiąść.
-Mógłbyś nas na chwilę zostawić? Chciałabym porozmawiać z Katniss w cztery oczy.
-Jasne, i tak za chwilę miałem wyjść- Peeta wzrusza ramionami, posyłając mi niezbyt miłe spojrzenie i bez słowa wychodzi z sali.
-Och, ale chłodnawo… O coś znowu wam poszło, zgadza się?- stwierdza Johanna, odgarniając ciemną grzywkę z czoła. W odpowiedzi tylko lekko kiwam głową- Nie wyżywaj się tak na nim. Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwił. Siedział całymi dniami i nocami na korytarzach, aż pielęgniarki zaczęły go wyganiać, ale on był tak uparty, że w ostateczności pozwoliły mu zostać do twojego wybudzenia się. A tak między nami, zauważyłam, że parę z nich próbowało się przystawiać do Peety, więc pilnuj go, bo takiego faceta ze świecą szukać, uwierz mi.
Słowa Johanny lekko mnie zaskakują. Marszczę brwi, zastanawiając się, jakbym się czuła, gdybym ujrzała Peetę z inną kobietą. Nigdy o tym nie myślałam, ale teraz czuję ukłucie zazdrości. Z drugiej strony mój mąż nie jest taki, żeby obściskiwać się po kątach z inną, a tym samym mnie zdradzić. Tyle razy powtarzał mi, jak bardzo mnie kocha, a ja mu wierzę i ufam, lecz później może okazać się to zgubne.
-Jesteśmy z tobą, Katniss. Wszyscy. Począwszy od twojej mamy, dzwoniącej co chwilę do Peety, a na podpitym Haymitchu, śpiącym na korytarzu skończywszy. Gdy dowiedziałam się, co takiego usiłował zrobić ci Gale, nie mogłam w to uwierzyć, ale na szczęście do niczego między wami nie doszło, zgadza się?- potakująco kiwam głową- No, więc nie przejmuj się nim, bo masz jeszcze nas.
-I właśnie to mnie martwi najbardziej- wzdycham, a dziewczyna tylko pytająco unosi brwi- Johanna, ty naprawdę jeszcze tego nie dostrzegłaś? Teraz, gdy Gale po mnie wróci najpierw rozprawi się z wami, a dopiero później ze mną, bo nikt już nie będzie w stanie mi pomóc. Nie chcę, żeby ktokolwiek z mojej winy znowu został pozbawiony życia, a tym bardziej jeśli chodzi o was.
-Jak tak stawiasz sprawę, to serdecznie ci gratuluję, Katniss. Gale nie ma z nami szans, poza tym na pewno nie zostawimy cię na pastwę losu. Wrzuć trochę optymizmu do tego swojego mętnego życia, a nie cały czas chodzisz przygnębiona, jak ostatnia ofiara. Dziewczyno, obudź się! Nie ma już Igrzysk, a dlaczego? Bo pewien Kosogłos postanowił sprzeciwić się każdemu i wszystkiemu i osiągnął to, co zamierzał. Poniósł straty, nawet ogromne, ale spójrz na to z innej perspektywy. Przysłużyłaś się każdemu obywatelowi Panem oraz przyszłym pokoleniom. Masz kochającego faceta, który już dawno oddałby dla ciebie życie, a za chwilę będziecie mieć dziecko, więc przestań żyć przeszłością, weź się w garść i skup się na tym, co jest tu i teraz.
Johanna naprawdę powiedziała to wszystko z sensem, nie jako psycholog, tylko najlepsza przyjaciółka. Postanawiam wziąć sobie do serca jej słowa i spróbować zacząć żyć według nich.
-No, dobra, a teraz gadaj, gdzie szlajałaś się tamtego wieczoru, co?- pyta dziewczyna, uważnie lustrując mnie swoim spojrzeniem. Już mam ochotę skłamać, ale pod naciskiem jej oczu nie potrafię wymyślić żadnego sensownego argumentu. Przez krótką chwilę zastanawiam się, czy nie podzielić się z nią tym, co usłyszałam od Sierry. Johanna wyczekująco na mnie spogląda, a ja biję się z myślami. Czy rzeczywiście dziewczyna jest godna mojego zaufania, żebym mogła wyjawić jej takie informacje? W końcu decyduję się na prawdomówność. Nie jestem w stanie sama dźwigać ciężaru tej wiadomości i moje usta same chcą jej wszystko wyjawić, więc wreszcie im na to pozwalam. Opowiadam Johannie o wszystkim. Od rzekomej śmierci Paylor po wznowienie Igrzysk. Dziewczyna analizuje każde moje słowo, ale jej końcowa reakcja mnie zaskakuje- omal nie wybucha śmiechem. Marszczę brwi, przybierając poważną minę, dając jej do zrozumienia, że wcale nie żartuję.
-Cóż, teraz mogę uznać, że kompletnie ci odbiło- stwierdza Johanna, a ja już chcę zaprzeczyć, lecz skutecznie mi przerywa- Ale to nie zmienia faktu, że jednak jakaś cząstka mnie chce ci uwierzyć. Co za paranoja… dopiero wyrwaliśmy się spod rebelii i igrzysk, a tu już czekają nas kolejne wyzwania. Jeszcze dziś skontaktuję się z Plutarchem, może akurat uda mi się do niego dodzwonić.
-Ale pamiętaj, że to wszystko zostaje między nami. I przede wszystkim nie wspominaj nic o Sierrze. Ryzykowała życiem, żeby przekazać mi tę wiadomość.
-Jasne, ma się rozumieć- dziewczyna potakuje, posyłając mi ciepły uśmiech.
Po chwili jedna z pielęgniarek przynosi dla mnie na tacy kilka kanapek oraz waniliowy budyń, lecz gdy tylko spojrzę na jedzenie, momentalnie zaczyna mnie mdlić. Nie mam pojęcia, dlaczego właśnie tak reaguje mój organizm. Może to po środkach uspokajających, z których dobrą godzinę temu dopiero się wybudziłam. Całą moją kolację oddaję Johannie, która bez zbędnego odmawiania ją przyjmuje i pochłania w parę minut.
Powoli zbliża się godzina dziewiętnasta, a ból w tylnej części głowy z każdą minutą tylko bardziej się nasila. Johanna przed chwilą wyszła, uznając, że przyda mi się trochę odpoczynku. W tej kwestii również się z nią zgadzam. Nie mam sił na dalsze rozmyślanie na temat Gale’a. Już dość, że przerażające obrazy z tamtej nocy cały czas siedzą w mojej obolałej głowie.
Układam się wygodniej na łóżku i zamykam oczy, przekonana, że sen w jakiś sposób ukoi mój ból, lecz tego właśnie boję się najbardziej. Kolejnych koszmarów i pobudek z krzykiem utkwionym w gardle, ale muszę przezwyciężyć ten strach, tak jak wszystko inne.
Słyszę dźwięk zamykanych drzwi, a później kroków w stronę mojego łóżka, ale nie otwieram oczu. Kimkolwiek jest ta osoba niech myśli, że właśnie śpię, a ja nie zamierzam wyprowadzać ją z błędu. Po chwili czuję ciepły ucisk na mojej dłoni i muszę się powstrzymać, żeby nie unieść w górę kącików ust. Nie mam siły ani ochoty wdawać się w kolejną dyskusję z Peetą, więc pozostaję w bezruchu tak długo, aż puszcza moją dłoń i opiera się plecami o oparcie krzesła. Czuję na sobie jego przeszywający wzrok, co jeszcze nasila ból mojej głowy, ale staram się go ignorować. Muszę pozbierać wszystkie myśli w spójną całość, a na to znam tylko jeden sposób.
Nazywam się Katniss Ever… Mellark. Mam prawie osiemnaście lat. Moim domem jest Dwunasty Dystrykt. Brałam udział w Głodowych Igrzyskach. Dwa razy. Przeżyłam. Byłam Kosogłosem i nadal nim jestem. Straciłam siostrę. Przeprowadziłam rewolucję. Zabiłam Snowa. Moim mężem jest Peeta Mellark. Spodziewamy się dziecka. Mój były przyjaciel chce mojej krwi…