piątek, 23 stycznia 2015

28. "Najmilsza noc"

Na wstępie od razu uprzedzam, że nie za bardzo podoba mi się ten rozdział, no ale macie go xD
I chyba zacznę was szantażować o komentarze :3 Nie miejcie mi tego za złe, bo sama się z tym źle czuję, ale no po prostu ostatnio jest ich tragicznie mało ;__; Więc, następny rozdział dodam, jeśli będzie powyżej 5 komentarzy. Wiem, że jestem wredna, ale nie zapominajcie, że was kocham <3 Oczywiście z całego serca dziękuję osobom, które jednak komentują, kocham was miśki ;* No i ten, zapraszam do czytania i KOMENTOWANIA <3
K.G.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Przekraczam próg pokoju, w którym będę lada moment przesłuchiwana. Nieprzyjemne zimno chłosta moje ramiona, a ja od razu się wzdrygam. Chłodna dłoń Peety, spoczywająca na moim ramieniu tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że powinnam się niepokoić.
W pomieszczeniu panuje lekki półmrok, a przede mną rozciąga się biurko, na którym świeci lampa. Pod nią dostrzegam kilka papierów, długopis i teczkę. Przełykam głośno ślinę, gdy zauważam w kącie pokoju jeszcze jedną postać. Wynurza się z cienia, zdejmując kaptur, a ja niemal natychmiast ją rozpoznaję. Od razu rzucam jej się na szyję, sama zaskoczona moim czynem. Cressida z początku się waha, ale przyjmuje mój przyjacielski uścisk. Wygląda całkiem inaczej, niż przy naszym ostatnim spotkaniu. Na jej niegdyś łysej głowie teraz zapuściła blond włosy, sięgające ramion. Zrobiła jeszcze dodatkowe tatuaże swoich zielonych zarośli, które teraz pną się po jej szyi aż na wygoloną, lewą stronę głowy.
-Co tu robisz?- szepczę, bo wiem, że cała nasza rozmowa jest nagrywana, a nawet może i podsłuchiwana.
-Chcę wam pomóc- oświadcza równie cichym głosem, ale dla mnie to za mało. Mój wzrok domaga się wyjaśnień, ale ona nie powie mi niczego więcej- Przepraszam, Peeta, ale będziesz musiał wyjść. Najpierw chciałabym porozmawiać z Katniss.
Jej śmiertelnie poważny ton dźwięczy mi w uszach. Peeta delikatnie ściska moje ramię, niezbyt zadowolony z decyzji Cressidy i z tego, że musi mnie tutaj zostawić. Próbuje ukryć irytację wymalowaną na jego twarzy, gdy wychodzi z pomieszczenia, a Strażnik wyprowadza go na korytarz.
Dziewczyna gestem nakazuje mi usiąść, kreśląc coś w papierach na biurku. Z pewnością nie będzie to łatwa rozmowa. W końcu chodzi tu Rory’ego. Boję się, że to ja mogę zostać obarczona jego śmiercią. Ale od czego jest tu Cressida? Zapewniła mnie, że chce nam tylko pomóc, więc raczej nie powinnam się martwić. Pomimo tego aż cała dygoczę, bawiąc się swoimi palcami.
Blondyna podnosi na mnie wzrok, odkładając papiery na bok. Wygląda zupełnie inaczej, a ja wciąż mam wrażenie, że nie rozmawiam z tamtą dziewczyną, która pomagała mi obalić rządy Snowa. Może to przez schludną marynarkę, która dodaje jej powagi? W pamięci widziałam ją przeważnie w żołnierskim stroju i z kamerą w ręce. Niewiarygodne, jak czas i wojna wszystkich nas zmieniła.
-Nie będę cię długo zatrzymywać, bo pewnie jesteś zmęczona- zaczyna, starannie składając dłonie na blacie. Posyła mi krótki, pokrzepiający uśmiech- Zadam ci tylko parę istotnych pytań.
Niezauważalnie kiwam głową, wypuszczając powietrze z ust.
-Liczę też na prawdomówność z twojej strony, Katniss… A więc dobrze, zacznijmy od tego, gdzie byłaś nocą piątego stycznia?- przyciska kilka klawiszy na urządzeniu, leżącym obok lampy, którego wcześniej nie zauważyłam. Domyślam się, że włącza nagrywanie naszej rozmowy. Więc od teraz, wszystko, co powiem może być wykorzystane przeciwko mnie.
-Myślałam, że wiesz gdzie byłam- ku mojemu zaskoczeniu głos mam stanowczy.
-Owszem, ale muszę mieć to zapisane na naszej rozmowie- wskazuje palcem na urządzenie- A więc jeszcze raz, gdzie byłaś nocą piątego stycznia?
-Po wizycie w szpitalu, razem z Peetą spacerowaliśmy po ulicach Kapitolu, gdy napotkaliśmy Rory’ego Hawthorne’a- wyjaśniam, wyraźnie zdegustowana, krzyżując ręce na piersi. Jestem nie tyle, co zirytowana tą całą sytuacją, ale wściekła.
-Dobrze, a później?
-Rory zaczął mi coś wyjaśniać w związku z jego bratem, a jak wiesz Gale zorganizował napad na pociąg, którym jechaliśmy do Kapitolu.
-Nie mamy dowodów, że to on- przerywa mi Cressida.
-Jak to nie macie?! A co z Asherem?! On nie jest dla was wystarczającym dowodem?!
-Czeka na proces, ale jak na razie jego zeznania to za mało, by winić Gale’a. Nie możemy wierzyć mu na słowo. Równie dobrze mógł sobie wszystko uroić, żeby nie skazać go na dotkliwą karę.
-Ale jak to?! Cressida, zrozum, że Gale chce mnie zabić! Może jeszcze nie wyszedł z ukrycia, ale próbuje najróżniejszych sposobów! Teraz posunął się nawet do zabicia własnego brata!- nie panuję nad swoimi nerwami. Wieść, że oni nie zrobią nic w dorwaniu Gale’a kompletnie mnie frustruje. Cressida znacząco wzdycha, przenosząc wzrok na dłonie. Wiem, że może nakazać Strażnikom dotrzeć do niego, ale tego nie zrobi. Uznaję to za zdradę. Dziewczyna przecież walczyła u mojego boku, a teraz tak po prostu nie chce mi uwierzyć?
-Może powróćmy do tematu naszego spotkania, Katniss…
-Czyli mam rozumieć, że nic nie zrobicie?- przerywam jej, posyłając nienawistne spojrzenie.
Na chwilę między nami zapada cisza, podczas której Cressida zwilża usta językiem.
-Nie mam na to wpływu. Chciałabym ci pomóc, ale jestem tu w zupełnie innej kwestii- tłumaczy, niczym małemu dziecku. Spogląda na mnie smutnymi oczami, ale ja nie potrzebuję współczucia. A tym bardziej od niej.
-To kiedy będziesz miała na to wpływ? Wtedy, kiedy będę miała robioną sekcję zwłok, a ty będziesz przeprowadzała identyczne przesłuchanie, tylko tym razem z Gale’m?
Cressida prostuje się na krześle, a na jej twarzy błądzi lekki uśmiech. Czy to, że moje życie jest zagrożone, jest aż takie zabawne?
-Katniss, bądźmy dorośli i nie bawmy się w takie gierki.
-Dobrze wiem, co usłyszałam od Rory’ego. Głównie po to za nim wtedy pobiegłam.
-A więc, co ci powiedział?- dopytuje się, opierając łokcie o blat biurka. Na wspomnienie tamtej nocy dreszcz strachu przechodzi po moich plecach.
-Że to Gale kazał mu tam mnie zwabić. Inaczej pozabijałby całą ich rodzinę.
Cressida zaciska usta w prostą kreskę i zaznacza coś na karcie, a ja w międzyczasie wycieram spocone dłonie w sukienkę. Oddałabym wszystko, żeby jakimś cudownym trafem znaleźć się w domu. Mam Kapitolu po dziurki w nosie. Praktycznie to tutaj spotykają mnie same kłopoty.
-A co stało się nieco później?- blondyna zaczyna powoli wytrącać mnie z równowagi tymi ciągłymi pytaniami.
-Mówił, że musi to zrobić dla dobra rodziny i zaczął uderzać w ściany budynku drewnianym palem. A zważając na fakt, że ten dom był bardzo stary zaczął się zawalać. Peeta w porę mnie z niego wyniósł, ale nie zdążył wrócić po Rory’ego…- znów ten przeraźliwy obraz odtwarza się w mojej głowie. Nigdy nie zapomnę jego wystającej ręki spod gruzów budynku. Czuję, jak moje oczy lekko zaczynają się szklić- Nie mogłam nic zrobić, żeby go uratować, rozumiesz? Nic. Naprawdę nie chciałam, żeby Rory zginął. Wierzysz mi, prawda?
Podnoszę na nią wzrok, gdy pierwsza łza znajduje ujście w kąciku mojego oka. Chcę, żeby Cressida zauważyła, że jest mi z tym naprawdę ciężko.
-Oczywiście, że ci wierzę- deklaruje, przesuwając dłoń po blacie i kładąc na mojej ręce- Dziękuję, że zdołałaś przyjść. Nie postawię ci zarzutów, bo ci ufam, więc jesteś wolna.
Pomimo łez, na mojej twarz rodzi się uśmiech. Czuję, jak kamień spada mi z serca i oddycham z ulgą. Jednak nie zostanę skazana za przyczynienie się do śmierci Rory’ego, a to najlepsze wieści w dzisiejszym dniu. I co, Gale? Nadal nie udało ci się mnie pogrążyć. Z Kosogłosem nie wygrasz…
Wychodzę z pokoju dumna i nadal z uśmiechem na twarzy. Peeta od razu wstaje z krzesła na korytarzu, marszcząc brwi. Wydaje się być zdezorientowany, a ja od razu chcę mu wszystko wyjaśnić, ale najpierw rzucam mu się na szyję. Jego zapach unicestwia mój strach, który prześladował mnie w pokoju obok nas. Chłopak zamyka mnie w mocnym i bezpiecznym uścisku. Równomierne bicie jego serce znów okazuje się być najlepszym lekarstwem na moje nerwy.
-Jesteśmy uniewinnieni?- szepcze w moje włosy, a ja skinam głową. Słyszę, jak głośno wypuszcza powietrze z ust i niemal wyobrażam sobie, jak siedzi tutaj, cały w nerwach podczas mojego godzinnego przesłuchania.
Jak dotąd, to my wygrywamy, ale nie wiadomo do czego znów Gale może się posunąć. Na razie działa w ukryciu, posyłając na nas inne osoby, ale chyba doszedł już do wniosku, że to nic nie daje. Próbował jeszcze unieszkodliwić Peetę, żeby nie robił kłopotu, ale sam przy tym nieźle oberwał, co wnioskuję z opowiadań blondyna. Przeczuwam, że nasze następne spotkanie odbędzie się twarzą w twarz.
Cressida nie prosi Peety na jego przesłuchanie, dając nam tym wolność. Mam wrażenie, że z moich rąk zdejmują się niewidzialne kajdany. Możemy wracać do Ośrodka Szkoleniowego, ale ja nadal wtulam się w Peetę i tak łatwo puścić go nie zamierzam. A tym bardziej, że całe moje zdenerwowanie i stres tylko on potrafi ukoić.
***
-Jutro wracamy do domu, cieszysz się?- Peeta wchodzi do naszego pokoju, podając mi kubek z herbatą. Na wieść o Dwunastce od razu się ożywiam.
-Nawet nie wiesz jak. Ten Kapitol mnie wykończy…- mamroczę, popijając słodką herbatę, której ciepło natychmiast rozlewa się po moim ciele. Spoglądam przez okno na ulice Kapitolu. Mieszkańcy jeszcze żyją naszym wywiadem. Chodniki wypełnione są kolorowymi ludźmi i światłami. Słychać nawet stłumione okrzyki i gwar.
-Tak, oto prawdziwy Kapitol. Zrobi wszystko, żeby zapewnić ludziom odpowiednią rozrywkę- mówi Peeta, podchodząc w moim kierunku. Przystaje naprzeciw mnie, również wpatrując się w te Kapitolińskie dziwadła, które teraz są wielkości mrówki. Nasz pokój znajduje się na dziesiątym piętrze, więc wszystko z tej wysokości wydaje mi się wyjątkowo małe.
-Tylko dlaczego naszym kosztem?- zadaję pytanie, na które i tak oboje nie znamy odpowiedzi. Krzyżuję ręce na piersi, zmęczona dzisiejszym, jakże „wyjątkowym” dniem. Spoglądam na zegarek, który wskazuje parę minut po północy, a mnie zaczyna wzywać sen. Stoimy tak w milczeniu, wciąż przypatrując się widokowi zza okna jeszcze przez parę minut, kiedy Peeta przerywa tę ciszę:
-Kochasz mnie. Prawda czy fałsz?
Spoglądam na niego zaniepokojonym wzrokiem, a on bez słowa siada na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Bez zastanowienia idę za jego przykładem.
-Prawda, prawda, prawda- szepczę, przytulając się do jego ramienia- Już jutro wszystko pójdzie z górki, Peeta. Będziemy w domu i błyszczące wspomnienia nie będą już cię tak męczyły.
Podnosi na mnie obolały wzrok.
-Ale one nie znikną, Katniss. Ja to wiem. Nawet nie wiesz, jak jest mi z tym ciężko…- zwilża usta i wzdycha z przejęciem. I ma rację. Właśnie o to chodzi, że nie wiem, co czuje.
-Peeta, wiem, że nie będziesz chciał rozmawiać na ten temat, ale warto spróbować… Co dokładniej robili ci w Kapitolu?- ostatnie zdanie wypowiadam nieco ciszej. Mogę przysiąc, że czuję, jak jego mięśnie się naprężają. Chyba wiedział, że prędzej, czy później będziemy musieli o tym porozmawiać. Peeta znów wzdycha, przygarniając mnie do siebie ramieniem.
-Po prostu przywiązywali mnie do fotela, żebym nie mógł się wyrwać. Potem pamiętam tylko wielką strzykawkę z zielonym płynem, wbijaną w skórę na mojej szyi. Od razu dostawałem halucynacji, które przenosiły mnie na arenę. Wtedy ty, w najróżniejszych okolicznościach próbowałaś mnie zabić. Pokazywano cię w najbardziej ohydny i przerażający sposób. Powtarzałem sobie, że to oni próbują zniekształcić cię w moich wspomnieniach, ale to się nie sprawdzało- robi krótką przerwę, żeby przypomnieć sobie tamte chwile- Kiedy nadal wmawiałem sobie, że mnie kochasz i taka nie jesteś, oni wymierzali na mnie najróżniejsze kary, żeby tylko mnie złamać. Biczowali, torturowali w inne, równie gorsze sposoby. Utwierdzali mnie w przekonaniu, że to przez ciebie tak cierpię. I tak każdego dnia na nowo…
Nie orientuję się, w której części jego opowiadania zaczęłam płakać. On stara się zachować kamienny wyraz twarzy, a ja przypominam sobie, że coś mu obiecałam w zamian za przekonanie Effie do płaskich butów. Może mu to też wynagrodzić to, że tak się przede mną otworzył. Powiedział mi o swoich najgorszych przeżyciach, a wiem, że nie jest mu z tym łatwo.
-Jestem dla ciebie najlepszym lekarstwem, tak?- mówię, a on spogląda na mnie zaciekawionym wzrokiem, unosząc brwi. Ociera moje zapłakane policzki, a ja przykładam moje usta do jego. Z początku delikatnie mnie całuje, prawie nie dotykając moich warg. Uwielbiam w nim tą jego nieśmiałość, ale muszę rozładować emocje, które dzisiejszego dnia za bardzo w sobie tłumiłam. Zarzucam mu ręce na szyję, bardziej go do siebie przyciągając. Odrywamy się na chwilę od siebie, by zaczerpnąć powietrza, a ja opieram swoje czoło o jego.
-Kocham cię, kocham cię, kocham cię- powtarza szeptem, niczym mantrę. Lekko trącam nosem jego policzek. Delikatny jęk dobrowolnie wydobywa się z mojego gardła, gdy swoimi wargami ogrzewa mój kark. Przesuwa nimi po szyi aż na moje usta i znów zaczyna trasę od nowa. Później następuje moja kolej, podczas której Peeta podnosi mnie i stawia przy ścianie. Opieram się o nią plecami, bo mam wrażenie, że dosłownie za moment upadnę. Moje nogi zaczynają drżeć, gdy znów czuję jego język na moim dekolcie. Mój płytki oddech domaga się coraz więcej tlenu, ale nie chcę żeby blondyn przestał mnie całować. Od dawna nie byliśmy tak blisko, a przynajmniej tak mi się wydaje. Peeta delikatnie napiera na mnie swoim ciałem, zabierając się za rozpinanie mojej sukienki. Szuka w moich oczach pozwolenia, ale nie potrafię wydusić z siebie ani słowa. Potrafię jedynie cicho jęczeć, nic poza tym, więc niezauważalnie skinam głową. Odsuwa się na chwilę ode mnie, by suknia mogła swobodnie opaść na podłogę. Nie dbam o to, czy strój się poniszczy, czy pogniecie. Teraz najważniejszy jest tylko on i tego się trzymam.
Potem moja kolej. Zdejmuję z niego marynarkę i koszulę. Moje serce przyspiesza na widok zarysu jego mięśni. Boję się, że za chwilkę moje płuca nie wytrzymają niedoboru tlenu, ale gdy zauważam u Peety ten sam syndrom nieco się uspokajam.
Kładzie mnie delikatnie na łóżku, potwornie dysząc przy tej czynności, a sam zdejmuje swoje spodnie, rzucając je w kąt pokoju. Czuję, jak moje ciało rozpala się do czerwoności, kiedy Peeta odpina mój biustonosz i zaznaczając drogę ustami po moim ramieniu. Między pocałunkami powtarza, jak bardzo mnie kocha, a mi cały pokój wiruje przed oczami.
Gdy pozbywamy się ostatnich, niepotrzebnych części bielizny przygryzam płatek jego ucha, przy czym on wydaje z siebie cichy pomruk, co mnie śmieszy, ale też sprawia przyjemność.
Kładę głowę na poduszce, cały czas zachłannie smakując jego ust. Potem odgarnia jednym ruchem ręki kosmyki włosów z mojego czoła i całuje mnie w to miejsce. Muska również moje policzki, nos, a później pocałunkami schodzi w dół, wzdłuż mojej szyi, przez piersi aż na brzuch. Jestem szczególnie szczęśliwa, że całuje również to miejsce mojego ciała.
Chciałabym móc mu powiedzieć, jak bardzo go kocham. Jak bardzo go potrzebuję. Jak bardzo czyni mnie w tej chwili szczęśliwą, spełnioną. Kochaną. Peeta mnie kocha. Wiem to na pewno. Żadne słowa nie potrafią wyrazić tego, co do niego czuję.
Tak bardzo czekałam na ten moment. Hormony dosłownie buzują w moim ciele, przyczyniając się do wydobywania z mojego gardła przeciągłych, głośnych jęków. Ciało Peety dosłownie lśni od potu. Przeraźliwie dyszy, zresztą ja mu w tym dorównuję. Spoglądam w jego oczy, w których nie widzę nic innego niż pożądanie. Całuje mnie, by przyciszyć odrobinę nasze wzdychania, gdy kolejna fala potu oblewa nasze ciała.
Mogę tę noc z pewnością zaliczyć do najmilszych, najlepszych, najprzyjemniejszych na świecie.
-Dziękuję- jęczę, przyciągając go jeszcze raz do siebie i przymykając oczy.
-Kocham cię, Katniss. Kocham cię, kocham- znów się powtarza, ale mi to nie przeszkadza. Wręcz utwierdza w przekonaniu, że tak jest. Skubie zębami moją dolną wargę, doprowadzając mnie tym niemal do szaleństwa. Natomiast ja nie pozostaję mu dłużna, wyznaczając szlak ustami na jego muskularnych ramionach. Zauważam, że lampa w pokoju zaczyna powoli dogasać, dając nam romantyczny nastrój. Raz za razem głaszczę jego plecy i przeczesuję włosy. Pragnę mu się odwdzięczyć za każdą chwilę rozkoszy, którą mnie obdarzył. Nie przypuszczałam, że z minuty na minutę może uczynić mnie tak szczęśliwą…
Jeszcze raz pocałunkami próbuje stłumić nasze jęki w tej kulminacyjnym momencie naszych 
pieszczot, a ja nie potrafię myśleć o niczym innym, niż o tym, jak bardzo kocham Peetę Mellarka. 



11 komentarzy:

  1. Mnie rozdział bardzo,bardzo się podobał!
    Czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Heja,
    super piszesz. Jest to jeden z moich ulubionych blogów:)
    Widac że masz spory talent.
    ^^Viks^[

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, my God.
    Nie mogłam się doczekać rozdziału i chyba następnego tez xD
    Ale.. Cressida? O.o
    Gale gupek -.- nienawidzę go za to co im zrobił.
    Biedny Peeta ;C moje kochane biedactwo <33
    Życzę dużo weny i do następnego ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Całe szczęście, że nie zostali oskarżeni ;) Czasem nie wiem co mam pisać bo po prostu brakuje mi słów :* Cudownie jak zawsze z resztą :) Ludzie komentujcie, komentujcie!

    OdpowiedzUsuń
  5. super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie tego brakowało mi w książce xD Dziękuje ci za to <3 Super rozdział i najlepszy blog o nich jaki znam *-* Z niecierpliwością czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Masakra ❤️💛💚💜💙 Jezuu, cudny rozdział 😭Nie mogę doczekać się następnej notki ;** Uwielbiam twój styl pisania, zakochałam się po prostu 🐍 Pozdrawiam bardzo serdecznie ;3
    PureBlood

    OdpowiedzUsuń
  8. <3 Lofciam tego bloga <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj, zostałaś nominowana do LBA :) Wszystkie szczegóły tutaj: http://lastchancestory.blogspot.com/2015/01/lba.html

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Z uśmiechem przyjmuję nawet szczerą krytykę. Nie nalegam, ale to niewyobrażalnie motywuje do dalszej pracy :)