środa, 17 czerwca 2015

36. "Znacznie gorsze zabawy"

Witajcie, kochani!
Nie wiem, jak mam was przepraszam za tą ogromną przerwę, ale jak zwykle wytłumaczę się szkołą. Sami chyba dobrze wiecie, że koniec roku = poprawianie ocen = brak czasu = brak notki ;-; Ale na szczęście już prawie za tydzień wakacje, więc będę miała więcej czasu na pisanie. Postaram się też regularnie umieszczać rozdziały, chociaż nie chciałabym wam znów czegoś obiecać, a później nie dotrzymać danego słowa. Ale się postaram :3 I jeszcze raz was bardzo przepraszam, mam nadzieję, że takie odstępy już więcej się nie powtórzą.
Bardzo dziękuję wam za ponad 30000 wyświetleń i około 180 komentarzy <3 Nawet nie wiecie, jak te liczby motywują mnie do pisania *-* Swoją drogą, w tym miesiącu mija rok, odkąd zaczęłam pisać to fanfiction. Dziękuję wszystkim osobom, które czytają te moje wypociny i znoszą ogromne przerwy, za które jeszcze raz cholernie przepraszam <3 Wiem, że moje fanfiction na pewno idealne nie jest. Daleko mu nawet do dobrego, ale dziękuję, że pomimo wszystko ze mną jesteście.
Co do rozdziału, wydaje mi się, że na końcu jest chyba za bardzo... kontrowersyjny? Przepraszam, jeżeli tym was zniechęcę, ale właśnie w takim świetle miałam zamiar go ukazać.
Jeszcze raz dziękuję i zapraszam do czytania i wyrażania swojej motywującej opinii.
Pozdrawiam, kochani <3
K. G.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Przerażenie przejmuje kontrolę nad moim całym ciałem. W głowie powtarzam sobie, żebym tylko zdołała ochronić Willow. Nic więcej się nie liczy. Instynkt podpowiada mi, żebym zawróciła i uciekła do domu. Może wezwałabym Johannę, czy Haymitcha na pomoc. Nawet, gdybym tak postąpiła i tak już za późno. Nie zdążę się jej wymknąć. W pierwszej sekundzie dogoni mnie, przewróci i w ostateczności rozszarpie na strzępy. To tylko przyspieszyłoby mój nieuchronny zgon.
Liście szeleszczą pod jej ciężkimi łapami, gdy powolnym krokiem się do mnie zbliża. Głośne warczenie, wydobywające się z pyska, wypełnionego ostrymi kłami wciąż nie cichnie. Nie mam pojęcia, jak miałabym ochronić chociaż Willow. Zaczynam potwornie żałować, że po raz kolejny nie dostosowałam się do zakazów Peety. Znów narażam własne życie, ale w tej chwili nawet nie chodzi o mnie. Nie daruję sobie, jeśli naszej córce coś się stanie. Wiem, że mój mąż mi tego nie wybaczy. Ja sobie zresztą też. Świadomość, że przyczyniłam się do śmierci kolejnego człowieka na zawsze zostawi ślad w mojej psychice. W dodatku to nasza córka, powstała z miłości mojej i Peety, a chyba nic tak nie boli niż strata własnego dziecka.
Chcę objąć brzuch dłońmi, ale przypominam sobie, że trzymam w nich broń, która może uratować mi życie. Przytomnieję i w mgnieniu oka naciągam cięciwę łuku, celując strzałą prosto w bestię. Nie idzie mi to łatwo. Nieco straciłam wprawę w polowaniu, a do tego ramiona mam słabsze, niż kiedyś. Jednak ciągłe przebywanie w domu podczas ciąży daje mi się we znaki.  
Wilk natychmiast się płoszy i nieco uspokaja. Zamyka pysk i nie warczy. Zamiast tego słyszę tylko nasze przyspieszone oddechy i lekki wiatr wiejący z głębi lasu. Zwierzę miesza się, cofając się o kilka kroków. To daje mi większą przewagę. Nadal trzymam wymierzony łuk, ale czuję, że długo tak nie wytrzymam. Poza tym nie chciałabym zaszkodzić dziecku nadmiernym wysiłkiem.
Jeden znajomy błysk w jej zielonych oczach wystarcza, żebym opuściła łuk. Teraz dopiero ją rozpoznaję, a ona mnie. W następnej sekundzie staje przede mną dziewczyna o kruczoczarnych włosach z tysiącem tatuaży na ciele. Dokładnie pamiętam Sierrę i nasze ostatnie spotkanie, które miało miejsce parę miesięcy temu w tym samym lesie. Kamień spada mi z serca, gdy nie muszę zamartwiać się, że ten rozwścieczony wilk rozszarpie mnie na kawałki. Dziewczyna uśmiecha się i delikatnie przytula mnie na powitanie.
-No, no…- zaczyna, kręcąc z uznaniem głową. Jej zielone oczy spoczywają na moim brzuchu- Zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania.
-Może wtedy jeszcze nie było widać po mnie tej zmiany- mówię, również się uśmiechając- Sierra, co tutaj robisz? Po co tu wróciłaś? Przecież cię szukają.
-Uznałam, że przyda ci się mała pomoc. Ostatnio wszystkiego ci nie wyjawiłam, a jeśli nawet to okrążałam główny temat. Dobra, powiem prosto z mostu- prezydent Paylor nie żyje.
Ta wiadomość mrozi mi krew w żyłach. Marszczę brwi, pytająco na nią spoglądając. Jak to Paylor nie żyje? To kto w tej chwili sprawuje rządy w Panem?
-Co?- pytam, znacznie zdezorientowana. Sierra tylko przewraca oczami i krzyżuje ręce na piersi.
-Paylor nie żyje. Nie wiadomo, jak to się stało, ale w Kapitolu od dłuższego czasu panuje zamieszanie. Praktycznie chyba od waszego wyjazdu. Plutarch ma mnóstwo roboty. To on, jeszcze tak nieoficjalnie zarządza Panem, ale mieszkańcy Kapitolu w większości nic o tym nie wiedzą. Niektórzy nawet są nieświadomi tego, że ich pani prezydent nie żyje. Kapitol dobrze zadbał, żeby nic nie wyszło poza ściany Pałacu Prezydenckiego. Wiesz, nie chcą niepotrzebnych zamieszek, czy znów rebelii.
-A ty skąd o tym wiesz?
-Mam swoje sposoby i znajomości- uśmiecha się tym swoim tajemniczym uśmiechem i puszcza do mnie oko- Aha i jeszcze jedno- tym razem zniża ton do szeptu i powoli przybliża się w moją stronę- Podobno chcą wznowić Igrzyska.
Moje ciało tężeje, a ja mam wrażenie, jakby moje najgorsze sny właśnie miały się urzeczywistnić. Przełykam głośno ślinę, próbując racjonalnie myśleć. Myśl, że to barbarzyńskie show znów miałoby wkraść się do mojego życia sprawia, że wpadam w panikę. Błagam, nie teraz. Tak bałam się, że imię moich dzieci zostanie wyczytane na Dożynkach, że całkowicie przekreśliłam posiadanie ich w dalekiej przyszłości. Z tego powodu głównie nie chciałam ich mieć. Przez sekundę zaczynam żałować, że tamtego dnia razem z Peetą nie byliśmy ostrożniejsi. Żałuję, że noszę Willow pod swoim sercem, bo tak bardzo nie chcę, żeby Igrzyska ją dotknęły. Po chwili jednak karcę się, że w ogóle mogłam tak pomyśleć. Moja córka jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie mogłyby mi się w życiu przytrafić. Jak mogłabym żałować tego, że jestem w ciąży?
Na chwilę spuszczam wzrok, analizując słowa Sierry. To tylko plotki, powtarzam sobie w myślach. Dziewczyna dokładnie podkreśliła wyraz „podobno”. Jeszcze za wcześnie, żeby cokolwiek udowadniać. Pocieszam się myślą, że Plutarch musiałby być kompletnym idiotą, żeby zgodzić się na wznowienie Igrzysk. Ramię w ramię dążyliśmy, żeby właśnie na dobre usunąć to show z życia obywateli Panem, a teraz tak nagle miałby zmienić zdanie?
Takie myślenie odrobinę podnosi mnie na duchu. Nie mogę pozwolić, żeby paraliżujący strach na nowo wkradł się do mojego serca. Ledwo co pozbyłam się obaw dotyczących zemsty Gale’a, a teraz nagle wiadomość o wznowieniu Igrzysk niespodziewanie uderza mnie w twarz. Razem z Peetą powoli zaczynaliśmy wieść spokojne życie, jak normalnie ludzie, więc postanawiam nie mówić mu o tym, co usłyszałam od Sierry. Wiem, że to nie w porządku, bo przecież miłość i małżeństwo głównie opierają się na zaufaniu. Ja sama źle czuję się z tym, że mam jakieś sekrety przed Peetą, ale jeśli mu je wyjawię znów zacznie się o mnie martwić. Już prawie przestał być tak gorliwie opiekuńczy. Żyje myślą, że najgorsze mamy już za sobą, a ja nie zamierzam wyprowadzać go z tego błędu.
Wolnym krokiem wracam do domu, modląc się w duchu, żeby mój mąż szybciej nie wrócił z pracy. Sierra po przekazaniu mi informacji o Igrzyskach wyjaśniła mi także, jakim cudem potrafi zmieniać się w wilka. Podczas rebelii, gdy ja po trupach dążyłam do obalenia rządów Snowa, w Kapitolu zostały przeprowadzane eksperymenty na niewinnych ludziach, w tym na mojej przyjaciółce. Próbowali stworzyć coś w rodzaju hybrydy człowieka ze zwierzęciem w celu pilnowania porządku w Panem. Nie do końca rozumiem, jak ludzie, przemienieni w dzikie zwierzęta mieliby zapewnić spokój w państwie. Sierra akurat trafiła na wilka. Przeszła skomplikowanie wiele badań i eksperymentów, ale jako jednej z nielicznych udało jej się uciec.
W drodze do domu moje myśli zaprzątają wznowione Igrzyska. Powtarzam sobie, że jeszcze nic nie jest potwierdzone, ale te przekonania jakoś do mnie nie docierają. Poza tym, skąd mogę mieć stuprocentową pewność, że Sierra akurat mówi prawdę? Równie dobrze te wszystkie informacje mogła wyssać sobie z palca. Z drugiej strony, po co miałaby pokonywać tak długą drogę z Kapitolu aż do Dwunastki, tylko żeby mnie okłamać? Sama już nic z tego nie rozumiem, ale postanawiam nie drążyć tego tematu w mojej głowie, bo zaczynam odczuwać nieprzyjemne łomotanie w miejscu, gdzie Johanna uderzyła mnie drutem, podczas naszych wspólnych Igrzysk.
Przekraczam bramę Wioski Zwycięzców i natychmiast zauważam postać stojącą na ganku domu Annie. Dopiero, gdy podchodzę bliżej orientuję się, że to Johanna, ale moją uwagę przykuwa to, co trzyma w dłoni. Dziewczyna nie zwraca na mnie uwagi, gdy do niej podchodzę i zbliża papierosa do ust, zaciągając się.
-Johanna? Ty palisz?- odzywam się pierwsza, wchodząc po schodach na ganek. Dziewczyna tylko wzrusza ramionami dmuchając dymem papierosowym w moją stronę. Smród drażni mój nos, a następnie płuca, sprawiając, że zaczynam odchrząkiwać.
-Katniss? Ty polujesz?- odpowiada mi pytaniem na pytanie, zauważając łuk w mojej dłoni- Domyślam się, że mężuś ci zakazał i polujesz pod jego nieobecność, a on nic o tym nie wie. Zgadłam?
-Nie i się nie dowie- warczę, dając jej do zrozumienia, żeby nie wtrącała się w nie swoje sprawy. W odpowiedzi tylko lekceważąco parska śmiechem, strzepując popiół z papierosa- Możesz mi powiedzieć, dlaczego palisz?
-A, co? Chyba nie jest to zabronione?- znów bierze papierosa do ust, a ja powoli tracę cierpliwość. Sama nie wiem, dlaczego tak dociekliwie ją o to pytam. Johanna wzdycha, wyraźnie zirytowana- Finn co chwilę tylko ryczy, a ja mam już powoli tego wszystkiego dosyć. Mam nadzieję, że twój bachor taki nie będzie.
Marszczę brwi, gotowa odpowiedzieć jej coś dobitnie. Już mam otwierać usta, żeby to wszystko odszczekała, ale jednak Johanna sama się poprawia.
-Przepraszam. Po prostu trochę mnie poniosło, bo żadnej nocy nie mogę przespać do końca- mówi, teatralnie przewracając oczami. Ciekawe, co zrobiłaby na moim miejscu, gdy natomiast ja w ogóle nie mogę w nocy zmrużyć oka- Wiesz, to taka gra. Finn albo śpi, albo płacze, ale najczęściej to drugie. Więc za każdym razem, kiedy ryczy, ja wychodzę zapalić- wzrusza ramionami, dopalając do końca papierosa- Ale są przecież znacznie gorsze zabawy.
Marszczę brwi, zastanawiając się, co może oznaczać ta niecodzienna anegdota, ale nim zdążę zapytać o to Johannę, ona już znika w drzwiach swojego domu. Zgrywała dziś niezwykle tajemniczą i niedostępną, ale nie zamierzam zawracać sobie głowy kolejną rzeczą.
Wchodzę do domu z postanowieniem szybkiego wślizgnięcia się do łóżka, tak, żeby Peeta niczego nie podejrzewał, gdy wróci z pracy. Ściągam kurtkę i wieszam ją na wieszaku w przedpokoju, gdy nagle słyszę donośne pukanie do drzwi. Pierwszą moją myślą jest, że to mój mąż wrócił i zapomniał kluczy do domu. Bez większego namysłu podchodzę i uchylam drzwi, ale natychmiast wiem, że źle zrobiłam.
Moje serce przyspiesza na widok jego dwóch szarych oczu, które dogłębnie się we mnie wpatrują. Nie jest już taki, jak przedtem. Niewyobrażalnie zmienił się od ostatniego naszego spotkania, zarówno zewnątrz, jak i wewnątrz. Pod jego oczami widnieją głębokie cienie, a na twarzy gości mu kilkudniowy zarost. Ubrany jest w żołnierski mundur, który ukazuje go w jeszcze potężniejszej postawie.
Jak za pstryknięciem palcami powracają do mnie wszystkie nasze wspomnienia. Wspólne polowania w lesie, zakładanie wnyków, pływanie w jeziorze, chodzenie po drzewach. Wszystkie te momenty przebiegają przed moimi oczami niczym krótkometrażowy film. Nasze ostatnie skromne śniadanie przed Dożynkami, podczas których zgłosiłam się za siostrę. Z tym dniem cała nasza przyjaźń zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Wtem do mojej podświadomości wkradają się obrazy Prim, jako żywej pochodni. Napad na pociąg, dzięki któremu prawie straciłam dziecko. Rory pod gruzami walącego się budynku. Nasz zdemolowany dom. Te wszystkie wspomnienia sprawiają, że przez moje ciało przebiegają zimne dreszcze.
-Kotna…- szepcze, ledwo słyszalnym tonem, a po chwili zamieram, gdy dłonią dotyka mojego policzka. Moje ręce niekontrolowanie zaczynają się trząść, bo wiem, że ma nade mną znaczną przewagę- Minęło tyle czasu…
-A ty i tak się nie zmieniłeś- przerywam mu, łamiącym się głosem. Przełykam ślinę, a on szybko zabiera swoją dłoń z mojego policzka.
-O czym ty mówisz?
-Nie udawaj, że nie wiesz- cedzę przez zaciśnięte zęby, patrząc mu głęboko w oczy- Napad na pociąg, śmierć Rory’ego, nasz całkowicie zdemolowany dom. Co, może powiesz mi, że nie miałeś z tym nic wspólnego?
Gale udaje niewzruszonego, czym jeszcze bardziej mnie frustruje. Nawet nie próbuje zaprzeczać, tylko patrzy na mnie z tą samą ironią wymalowaną na twarzy, co parę lat temu w lesie.
-Gdzie Peeta?- odzywa się, zaciskając pięści, gdy wypowiada imię mojego męża.
-Po co tu przyszedłeś, co?- nie zamierzam odpowiadać na jego pytania, tym bardziej, że nie powinno go to interesować. Krzyżuję ręce na piersi, opierając się ramieniem o framugę drzwi- Żeby jeszcze bardziej zniszczyć nam życie?
-Kotna… ja cię kocham- mówi, znów przysuwając dłoń do mojego policzka i głaszcząc kciukiem mój podbródek. Ten gest sprawia, że mięknę. Zdaję sobie sprawę, jak bardzo brakuje mi takiej czułości, ale ze strony Peety. Natychmiast przytomnieję, gdy przypominam sobie, że stoję twarzą w twarz z moim śmiertelnym wrogiem.
-Co?!- bez zastanowienia zdejmuję jego dłoń z mojego policzka- Gale, ty chyba nie wiesz, co mówisz…
-Owszem, jestem przekonany, co do moich uczuć. Proszę cię, Kotna, zamierzasz spędzić resztę życia z tym żałosnym piekarczykiem? Naprawdę?
-Po pierwsze: nie wolno ci się o nim tak wyrażać. Po drugie: Peeta jest moim mężem, którego kocham ponad życie i po trzecie…- muszę mu to powiedzieć, żeby w końcu dał sobie spokój. Podejrzewam, że może nic o tym nie wiedzieć. Pamiętam, gdy ogłaszaliśmy u Ceasar’a tą wiadomość, na scenie nie było żadnych kamer, więc skąd Gale miałby znać Peety i moją tajemnicę?- … jestem w ciąży.
Ta informacja trochę go miesza. Widzę zagubienie w jego szarych tęczówkach. Wychodzę z cienia, żeby mógł lepiej zauważyć mój zaokrąglony brzuch, bo domyślam się, że wcześniej nie przywiązywał do niego większej wagi. Między nami zawisa długa cisza. Oczy Gale’a cały czas spoczywają na moim brzuchu, a ja zaczynam obawiać się moje własne bezpieczeństwo. Nie mam pewności, co teraz może uderzyć mu do głowy.
Nagle, niespodziewanie rzuca się na mnie, a ja mocno uderzam plecami o ścianę w przedpokoju, do której mnie przyciska. Nie potrafię złapać tchu. To wszystko dzieje się za szybko. Zostaję skutecznie przez niego unieruchomiona. Uderzenie jest tak silne, że nie mogę oddychać, ale po chwili jest to wręcz niewykonalne. Gale zbliża swoje usta do moich i natychmiast brutalnie zaczyna mnie całować. Moje najgorsze sny w każdej następnej minucie się spełniają. Wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie, ale nie przypuszczałam, że tak szybko.
Próbuję się bronić, wyrwać mu się, ale moje starania idą na nic. Nie potrafię porządnie nabrać powietrza do płuc, a kiedy on jeszcze raz zbliża swoje wargi do moich, mój organizm nie wytrzymuje i zaczynam się dusić. W moich myślach jest tylko Willow. Żebym zapewniła jej ochronę i bezpieczeństwo. Nie mogę pozwolić, żeby kolejna bliska mi osoba zginęła i to z mojej winy.
Zbieram w sobie resztki sił i skutecznie kopię Gale’a kolanem w krocze. Chłopak puszcza mnie, a ja całym ciężarem upadam na podłogę. Niewyobrażalny ból znów przeszywa moje ciało, zupełnie, gdy tamtej nocy uciekałam przed Asherem. Nabieram powietrza do ust i krzyczę. Wydaję z siebie niekontrolowane dźwięki, niczym dzikie zwierzę w potrzasku. Zrobię wszystko, byle żeby ktoś mnie usłyszał i przybył mi z pomocą. Błagam…
Wpadam w przerażenie, gdy Gale pewnym krokiem podchodzi w moją stronę z nienawiścią wymalowaną na twarzy. Próbuję czołgać się po ziemi w zupełnie inną stronę, ale uświadamiam sobie, że to i tak mi nic nie pomoże. Chłopak podnosi mnie z ziemi jednym szarpnięciem za moją bluzkę. Jestem kompletnie bezsilna. Rzuca mną na kanapę w salonie i zanim zdążę się zorientować, co ma zamiar ze mną zrobić, on już siłą zdziera ze mnie spodnie. Nie mogę uwierzyć w to, co za chwilę będzie mnie czekać.
-Gale, błagam cię… Przestań! Proszę!- krzyczę z całych sił, jakie mi jeszcze pozostały, ale on nawet nie zwraca na mnie uwagi. Jest po prostu zamroczony zdzieraniem ze mnie ubrań. Bronię się, ale on jest o wiele silniejszy. Nie ustąpi, choćbym błagała go na kolanach, więc jedyną rzeczą, jaką mogę teraz zrobić jest tylko to. Wierzgam się na kanapie, tym samym nie pozwalając mu ściągnąć ze mnie bluzki. Kiedy jego dłonie w pewnym momencie znajdują się niebezpiecznie blisko mojej twarzy, mocno gryzę go w rękę. Nawet, gdy syczy z bólu, ja i tak nie odpuszczam, do momentu aż czuję słodką ciecz na podniebieniu.
-Ty dziwko- cedzi przez zaciśnięte zęby, jeszcze bardziej zdenerwowany. Tym razem stanowczo szarpie mną, żeby ściągnąć ze mnie bluzkę. Teraz jedyne, co mogę zrobić, to tylko płakać i modlić się o cud. Czuję słone łzy, spływające po moich policzkach aż do ust. Chłopak na pewno jest z siebie dumny, że doprowadził mnie do takiego stanu. Nawet nie potrafię wyobrazić sobie, jaki ból za chwilę mnie czeka. Rękoma tylko próbuję osłonić brzuch, żeby chociaż Gale nie zdołał tknąć mojej córki, bo dla mnie nie ma już ratunku…


9 komentarzy:

  1. Na szczęście już niedługo wakacje ;) O matko i znowu Gale, a Peeta siedzi w piekarni i nic nie wie... Jestem ciekawa jak to sie dalej potoczy :D Czemu Gale nie może zginąć xD Ale podoba mi się taki obrót spraw, bo w sumie mieli już troche spokoju :) Twoje opowiadania są idealne, zacznij doceniać swój wielki talent, nie każdy umie tak pisać ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. JEZU GALE TY IDIOTO NIENAWIDZE CIE ODWAL SIE OD NIEJ W KOŃCU JEZU I ZGIŃ
    JEZU PEETA WEŹ WRACAJ DO DOMU BO MASZ NAPAŚĆ W DOMU O MÓJ BOŻE
    JEZU KATNISS WYTRZYMAJ PLZ PEETA JUŻ WRACA
    JEZU CAŁA SIĘ TRZĘSĘ, NAPRAWDĘ

    OdpowiedzUsuń
  3. o Boże... :o Jak Gale mógł chcieć zrobić coś takiego?! I to Katniss, która jest w ciąży! Kobieto, pisz szybko następne :*
    http://dark-side-jen-law-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko Katniss wytrzymaj jeszcze trochę! Gdzie ten Peeta no?! Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział! :)
    Uwielbiam twojego bloga! Jest świetny!
    Czytałam dużo fanfiction, ale twoje jest zdecydowanie na 1 miejscu :)
    ~Wierna Czytelniczka :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej!W końcu rozdział!Nie mogłam się doczekać:)
    Gale wypinkalaj z ich życia,a Peeta wracaj najszybciej do domu i uratuj Katniss!

    OdpowiedzUsuń
  6. No kiedy następny rozdział???!!!! Ja tu nie wytrzymam, mam tylko nadzieję, że nic Katniss się nie stanie i Willow oczywiście..

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeju, od dawna szukam takiego bloga a dzięki twojemu askowi zajrzałam tutaj. Po skończeniu Kosogłosa czułam lekki niedosyt myśląc że to koniec. Super że postanowiłaś pisać kontynuację. Zaczynam czytać wszystkie rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Gale, ty zboczencu in kryminalisto zas rany!!!! Ty, ty! Zabić go, powiesić!

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudny kc <3
    Gale[*]
    Zapraszam na mojego bloga (sorrki za reklamę, ale dopiero zaczynam) http://dalszelosypeetniss.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Z uśmiechem przyjmuję nawet szczerą krytykę. Nie nalegam, ale to niewyobrażalnie motywuje do dalszej pracy :)