czwartek, 1 stycznia 2015

25. "Kolejna niewinna osoba"



 Mam dla was kolejny rozdział o wiele wcześniej, niż zazwyczaj, bo po paru dniach a nie po dwóch tygodniach xD Chciałabym utrzymać się z takimi odstępami, ale wszystkiego nie obiecuję oczywiście przez szkołę -.-  
To pierwsza notka w nowym roku :D Więc chciałabym poruszyć kwestię komentarzy. Jest ponad 10 tysięcy wyświetleń, z czego się niezmiernie cieszę, ale komentarzy tylko 90. Nawet nie wiecie, jak mi się japa cieszy, gdy widzę chociaż o jeden więcej przy jakiejkolwiek notce :3 I oczywiście dziękuję z całego serducha chociaż za te 90 komentarzy, które mega super motywują. Także piszcie, co mam pozmieniać i w ogóle c: Nie wstydźcie się <3 
Dłużej nie przeciągając zapraszam do czytania i komentowania :3
Pozdrawiam ;*
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Chłopak niepewnie spogląda na mnie spod kępki czarnych włosów. Zauważam, że jego dłonie niepokojąco drżą z zimna. Ubrany jest tylko w przewiewną kurtkę, a jego spodnie w kilku miejscach są podziurawione. Skoro Rory tu jest, niewykluczone też, że gdzieś w okolicy przesiaduje jego braciszek, który na pewno z wielką chęcią spotkałby się ze mną.
 Zimne ciarki przebiegają po moich plecach, gdy sobie to uświadamiam. Sprawnie chwytam Peetę za rękę. Nie byłam gotowa na to spotkanie po tak długim czasie. Z Rory’m prawie w ogóle nie miałam kontaktu. Parę razy zdarzało się, że odbierałam go ze szkoły, kiedy Gale nie mógł, ale na tym nasza znajomość się ograniczała.
-Rory… co ty tutaj robisz?- pytam, a mój głos lekko załamuje się na mroźnym wietrze.
-Katniss… Gale. On chce…- zaczyna, ale nie wie, jak sklecić zdania. Wstrzymuję oddech, zagryzając wargę i szykuję się na kolejne niebezpieczeństwo, które przygotowuje dla mnie los.
 Nagle chłopak niekontrolowanie zanosi się płaczem, upadając w zaspę śniegu. Chowa twarz w dłoniach, cicho szlochając. Nie wiem, jak w takiej sytuacji powinnam postąpić, ale po prostu do niego podbiegam.
-Rory! Rory, uspokój się! Co się dzieje?- pytam, chwytając go kurczowo za ramiona. Z początku próbuje się wyrwać, ale ja tak łatwo nie dam za wygraną. Niech dokończy, to co zaczął. Niech powie mi w końcu, co takiego knuje Gale.
 Peeta mnie powstrzymuje, żebym zostawiła go w spokoju, lecz ja wciąż próbuję go jakoś ukoić . W końcu dochodzi do tego, że siadam w śniegu, przytulając go. Jego zapach przypomina mi o kopalniach w Dwunastce, o domu i oczywiście o Gale’u. Nie mogę zapomnieć, że właśnie trzymam w objęciach krewnego mojego śmiertelnego wroga.
-Cii- szepczę, przyciskając jego głowę do piersi- Już dobrze. Już dobrze, Rory.
 Po chwili stopniowo zaczyna się uspokajać. Jego łzy spadają na moje spodnie. Drży, ale to chyba bardziej z zimna. Peeta siada obok nas, otulając chłopaka swoim płaszczem. Spoglądam na niego niepewnie, a on tylko przygryza wargę.
-Rory, już dobrze? Możesz mi powiedzieć, o co chodzi?- pytam łagodnie, lekko unosząc kąciki ust. Chłopiec podnosi głowę, by spojrzeć mi w oczy. Jego szare tęczówki przeszywają mnie na wylot. Jest tak podobny do Gale’a, a zarazem tak różny. Wiem, że nigdy nie posunąłby się do próby zabójstwa. Gale to co innego.
 Ostatnie krople łez spływają po smutnych policzkach Rory’ego i wzdycha z przejęciem. Cały czas czekam na wyjaśnienia. W międzyczasie znów ostrożnie chwytam rękę Peety, który momentalnie głaszcze kciukiem zewnętrzną część mojej dłoni.
-Katniss, przepraszam. Ja naprawdę nie chciałem. Tylko Gale wygrażał się, że z wszystkim skończy. Boję się go, Katniss- wypala na jednym wydechu. Nim zdążę dokładnie przetrawić jego słowa, Rory momentalnie wyrywa mi się, skręcając za róg najbliższego budynku.
-Rory!- krzyczę, zrywając się do biegu. Nie zważam na Peetę, który wrzeszczy na mnie, że mam się nigdzie nie ruszać. Nie zwracam uwagi na to, gdzie podążam. W głowie mam tylko to, żeby dogonić Rory’ego, który znów skręca w kolejną uliczkę. Słyszę za mną niewyraźne, ociężałe kroki, które należą do Peety. Nadal coś do mnie krzyczy, ale ja nawet się nie oglądam. Nie zwalniam, ani nie przystaję. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej przyspieszam.
-Rory! Rory, do cholery stój!
 Wkraczamy w starą i ubogą kamienicę. Obdrapane drzwi i powybijane okna w budynkach naokoło na pewno nie zwiastują nic dobrego. Pomimo tego wciąż podążam za chłopakiem. On coś wie, a ja muszę to z niego wyciągnąć. Mróz coraz bardziej mi doskwiera, ale adrenalina wszystko sprowadza do normalnego poziomu. Pomimo tego, że szybko się męczę powoli zaczynam doganiać Rory’ego. Depczę mu po piętach. Peeta natomiast chyba się gdzieś zagubił, bo nie mogę dosłyszeć jego przyspieszonych kroków tuż za mną. Wiem, że będzie miał mi za złe, że znów go nie posłuchałam, ale informacja Rory’ego z pewnością jakoś nam pomoże. Nie będzie musiał się o mnie zamartwiać i w końcu zaczniemy normalnie żyć. O ile można mówić o normalnym życiu po dwukrotnym pobycie na arenie.
 Chłopak niespodziewanie wkracza do opuszczonego i najbardziej zaniedbanego z budynków. Jego ściany prawie się rozsypują, natomiast dach jest cały w dziurach. Mogę przysiąc, że jeden podmuch wiatru mógłby zmieść go z powierzchni ziemi.
 Staję w progu i dostrzegam go w cieniu w kącie pokoju. Księżyc pada na jego zmieszaną twarz, czyniąc go jeszcze bardziej przestraszonym. Boję oprzeć się o ścianę, by wyrównać oddech, żeby natychmiast nie runęła. Słyszę, jak pod moimi ociężałymi krokami skrzypi podłoga. Naprawdę obawiam się, że ten stary budynek za chwilę się na nas zawali.
 Wzrok skupiam na Rory’m i dopiero teraz zauważam w jego ręce gruby pal drewna. Wygląda, jakby nad czymś się zastanawiał, a ja obawiam się zrobić jakikolwiek krok w jego stronę, żeby tylko nie zadziałał zbyt pochopnie. Pozwalam sobie trochę ochłonąć, co nie jest łatwe, gdy przed oczami zaczynają pojawiać mi się drobne mroczki.
-Rory, co… Błagam, możesz wyjaśnić mi to całe zamieszanie?- pytam, dotykając zimną ręką czoła i oddychając głęboko.
-Ja nie chciałem, rozumiesz?! Nie chciałem tego wszystkiego! Gale mnie do tego zmusił, bo wygrażał się, że zabije całą naszą rodzinę! Katniss, on cię nadal kocha, a to że jesteś z kimś innym uważa za zdradę! Dlatego chce was zabić! Przepraszam cię, Katniss, ja naprawdę nie chciałem się w to wszystko mieszać, ale to nie jest zależne ode mnie! Chcę tylko ochronić przed nim naszą rodzinę…
 Jego słowa spadają na mnie z szybkością karabina maszynowego i przytłaczają swoim ciężarem. Momentalnie niekontrolowanie zaczynam drżeć, a nogi uginają się pode mną. Rory tylko stoi, wciąż trzymając w rękach drewniany pal, ale znów zauważam na jego policzkach, tak dobrze mi znane łzy bezsilności. I co on zamierza teraz zrobić? Zabić mnie? Oddać w ręce brata? Zaczynam potwornie żałować, że nie posłuchałam Peety i nie odpuściłam.
-Rory…- zaczynam, powoli podchodząc do niego. Chłopak momentalnie się płoszy, niczym dziki jeleń w potrzasku. Nie wie, co ma zrobić, a ja widzę w jego oczach zagubienie.
-Nie podchodź!- wrzeszczy, zamierzając się drewnianym palem. Odruchowo unoszę ręce na wysokość głowy, dając mu do zrozumienia, że nie chcę go skrzywdzić.
-Rory, nie rób czegoś, czego później będziesz żałować. Nie rób tego. Uspokój się, a ja porozmawiam z Gale’m i wszystko załatwimy, dobrze?- sama jestem zaskoczona tonem mojego głosu. Delikatny i cichy, jakbym z miłością zwracała się do Peety. Robię krok w jego stronę, a on natychmiast znów staje się czujny.
-Przepraszam. Nie chciałem tego robić…- wyznaje, a na to co po chwili się dzieje nie ma racjonalnego wytłumaczenia.
 Rory zaczyna mocno uderzać palem w ścianę budynku, w którym się znajdujemy. Jak na swój wiek jest całkiem silny. Nie potrzebuje wielu uderzeń, aby uzyskać wyczekiwany rezultat. Dom zaczyna delikatnie się chwiać, a ja postępuję pod wpływem instynktu. Podbiegam do chłopaka, próbując odebrać mu broń. Szarpię się z nim krótką chwilę, zanim on uderza mnie palem w głowę. Tracę równowagę i upadam na podłogę. Z początku tracę orientację, a czarne plamki przed oczami wywołują u mnie niepokój. Wciąż słyszę w głowie łomotanie i czuję, jak miejsce po uderzeniu zaczyna nieprzyjemnie pulsować z bólu. Pomimo tego nie wydaję z siebie żadnych dźwięków, aż do momentu, kiedy tuż obok mnie spada deska z górnego piętra. Momentalnie przytomnieję, a dom po chwili zaczyna się rozpadać.
-Przestań!- krzyczę, próbując podnieść się z podłogi. Rory nie słucha, wciąż uderzając o ściany budynku. Ból w tylnej części głowy jest wprost nieporównywalny z rozpaczą, jaka mnie ogarnia. To koniec. Zginę pod gruzami starego budynku, a wszystko przez moją niewyobrażalną głupotę. Dlaczego znów nie posłuchałam Peety?! Załamie się, jeśli znajdzie mnie martwą wśród ton drewna…
Naokoło mnie zaczynają spadać różne odłamki z górnego piętra, a ja wiem, że już nic z tego. Gale będzie dumny ze swojego brata, który wyrośnie na takiego samego mordercę, jak on. Będzie śmiał się na moimi zwłokami.
 Natychmiast przytomnieję, gdy wielki odłam drewna spada, prawie miażdżąc moją nogę. Nie wiem, dlaczego zaczynam wołać Peetę. Katniss, weź się w garść, on i tak po ciebie nie wróci. Jesteś głupią idiotką i tyle. Naraziłaś życie nienarodzonego dziecka i swoje, żeby tylko uzyskać informacje, które i tak na nic się nie zdadzą.
 Już prawie pogodziłam się z nieuchronną opcją śmierci, gdy pośród spadających odłamków słyszę coś jeszcze. Odgłos kroków, który towarzyszy mi niemal codziennie. W domu, na Ćwieku. A może tylko mi się zdaje? Tak bardzo go w tej chwili potrzebuję, że zaczynam majaczyć? Dałabym wszystko, żeby jego silne ramiona otuliły moje zimne ciało, zapewniając ochronę. Żebym chociaż mogła powiedzieć mu, jak bardzo go kocham i przepraszam, że jak zwykle byłam nieodpowiedzialna. Przecież obiecywałam mu, zaklinałam się, że będę mu posłuszna w sytuacjach zagrażających życiu.
 Nagle ktoś łapie mnie za ramiona, jednym ruchem podnosząc z ziemi. Ból z tylnej części głowy momentalnie zaczyna rozsadzać ją od środka. Nie mogę powstrzymać się od krzyku, który wypełnia niemal cały zrujnowany budynek. Mam nadzieję, że to on. Że jednak udało mu się mnie znaleźć. Nie mylę się, gdy zauważam błysk jego niebieskich oczu. Natychmiast robi mi się słabo. Czyli jednak nie umrę?
 Do głowy przychodzi mi jeszcze Rory. Nadal został w tym domu? Czy może jakimś cudem się wydostał?
 Nie jestem do końca przytomna, gdy Peeta wynosi mnie z zawalającego się budynku. Nie mam siły pozostawić otwartych powiek, ale nie chcę też ich zamykać, żeby Peeta nie zamartwiał się, że stracił mnie po raz kolejny. Chciałabym wrócić po Rory’ego i pomimo tego, co mi zrobił jakoś mu pomóc. Wiem, że nie ma szans się stamtąd ratować.
 Ostatni raz spoglądam nieprzytomnym wzrokiem na zawalający się budynek. Ostatnia ściana przewraca się, pozostawiając tylko po sobie kłęby dymu. Ale dostrzegam coś jeszcze- rękę chłopaka, wystającą spod dech drewna. Ten widok ma mnie prześladować do końca życia.
 Gale zabił kolejną niewinną osobę. Swoją chorą zazdrością będzie odpowiedzialny za śmierci następnych ludzi, a ja wiem, że na tym się nie skończy.
 Nie mam już siły nawet płakać. Z trudnością zostawiam na wpół otwarte powieki. Mijane budynki suną wokół nas z prędkością światła, a przynajmniej tak mi się wydaje. Peeta cały czas coś do mnie szepcze, ale ja już nie kontaktuję.
-Kocham cię. Będzie dobrze…- szepczę niewyraźnym głosem, by się nie niepokoił. Ostatnie, co jestem w stanie wychwycić to jego zaniepokojone spojrzenie i dotyk zimnych warg na moim czole. Później pochłania mnie głęboka ciemność. 


11 komentarzy:

  1. Niczego nie musisz zmieniać jest IDEALNIE <3 Zawsze będę cię podziwiać ;)
    Ale się przestraszyłam... Myślałam że zejdę na zawał uff. Przez Gale'a są same kłopoty trzeba go wyeliminować xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Lily, Gale to same kłopoty! Usuń go :D
    A rozdział boski. ♥
    Szkoda tego brata Gale'a :< Biedny.
    I Katniss, ona chyba nie wie, że będzie mieć DZIECKO. Peeta, co on z nią ma :C Ja to bym ją zamknęła w pokoju do końca ciąży XD Ogarnij się, bo stracisz to dziecko i będzie dopiero płacz XD Ja nie grożę, ja tylko ostrzegam :D
    Pozdrawiam i życzę wenyy,

    Klaudyna K.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gale=kłopoty, ale mogą się jeszcze trochę pomęczyć XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra no to od czego by tu zacząć...
    może od tego, że dopiero teraz zauważyłam Twojego bloga! I nie wiem czemu dopiero teraz ://
    Ale trudno...przynajmniej go znalazłam :D
    Nic kochana nie zmieniaj! Dobrze jest tak jak jest, po prostu idealnie *-*
    co do rozdziału:
    Rory, czemu?! Co Ty sobie wyobrażałes?! Katniss prawie się zapadła pod tymi gruzami :( Ale wybaczam Ci, bo umarłes :'((
    Gale Ty popaprana świnio! Jak mogłeś?! Lecz się człowieku na łeb, bo mózgu to Ty nie masz :// (chociaż masz szczęście, że z Tobą jest ciekawiej. Taka fajna akcja :D ale i tak Cię nie lubię-,-)
    Katniss trzeba było się słuchać Peety! Nie narażaj kobieto Waszego dziecka! Trochę odpowiedzialności...
    Peeta Ty.. Ty się nie zmieniaj <3 Jesteś idealny jak zawsze złotko *-* ♥♥♥♥♥♥
    Jestem ciekawa kiedy ten szczur wyjdzie z ukrycia i co zrobi :D
    czekam z niecierpliwością na następny i życzę Tobie wszytkiego co najlepsze w nowym roku :)
    dobra kończę, bo się trochę rozpisalam XD
    mam nadzieję, że dodasz szybko rozdział:)
    pozdrawiam i życzę mnóstwo weny
    katnisseverdeenipeetamellark.blogspot.com
    wybacz, że z anonimowego konta ale jestem zbyt leniwa ://

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg, no nieźle już się bałam, że to będzie pułapka i że Katniss spotka w tym domu Gale'a... No jestem w niemałym szoku. Pisz tak dalej!
    Pozdrawiam
    Pure

    OdpowiedzUsuń
  6. Dopiero co odkryłam tego bloga .jestes super. Będę czekać w napięciu żeby mnie tylko prąd nie kopnął 👌

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam do mnie na wcalemnienieznasz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zawsze świetna notka :) Taka emocjonująca, że aż ciary przechodzą. Czekam na nową, mam nadzieję, że wkrótce;)
    A tymczasem chamsko zaproszę do nas:
    porebelii.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże uśmierciłaś biednego, bogu ducha winnego Rory'ego :( szkoda ale rozdział i tak boski :D Peeta jest niesamowity zawsze uratuje swoją damę z opresji Kocham twojego bloga :D W ogóe zapraszam do mnie : http://katniss-everdeen-life-after-games.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapewne..
    Napewno * xd wszyscy czekamy na wiecej rozdzialow oczerniajacych Gale'a

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Z uśmiechem przyjmuję nawet szczerą krytykę. Nie nalegam, ale to niewyobrażalnie motywuje do dalszej pracy :)