Nie wiem, jak mam was przepraszam za tą ogromną przerwę, ale jak zwykle wytłumaczę się szkołą. Sami chyba dobrze wiecie, że koniec roku = poprawianie ocen = brak czasu = brak notki ;-; Ale na szczęście już prawie za tydzień wakacje, więc będę miała więcej czasu na pisanie. Postaram się też regularnie umieszczać rozdziały, chociaż nie chciałabym wam znów czegoś obiecać, a później nie dotrzymać danego słowa. Ale się postaram :3 I jeszcze raz was bardzo przepraszam, mam nadzieję, że takie odstępy już więcej się nie powtórzą.
Bardzo dziękuję wam za ponad 30000 wyświetleń i około 180 komentarzy <3 Nawet nie wiecie, jak te liczby motywują mnie do pisania *-* Swoją drogą, w tym miesiącu mija rok, odkąd zaczęłam pisać to fanfiction. Dziękuję wszystkim osobom, które czytają te moje wypociny i znoszą ogromne przerwy, za które jeszcze raz cholernie przepraszam <3 Wiem, że moje fanfiction na pewno idealne nie jest. Daleko mu nawet do dobrego, ale dziękuję, że pomimo wszystko ze mną jesteście.
Co do rozdziału, wydaje mi się, że na końcu jest chyba za bardzo... kontrowersyjny? Przepraszam, jeżeli tym was zniechęcę, ale właśnie w takim świetle miałam zamiar go ukazać.
Jeszcze raz dziękuję i zapraszam do czytania i wyrażania swojej motywującej opinii.
Pozdrawiam, kochani <3
K. G.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przerażenie przejmuje kontrolę nad moim całym ciałem. W głowie
powtarzam sobie, żebym tylko zdołała ochronić Willow. Nic więcej się nie liczy.
Instynkt podpowiada mi, żebym zawróciła i uciekła do domu. Może wezwałabym
Johannę, czy Haymitcha na pomoc. Nawet, gdybym tak postąpiła i tak już za
późno. Nie zdążę się jej wymknąć. W pierwszej sekundzie dogoni mnie, przewróci
i w ostateczności rozszarpie na strzępy. To tylko przyspieszyłoby mój
nieuchronny zgon.
Liście szeleszczą pod jej ciężkimi łapami, gdy powolnym krokiem
się do mnie zbliża. Głośne warczenie, wydobywające się z pyska, wypełnionego
ostrymi kłami wciąż nie cichnie. Nie mam pojęcia, jak miałabym ochronić chociaż
Willow. Zaczynam potwornie żałować, że po raz kolejny nie dostosowałam się do
zakazów Peety. Znów narażam własne życie, ale w tej chwili nawet nie chodzi o
mnie. Nie daruję sobie, jeśli naszej córce coś się stanie. Wiem, że mój mąż mi
tego nie wybaczy. Ja sobie zresztą też. Świadomość, że przyczyniłam się do
śmierci kolejnego człowieka na zawsze zostawi ślad w mojej psychice. W dodatku
to nasza córka, powstała z miłości mojej i Peety, a chyba nic tak nie boli niż
strata własnego dziecka.
Chcę objąć brzuch dłońmi, ale przypominam sobie, że trzymam w nich
broń, która może uratować mi życie. Przytomnieję i w mgnieniu oka naciągam
cięciwę łuku, celując strzałą prosto w bestię. Nie idzie mi to łatwo. Nieco
straciłam wprawę w polowaniu, a do tego ramiona mam słabsze, niż kiedyś. Jednak
ciągłe przebywanie w domu podczas ciąży daje mi się we znaki.
Wilk natychmiast się płoszy i nieco uspokaja. Zamyka pysk i nie
warczy. Zamiast tego słyszę tylko nasze przyspieszone oddechy i lekki wiatr
wiejący z głębi lasu. Zwierzę miesza się, cofając się o kilka kroków. To daje
mi większą przewagę. Nadal trzymam wymierzony łuk, ale czuję, że długo tak nie
wytrzymam. Poza tym nie chciałabym zaszkodzić dziecku nadmiernym wysiłkiem.
Jeden znajomy błysk w jej zielonych oczach wystarcza, żebym
opuściła łuk. Teraz dopiero ją rozpoznaję, a ona mnie. W następnej sekundzie
staje przede mną dziewczyna o kruczoczarnych włosach z tysiącem tatuaży na
ciele. Dokładnie pamiętam Sierrę i nasze ostatnie spotkanie, które miało miejsce
parę miesięcy temu w tym samym lesie. Kamień spada mi z serca, gdy nie muszę
zamartwiać się, że ten rozwścieczony wilk rozszarpie mnie na kawałki.
Dziewczyna uśmiecha się i delikatnie przytula mnie na powitanie.
-No, no…- zaczyna, kręcąc z uznaniem głową. Jej zielone oczy
spoczywają na moim brzuchu- Zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania.
-Może wtedy jeszcze nie było widać po mnie tej zmiany- mówię,
również się uśmiechając- Sierra, co tutaj robisz? Po co tu wróciłaś? Przecież
cię szukają.
-Uznałam, że przyda ci się mała pomoc. Ostatnio wszystkiego ci nie
wyjawiłam, a jeśli nawet to okrążałam główny temat. Dobra, powiem prosto z
mostu- prezydent Paylor nie żyje.
Ta wiadomość mrozi mi krew w żyłach. Marszczę brwi, pytająco na
nią spoglądając. Jak to Paylor nie żyje? To kto w tej chwili sprawuje rządy w
Panem?
-Co?- pytam, znacznie zdezorientowana. Sierra tylko przewraca
oczami i krzyżuje ręce na piersi.
-Paylor nie żyje. Nie wiadomo, jak to się stało, ale w Kapitolu od
dłuższego czasu panuje zamieszanie. Praktycznie chyba od waszego wyjazdu.
Plutarch ma mnóstwo roboty. To on, jeszcze tak nieoficjalnie zarządza Panem,
ale mieszkańcy Kapitolu w większości nic o tym nie wiedzą. Niektórzy nawet są
nieświadomi tego, że ich pani prezydent nie żyje. Kapitol dobrze zadbał, żeby
nic nie wyszło poza ściany Pałacu Prezydenckiego. Wiesz, nie chcą
niepotrzebnych zamieszek, czy znów rebelii.
-A ty skąd o tym wiesz?
-Mam swoje sposoby i znajomości- uśmiecha się tym swoim
tajemniczym uśmiechem i puszcza do mnie oko- Aha i jeszcze jedno- tym razem
zniża ton do szeptu i powoli przybliża się w moją stronę- Podobno chcą wznowić
Igrzyska.
Moje ciało tężeje, a ja mam wrażenie, jakby moje najgorsze sny
właśnie miały się urzeczywistnić. Przełykam głośno ślinę, próbując racjonalnie
myśleć. Myśl, że to barbarzyńskie show znów miałoby wkraść się do mojego życia
sprawia, że wpadam w panikę. Błagam, nie teraz. Tak bałam się, że imię moich
dzieci zostanie wyczytane na Dożynkach, że całkowicie przekreśliłam posiadanie
ich w dalekiej przyszłości. Z tego powodu głównie nie chciałam ich mieć. Przez
sekundę zaczynam żałować, że tamtego dnia razem z Peetą nie byliśmy
ostrożniejsi. Żałuję, że noszę Willow pod swoim sercem, bo tak bardzo nie chcę,
żeby Igrzyska ją dotknęły. Po chwili jednak karcę się, że w ogóle mogłam tak
pomyśleć. Moja córka jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie mogłyby mi się w
życiu przytrafić. Jak mogłabym żałować tego, że jestem w ciąży?
Na chwilę spuszczam wzrok, analizując słowa Sierry. To tylko
plotki, powtarzam sobie w myślach. Dziewczyna dokładnie podkreśliła wyraz „podobno”. Jeszcze za wcześnie, żeby
cokolwiek udowadniać. Pocieszam się myślą, że Plutarch musiałby być kompletnym
idiotą, żeby zgodzić się na wznowienie Igrzysk. Ramię w ramię dążyliśmy, żeby
właśnie na dobre usunąć to show z życia obywateli Panem, a teraz tak nagle
miałby zmienić zdanie?
Takie myślenie odrobinę podnosi mnie na duchu. Nie mogę pozwolić,
żeby paraliżujący strach na nowo wkradł się do mojego serca. Ledwo co pozbyłam
się obaw dotyczących zemsty Gale’a, a teraz nagle wiadomość o wznowieniu
Igrzysk niespodziewanie uderza mnie w twarz. Razem z Peetą powoli zaczynaliśmy
wieść spokojne życie, jak normalnie ludzie, więc postanawiam nie mówić mu o
tym, co usłyszałam od Sierry. Wiem, że to nie w porządku, bo przecież miłość i
małżeństwo głównie opierają się na zaufaniu. Ja sama źle czuję się z tym, że
mam jakieś sekrety przed Peetą, ale jeśli mu je wyjawię znów zacznie się o mnie
martwić. Już prawie przestał być tak gorliwie opiekuńczy. Żyje myślą, że
najgorsze mamy już za sobą, a ja nie zamierzam wyprowadzać go z tego błędu.
Wolnym krokiem wracam do domu, modląc się w duchu, żeby mój mąż
szybciej nie wrócił z pracy. Sierra po przekazaniu mi informacji o Igrzyskach
wyjaśniła mi także, jakim cudem potrafi zmieniać się w wilka. Podczas rebelii,
gdy ja po trupach dążyłam do obalenia rządów Snowa, w Kapitolu zostały
przeprowadzane eksperymenty na niewinnych ludziach, w tym na mojej
przyjaciółce. Próbowali stworzyć coś w rodzaju hybrydy człowieka ze zwierzęciem
w celu pilnowania porządku w Panem. Nie do końca rozumiem, jak ludzie,
przemienieni w dzikie zwierzęta mieliby zapewnić spokój w państwie. Sierra
akurat trafiła na wilka. Przeszła skomplikowanie wiele badań i eksperymentów,
ale jako jednej z nielicznych udało jej się uciec.
W drodze do domu moje myśli zaprzątają wznowione Igrzyska.
Powtarzam sobie, że jeszcze nic nie jest potwierdzone, ale te przekonania jakoś
do mnie nie docierają. Poza tym, skąd mogę mieć stuprocentową pewność, że
Sierra akurat mówi prawdę? Równie dobrze te wszystkie informacje mogła wyssać
sobie z palca. Z drugiej strony, po co miałaby pokonywać tak długą drogę z
Kapitolu aż do Dwunastki, tylko żeby mnie okłamać? Sama już nic z tego nie
rozumiem, ale postanawiam nie drążyć tego tematu w mojej głowie, bo zaczynam
odczuwać nieprzyjemne łomotanie w miejscu, gdzie Johanna uderzyła mnie drutem,
podczas naszych wspólnych Igrzysk.
Przekraczam bramę Wioski Zwycięzców i natychmiast zauważam postać
stojącą na ganku domu Annie. Dopiero, gdy podchodzę bliżej orientuję się, że to
Johanna, ale moją uwagę przykuwa to, co trzyma w dłoni. Dziewczyna nie zwraca
na mnie uwagi, gdy do niej podchodzę i zbliża papierosa do ust, zaciągając się.
-Johanna? Ty palisz?- odzywam się pierwsza, wchodząc po schodach
na ganek. Dziewczyna tylko wzrusza ramionami dmuchając dymem papierosowym w
moją stronę. Smród drażni mój nos, a następnie płuca, sprawiając, że zaczynam
odchrząkiwać.
-Katniss? Ty polujesz?- odpowiada mi pytaniem na pytanie,
zauważając łuk w mojej dłoni- Domyślam się, że mężuś ci zakazał i polujesz pod
jego nieobecność, a on nic o tym nie wie. Zgadłam?
-Nie i się nie dowie- warczę, dając jej do zrozumienia, żeby nie
wtrącała się w nie swoje sprawy. W odpowiedzi tylko lekceważąco parska
śmiechem, strzepując popiół z papierosa- Możesz mi powiedzieć, dlaczego palisz?
-A, co? Chyba nie jest to zabronione?- znów bierze papierosa do
ust, a ja powoli tracę cierpliwość. Sama nie wiem, dlaczego tak dociekliwie ją
o to pytam. Johanna wzdycha, wyraźnie zirytowana- Finn co chwilę tylko ryczy, a
ja mam już powoli tego wszystkiego dosyć. Mam nadzieję, że twój bachor taki nie
będzie.
Marszczę brwi, gotowa odpowiedzieć jej coś dobitnie. Już mam
otwierać usta, żeby to wszystko odszczekała, ale jednak Johanna sama się
poprawia.
-Przepraszam. Po prostu trochę mnie poniosło, bo żadnej nocy nie
mogę przespać do końca- mówi, teatralnie przewracając oczami. Ciekawe, co
zrobiłaby na moim miejscu, gdy natomiast ja w ogóle nie mogę w nocy zmrużyć
oka- Wiesz, to taka gra. Finn albo śpi, albo płacze, ale najczęściej to drugie.
Więc za każdym razem, kiedy ryczy, ja wychodzę zapalić- wzrusza ramionami,
dopalając do końca papierosa- Ale są przecież znacznie gorsze zabawy.
Marszczę brwi, zastanawiając się, co może oznaczać ta niecodzienna
anegdota, ale nim zdążę zapytać o to Johannę, ona już znika w drzwiach swojego
domu. Zgrywała dziś niezwykle tajemniczą i niedostępną, ale nie zamierzam
zawracać sobie głowy kolejną rzeczą.
Wchodzę do domu z postanowieniem szybkiego wślizgnięcia się do
łóżka, tak, żeby Peeta niczego nie podejrzewał, gdy wróci z pracy. Ściągam
kurtkę i wieszam ją na wieszaku w przedpokoju, gdy nagle słyszę donośne pukanie
do drzwi. Pierwszą moją myślą jest, że to mój mąż wrócił i zapomniał kluczy do
domu. Bez większego namysłu podchodzę i uchylam drzwi, ale natychmiast wiem, że
źle zrobiłam.
Moje serce przyspiesza na widok jego dwóch szarych oczu, które
dogłębnie się we mnie wpatrują. Nie jest już taki, jak przedtem.
Niewyobrażalnie zmienił się od ostatniego naszego spotkania, zarówno zewnątrz,
jak i wewnątrz. Pod jego oczami widnieją głębokie cienie, a na twarzy gości mu
kilkudniowy zarost. Ubrany jest w żołnierski mundur, który ukazuje go w jeszcze
potężniejszej postawie.
Jak za pstryknięciem palcami powracają do mnie wszystkie nasze
wspomnienia. Wspólne polowania w lesie, zakładanie wnyków, pływanie w jeziorze,
chodzenie po drzewach. Wszystkie te momenty przebiegają przed moimi oczami niczym
krótkometrażowy film. Nasze ostatnie skromne śniadanie przed Dożynkami, podczas
których zgłosiłam się za siostrę. Z tym dniem cała nasza przyjaźń zmieniła się
o sto osiemdziesiąt stopni. Wtem do mojej podświadomości wkradają się obrazy
Prim, jako żywej pochodni. Napad na pociąg, dzięki któremu prawie straciłam
dziecko. Rory pod gruzami walącego się budynku. Nasz zdemolowany dom. Te
wszystkie wspomnienia sprawiają, że przez moje ciało przebiegają zimne
dreszcze.
-Kotna…- szepcze, ledwo słyszalnym tonem, a po chwili zamieram,
gdy dłonią dotyka mojego policzka. Moje ręce niekontrolowanie zaczynają się
trząść, bo wiem, że ma nade mną znaczną przewagę- Minęło tyle czasu…
-A ty i tak się nie zmieniłeś- przerywam mu, łamiącym się głosem.
Przełykam ślinę, a on szybko zabiera swoją dłoń z mojego policzka.
-O czym ty mówisz?
-Nie udawaj, że nie wiesz- cedzę przez zaciśnięte zęby, patrząc mu
głęboko w oczy- Napad na pociąg, śmierć Rory’ego, nasz całkowicie zdemolowany
dom. Co, może powiesz mi, że nie miałeś z tym nic wspólnego?
Gale udaje niewzruszonego, czym jeszcze bardziej mnie frustruje.
Nawet nie próbuje zaprzeczać, tylko patrzy na mnie z tą samą ironią wymalowaną
na twarzy, co parę lat temu w lesie.
-Gdzie Peeta?- odzywa się, zaciskając pięści, gdy wypowiada imię
mojego męża.
-Po co tu przyszedłeś, co?- nie zamierzam odpowiadać na jego
pytania, tym bardziej, że nie powinno go to interesować. Krzyżuję ręce na
piersi, opierając się ramieniem o framugę drzwi- Żeby jeszcze bardziej
zniszczyć nam życie?
-Kotna… ja cię kocham- mówi, znów przysuwając dłoń do mojego
policzka i głaszcząc kciukiem mój podbródek. Ten gest sprawia, że mięknę. Zdaję
sobie sprawę, jak bardzo brakuje mi takiej czułości, ale ze strony Peety.
Natychmiast przytomnieję, gdy przypominam sobie, że stoję twarzą w twarz z moim
śmiertelnym wrogiem.
-Co?!- bez zastanowienia zdejmuję jego dłoń z mojego policzka-
Gale, ty chyba nie wiesz, co mówisz…
-Owszem, jestem przekonany, co do moich uczuć. Proszę cię, Kotna,
zamierzasz spędzić resztę życia z tym żałosnym piekarczykiem? Naprawdę?
-Po pierwsze: nie wolno ci się o nim tak wyrażać. Po drugie: Peeta
jest moim mężem, którego kocham ponad życie i po trzecie…- muszę mu to
powiedzieć, żeby w końcu dał sobie spokój. Podejrzewam, że może nic o tym nie
wiedzieć. Pamiętam, gdy ogłaszaliśmy u Ceasar’a tą wiadomość, na scenie nie
było żadnych kamer, więc skąd Gale miałby znać Peety i moją tajemnicę?- …
jestem w ciąży.
Ta informacja trochę go miesza. Widzę zagubienie w jego szarych
tęczówkach. Wychodzę z cienia, żeby mógł lepiej zauważyć mój zaokrąglony
brzuch, bo domyślam się, że wcześniej nie przywiązywał do niego większej wagi. Między
nami zawisa długa cisza. Oczy Gale’a cały czas spoczywają na moim brzuchu, a ja
zaczynam obawiać się moje własne bezpieczeństwo. Nie mam pewności, co teraz
może uderzyć mu do głowy.
Nagle, niespodziewanie rzuca się na mnie, a ja mocno uderzam
plecami o ścianę w przedpokoju, do której mnie przyciska. Nie potrafię złapać
tchu. To wszystko dzieje się za szybko. Zostaję skutecznie przez niego
unieruchomiona. Uderzenie jest tak silne, że nie mogę oddychać, ale po chwili
jest to wręcz niewykonalne. Gale zbliża swoje usta do moich i natychmiast
brutalnie zaczyna mnie całować. Moje najgorsze sny w każdej następnej minucie
się spełniają. Wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie, ale nie przypuszczałam,
że tak szybko.
Próbuję się bronić, wyrwać mu się, ale moje starania idą na nic.
Nie potrafię porządnie nabrać powietrza do płuc, a kiedy on jeszcze raz zbliża
swoje wargi do moich, mój organizm nie wytrzymuje i zaczynam się dusić. W moich
myślach jest tylko Willow. Żebym zapewniła jej ochronę i bezpieczeństwo. Nie
mogę pozwolić, żeby kolejna bliska mi osoba zginęła i to z mojej winy.
Zbieram w sobie resztki sił i skutecznie kopię Gale’a kolanem w
krocze. Chłopak puszcza mnie, a ja całym ciężarem upadam na podłogę.
Niewyobrażalny ból znów przeszywa moje ciało, zupełnie, gdy tamtej nocy
uciekałam przed Asherem. Nabieram powietrza do ust i krzyczę. Wydaję z siebie
niekontrolowane dźwięki, niczym dzikie zwierzę w potrzasku. Zrobię wszystko,
byle żeby ktoś mnie usłyszał i przybył mi z pomocą. Błagam…
Wpadam w przerażenie, gdy Gale pewnym krokiem podchodzi w moją
stronę z nienawiścią wymalowaną na twarzy. Próbuję czołgać się po ziemi w
zupełnie inną stronę, ale uświadamiam sobie, że to i tak mi nic nie pomoże. Chłopak
podnosi mnie z ziemi jednym szarpnięciem za moją bluzkę. Jestem kompletnie
bezsilna. Rzuca mną na kanapę w salonie i zanim zdążę się zorientować, co ma
zamiar ze mną zrobić, on już siłą zdziera ze mnie spodnie. Nie mogę uwierzyć w
to, co za chwilę będzie mnie czekać.
-Gale, błagam cię… Przestań! Proszę!- krzyczę z całych sił, jakie
mi jeszcze pozostały, ale on nawet nie zwraca na mnie uwagi. Jest po prostu
zamroczony zdzieraniem ze mnie ubrań. Bronię się, ale on jest o wiele
silniejszy. Nie ustąpi, choćbym błagała go na kolanach, więc jedyną rzeczą,
jaką mogę teraz zrobić jest tylko to. Wierzgam się na kanapie, tym samym nie
pozwalając mu ściągnąć ze mnie bluzki. Kiedy jego dłonie w pewnym momencie
znajdują się niebezpiecznie blisko mojej twarzy, mocno gryzę go w rękę. Nawet,
gdy syczy z bólu, ja i tak nie odpuszczam, do momentu aż czuję słodką ciecz na
podniebieniu.
-Ty dziwko- cedzi przez zaciśnięte zęby, jeszcze bardziej
zdenerwowany. Tym razem stanowczo szarpie mną, żeby ściągnąć ze mnie bluzkę.
Teraz jedyne, co mogę zrobić, to tylko płakać i modlić się o cud. Czuję słone
łzy, spływające po moich policzkach aż do ust. Chłopak na pewno jest z siebie
dumny, że doprowadził mnie do takiego stanu. Nawet nie potrafię
wyobrazić sobie, jaki ból za chwilę mnie czeka. Rękoma tylko próbuję osłonić
brzuch, żeby chociaż Gale nie zdołał tknąć mojej córki, bo dla mnie nie ma już
ratunku…
Na szczęście już niedługo wakacje ;) O matko i znowu Gale, a Peeta siedzi w piekarni i nic nie wie... Jestem ciekawa jak to sie dalej potoczy :D Czemu Gale nie może zginąć xD Ale podoba mi się taki obrót spraw, bo w sumie mieli już troche spokoju :) Twoje opowiadania są idealne, zacznij doceniać swój wielki talent, nie każdy umie tak pisać ;*
OdpowiedzUsuńJEZU GALE TY IDIOTO NIENAWIDZE CIE ODWAL SIE OD NIEJ W KOŃCU JEZU I ZGIŃ
OdpowiedzUsuńJEZU PEETA WEŹ WRACAJ DO DOMU BO MASZ NAPAŚĆ W DOMU O MÓJ BOŻE
JEZU KATNISS WYTRZYMAJ PLZ PEETA JUŻ WRACA
JEZU CAŁA SIĘ TRZĘSĘ, NAPRAWDĘ
o Boże... :o Jak Gale mógł chcieć zrobić coś takiego?! I to Katniss, która jest w ciąży! Kobieto, pisz szybko następne :*
OdpowiedzUsuńhttp://dark-side-jen-law-fanfiction.blogspot.com/
Matko Katniss wytrzymaj jeszcze trochę! Gdzie ten Peeta no?! Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam twojego bloga! Jest świetny!
Czytałam dużo fanfiction, ale twoje jest zdecydowanie na 1 miejscu :)
~Wierna Czytelniczka :3
Jej!W końcu rozdział!Nie mogłam się doczekać:)
OdpowiedzUsuńGale wypinkalaj z ich życia,a Peeta wracaj najszybciej do domu i uratuj Katniss!
No kiedy następny rozdział???!!!! Ja tu nie wytrzymam, mam tylko nadzieję, że nic Katniss się nie stanie i Willow oczywiście..
OdpowiedzUsuńJeju, od dawna szukam takiego bloga a dzięki twojemu askowi zajrzałam tutaj. Po skończeniu Kosogłosa czułam lekki niedosyt myśląc że to koniec. Super że postanowiłaś pisać kontynuację. Zaczynam czytać wszystkie rozdziały :)
OdpowiedzUsuńGale, ty zboczencu in kryminalisto zas rany!!!! Ty, ty! Zabić go, powiesić!
OdpowiedzUsuńCudny kc <3
OdpowiedzUsuńGale[*]
Zapraszam na mojego bloga (sorrki za reklamę, ale dopiero zaczynam) http://dalszelosypeetniss.blogspot.com/