sobota, 31 stycznia 2015

29. "Długi poranek"

Rozdział nieco z opóźnieniem, ale miałam mega dużo sprawdzianów no i trochę też brak weny, ale bardzo ogromnie dziękuję za te wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem *-* Jesteście po prostu wspaniali <3 Nawet nie wiecie, jak wielkiego banana mam na twarzy xD I teraz też chyba będę stosowała tą samą zasadę, co wcześniej, czyli następny rozdział dodam, jeśli pod tym będzie 6 komentarzy :3 Przepraszam, ale tylko w taki sposób mogę was zmotywować do komentowania i oczywiście mam nadzieję, że nie jesteście na mnie o to źli, czy coś ^^ Kocham was <3
K.G.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


-Dziś wielki, wielki, wielki dzień!- słyszę niewyraźnie, jakby przez mgłę. Nie muszę zbytnio się wysilać, by przypomnieć sobie do kogo należy owy głos. Natarczywe pukanie w drzwi naszego pokoju sprawia, że pomruk niezadowolenia wydobywa się z mojego gardła. Delikatnie naciągam dłoń Peety na swoją twarz, by choć jeszcze na minutkę zmrużyć oko. Leży, przytulony do moich pleców, a ja wiem, że też już nie śpi. Cicho wzdycha w moje włosy, gdy Effie znów próbuje postawić nas na równe nogi. Unoszę jedną powiekę, by sprawdzić, która godzina. No, pięknie, zegar wskazuje parę minut po ósmej. Dlaczego chociaż raz nie może pozwolić nam się wyspać?
-Już idziemy Effie!- odkrzykuje jej Peeta, jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągając. Słyszę głośny stukot jej obcasów po kafelkach w holu, więc wspólnie uznajemy, że wreszcie sobie poszła- Dzień dobry, kochanie.
Jego zalotny ton przyprawia mnie o niekontrolowane dreszcze. Chyba zwrócił na to uwagę, bo słyszę jego cichy chichot nad lewym uchem. Dlaczego muszę tak reagować na wszystko, co ma związek z Peetą?
-Co ci jest?- pytam, odwracając się w jego ramionach tak, że jego oddech przyjemnie owiewa mi twarz.
-Masz dreszcze na dźwięk mojego głosu?
-Śmieszy cię to?- teatralnie przewracam, udając moje niezadowolenie.
-Nie, ale to chyba dobrze, skoro tak gwałtownie na mnie reagujesz- uśmiech zwycięstwa króluje na jego twarzy.
-Masz niezmiernie wielkie mniemanie o sobie- kwituję i mam nadzieję, że zostawimy już ten temat rozmowy za sobą. Całuję go w czubek nosa, żeby nie czuł się urażony, ale jego kąciki ust wciąż uniesione są ku górze. Natomiast on nie ma najmniejszego zamiaru poprzestać na jednym pocałunku. Odnajduje moje usta swoimi, zatapiając je w bezgranicznym pocałunku. Znów czuję głód, ale nie taki normalny. Chociaż zaspokoiłam go w nocy, teraz ponownie mam ochotę na Peetę.
Kładę głowę na jego piersi, rozkoszując się równomiernym biciem serca. Jego dłoń powoli przesuwa się po moim nagim ramieniu, to w jedną, to w drugą stronę.
-Wiesz, że jeszcze nigdy tak dobrze nie spałam?- odzywam się po chwili ciszy, unosząc głowę, by spojrzeć mu w oczy- Zero koszmarów, zero przebudzeń. A najlepsze jest to, że ty byłeś tuż obok.
W odpowiedzi na moje słowa delikatnie się rozpromienia. Widzę prawdziwe szczęście w jego błękitnych oczach, kiedy ciągle przesuwa dłonią po moim ramieniu, ale schodzi nią trochę niżej, zatrzymując na moim brzuchu.
-Nadal obstawiasz, że to będzie chłopiec?- nie wiem, dlaczego szepcze, ale podoba mi się to. Jego ton jest delikatny, jakby się obawiał, że może nagle obudzić naszą małą pociechę. Na wzmiankę o dziecku dobrowolnie się uśmiecham.
-Zastanawiałam się nad tym i wiesz, co? Jednak zmieniłam zdanie. Tak, jak ty sądzę, że to dziewczynka- jeszcze szczelniej okrywa mnie kołdrą i całuje w czubek głowy, a ja dodaję po chwili:
-Wiem, że to nie jest najlepszy moment na tego typu rozkminy, ale może powinniśmy pomyśleć na imieniem. Co ty na to? Jest jeszcze dużo czasu, ale chciałabym zacząć je jakoś nazywać i nie zwracać uwagi na to, czy mówię „on” czy „ona”.
-Więc wybierzmy imię dla dziewczynki i chłopca- decyduje, podnosząc się w moim kierunku na łokciu- Masz jakieś propozycje?
Próbuję w myślach przewertować wszystkie znane mi imiona dla dziewczyn, ale prawie każde odrzucam. Gdybym trochę dłużej się zastanowiła na pewno jakieś zdołałabym wybrać, ale pod presją jego oczu jest to wręcz niewykonalne, więc tylko ze skruchą kręcę głową.
Teraz kolej na Peetę. Uważnie mu się przyglądam, gdy intensywnie myśli nad imieniem dla naszego dziecka. Marszczy brwi, co chwilę oblizując usta. Mam nadzieję, że jego wybieranie nie osiądzie na mieliźnie, tak jak moje. Jeszcze chwilę wpatruje się w kąt pokoju, przygryzając wargę, aż nagle podnosi na mnie wzrok pełen ekscytacji.
-Willow- mówi tylko, splatając nasze dłonie. Willow. To imię dźwięczy mi cały czas w głowie.
-Idealne- szepczę, zgadzając się z nim. Jak to się dzieje, że zawsze Peeta musi być taki wspaniałomyślny?
-A jeśli to chłopiec?- pyta, dając mi do zrozumienia, że to ja teraz powinnam wymyśleć męskie imię. Znów jego przeszywające spojrzenie nie pozwala mi racjonalnie myśleć. Próbuję się skupić, ale nic z tego. Kładę dłoń na brzuchu, przymykając oczy. Wertuję całą listę chłopięcych imion w głowie, kiedy Peeta zakłada mi kosmyk włosów za ucho.
-Robisz to specjalnie- mruczę, otwierając tylko jedno oko, przy czym on cicho się śmieje.
Przypominam sobie wszystkich ludzi, których w życiu spotkałam. W szkole, na Ćwieku, na Złożysku. Wymieniam w myślach ich imiona. Louise? Odrzucam to imię. Chris? Ponownie wykreślam kolejne imię z mojej listy. To może Rye? Sama nie wiem, dlaczego akurat to przyszło mi do głowy. Nie przypominam sobie, żeby znała kogoś, kto tak się nazywa.
-Rye?- cicho proponuję, a Peeta kiwa głową, analizując brzmienie tego imienia. Podoba mi się mój pomysł i jestem z siebie dumna, że pod presją mojego męża zdołałam w ogóle racjonalnie myśleć.
-Skoro oboje zakładamy, że będzie to dziewczynka- mówi, znów niezauważalnie przesuwając palcami po moim brzuchu. Nie wiem, dlaczego, ale uwielbiam, kiedy to robi- może będziemy zwracać się do niej po imieniu? Willow?
-Zgoda- odpowiadam, przypieczętowując nasze słowa namiętnym pocałunkiem. Peeta odrywa swoje wargi od moich ust i przesuwa nimi po moim policzku i schodzi na szyję. Odruchowo odchylam głowę do tyłu, dając mu do zrozumienia, żeby pod żadnym pozorem nie przestawał. Fala gorąca oblewa moje ciało, uderzając aż po czubki palców. Nie potrafię powstrzymać mojego ciała przed dygotaniem. Tym razem to ja muskam wargami jego tors, potem ramiona i szyję. On natomiast wydaje z siebie ciche pomruki, które cały czas mnie śmieszą. No, tak. Ja jęczę, Peeta mruczy. Idealne połączenie.
Delikatnie przygryzam jego dolną wargę, a on odruchowo dłońmi schodzi po moich plecach na pośladki. Niekontrolowany, przeciągły jęk ogarnia nasz pokój, a on jeszcze raz wpija się w moje wargi.
-Wiedziałam! No, po prostu wiedziałam!- głos Johanny za drzwiami sprawia, że momentalnie odskakujemy od siebie, jak oparzeni- Słychać was aż w salonie! Nie możecie załatwić tego trochę ciszej?!
Pomimo czerwonych rumieńców, które momentalnie wypłynęły na moją twarz, przykładam dłonie do ust, próbując jakoś stłumić mój śmiech. Spoglądam na Peetę, który przyciska poduszkę do twarzy, w tym samym celu, co ja.
-Przysięgam, że jeśli w tej chwili nie wyjdziecie na śniadanie, to sama tam do was wkroczę i was ubiorę, rozumiecie?!
-Tak jest- odkrzykuję jeszcze drżącym z pożądania głosem. Johanna wydaje się być naprawdę wściekła, ale odkąd pamiętam zawsze taką zgrywała. Naburmuszona odchodzi z powrotem na śniadanie, a mnie zastanawia fakt, jak się tu znalazła. Przecież była z Annie w szpitalu. Ach, no tak, dzisiaj wreszcie wracamy do domu. Podbiegam do Peety, który zamyka otworzone na noc okno. Rzucam mu się na szyję, a on tylko pytająco na mnie patrzy.
-Co ci się stało?- pyta, niepewnie mnie obejmując.
-Wracamy do domu. Dzisiaj wreszcie wracamy do Dwunastki- wyjaśniam, uśmiechając się od ucha do ucha- I nie będziesz się już tutaj tak męczył.
Peeta nieznacznie się uśmiecha, tylko po to, żebym nie zawracała sobie głowy jego wspomnieniami z Kapitolu. Ale ja to zauważam. Widzę, że się martwi swoimi przebłyskami, a najgorsze jest to, że nie mogę mu w żaden sposób pomóc. To, co zrobił mu Snow chyba na zawsze pozostawi blizny w jego pamięci.
-Hej- wzdycham, kładąc dłoń na jego policzku, by na mnie spojrzał- Pamiętaj, że zawarliśmy umowę, więc możesz mnie całować kiedy tylko zechcesz- cytuję jego słowa, które wypowiedział do mnie podczas 74 Głodowych Igrzysk. Przypominam sobie, jak wtedy moja twarz przybrała zielonkawą barwę. Nie byłam przygotowana na takie wyznania Peety, a nawet wcale ich nie potrzebowałam. Jak mogłam w ogóle tak pomyśleć? Jak mogłam być takim bezdusznym człowiekiem o skamieniałym sercu? Dopiero teraz uświadamiam sobie, jaki cios musiałam zadać Peecie, kiedy dałam mu do zrozumienia, że wszystko, co mu mówiłam było tylko grą. Że moja miłość do niego była udawana i nic nie znaczyłam. Nigdy, nigdy sobie tego nie wybaczę…
Kiedy wreszcie udaje nam się od siebie oderwać, biorę szybki prysznic. Ciepła woda, niczym wodospad bębni po moich plecach. Obmywa ciało z nocnego potu, który za sprawą Peety wkradł się na moją skórę. Wciąż w głowie mile wspominam te chwile i mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na następne.
Rozczesuję splątane kołtuny moich ciemnych włosów, splatając je na koniec w schludny warkocz. Nie liczę już, ile razy w taki sposób je spinałam, ale sądzę, że jest to mój znak rozpoznawczy, tak samo jak broszka z Kosogłosem. Bez warkocza, swobodnie opadającego na moje ramię nie byłabym sobą.
Zakładam niebieską bluzkę i dopiero teraz zauważam, że jest trochę przykrótka. Z ledwością jej dół zdoła dosięgnąć spodni. Nie mogę przecież tak pokazać się na śniadaniu, a to ostatnia czysta bluzka jaką ze sobą wzięłam. Nie pomyślałam w domu, że może aż tak się skurczyć, albo ja powiększyć. Tak, teraz obstawiam tą drugą opcję.
Wychodzę z łazienki, przystając przed drzwiami w stronę Peety i kładąc dłonie na biodrach.
-Zobacz, jak wglądam- skarżę się, spoglądając na niego z pode łba. Peeta marszczy brwi, cały czas wylegując się na łóżku.
-Pięknie- mówi, podnosząc się i zmierzając w moim kierunku.
-Nie widzisz, że mam za krótką bluzkę?
-Ale nadal wyglądasz pięknie- upiera się, przytulając mnie do siebie, a ja nie protestuję. Po chwili jednak próbuję się od niego uwolnić.
-I grubo- dokańczam, obracając się i demonstrując swoją figurę.
-Katniss, to dopiero początek, a ty już narzekasz.
-Trzeci miesiąc to nie taki początek- obruszam się, krzyżując ręce na piersi- Masz coś większego? Na przykład w rozmiarze 50?
-Chcesz moją koszulę?- znacząco się śmieje, owijając sobie mój warkocz wokół palca.
-Nie mam w co się ubrać- mówię już trochę zirytowana. Może i przesadzam, ale tylko z tego powodu, że jestem głodna. Pragnę zejść już na śniadanie i zapełnić usta wybornymi grzankami z jagnięciną i suszonymi śliwkami.
-No dobra, ale chyba nie mam też takiej rozmiarówki. 50? Haymitch nawet chyba takiej nie nosi.
-Nie łap mnie za słówka, tylko daj mi tą koszulę- mówię stanowczo, mrużąc oczy. Peeta przeszukuje wszystkie ubrania w swojej walizce, nadal się śmiejąc.
-To powinno być w sam raz- mówi, pochodząc do mnie i podając mi ubiór. W mgnieniu oka przebieram się i przeglądam w lustrze w łazience. Rzeczywiście, koszula jest odpowiednia, nawet jeszcze za duża. Szary kolor kontrastuje z moimi tęczówkami, a ja zauważam jeszcze jeden plus. Gdy podnoszę palcami wierzch koszuli i przykładam do nosa zapach, który wlewa mi się do płuc jest niezwykły. To Peeta. Jego zapach momentalnie mnie otumania. Przymykam oczy, jeszcze raz pozwalając sobie na przywołanie tego cudnego uczucia. Wiem, że nie będę mogła długo nosić jego koszuli, bo działa na mnie, jak narkotyk, a raczej dziwnie będę wyglądać wąchając ją.
-Widzę, że ci się podoba- na głos Peety lekko się wzdrygam. Podchodzi do mnie, a po chwili czuję jego usta na mojej szyi. Natychmiast moje nogi robią się niezwykle nieznośne. Zaczynają drżeć, a ja muszę przytrzymać się zlewu, żeby tylko nie upaść i nie rozbić sobie głowy o kabinę prysznicową.
-Podoba mi się jej zapach- poprawiam, a on momentalnie robi przerwę w całowaniu mojego karku. Opiera ręce o umywalkę, zamykając mnie w potrzasku, z którego nie mogę uciec, ale i też nie mam takiego zamiaru. Odwracam się twarzą w jego stronę i delikatnie całuję jego usta. Nie chcę być natarczywa, bo przecież powinniśmy być już na śniadaniu. Nie możemy liczyć w tej chwili na więcej, bo przecież Johanna zagroziła nam, że wparuje do naszego pokoju, jeśli się nie pospieszymy. I tak ma świętą cierpliwość, bo chyba upominała nas jakieś pół godziny temu.
-Ja i Willow- tu robię krótką przerwę, żeby nacieszyć się mówieniem o dziecku po imieniu. Zauważam w błękitnych oczach Peety ten cudowny blask, którym od jakiegoś czasu dość często mnie obdarowuje- dziękujemy tacie za jego koszulę o pięknym zapachu.
Na jego twarzy pojawia się bezkresny uśmiech, na którego widok ja także dobrowolnie się rozpromieniam.
-Wiesz, że powinniśmy już być na śniadaniu? Johanna naprawdę za chwilę się wścieknie- upominam go, gdy znów próbuje wargami dobrać się do mojej szyi. Niezadowolony wzdycha z irytacją, pozwalając bym wyszła z łazienki, a on mógł się wreszcie w spokoju ubrać.
Razem schodzimy na śniadanie i zastajemy wszystkich nie przy stole, ale na kanapie przed telewizorem. Skończyli zapewne już jeść, a my jeszcze nawet nie zaczęliśmy. Effie z Haymitchem oglądają jakieś Kapitolińskie show, którego przesłania i tak nie znam. Johanna pakuje swoje rzeczy do walizki, a Annie zajmuje się Finn’em.
-No, proszę. Kochankowie wreszcie zdecydowali się zaszczycić nas swoją obecnością- mówi Johanna, gdy dostrzega nas zasiadających do śniadania. Swoje słowa jeszcze podkreśla powolnym, ironicznym klaskaniem w dłonie. Peeta piorunuje ją wzrokiem, ale ja nie jestem zła. Wręcz przeciwnie. Cieszę się, że Johanna się nie zmieniła i pozostała nadal sobą. Nawet w tej sarkastycznej wersji. 


11 komentarzy:

  1. O jejujejujeju <3 Jaki cudny rozdział! Strasznie się ucieszyłam, że postanowiłaś zostawić oficjalne imiona dzieci. Niektóre blogerki wymyślają imiona i często wychodzi coś dziwnego ;-; No nic- rozdział słodki <3 Kocham cię za te jęki i pomruki ;)
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boziu jak ja kocham takie notki <3 Czytając zawsze się przy nich rozpływam:) Gratuluję tylu wspaniałych pomysłów ;)
    ~zuzad5

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorrki, podpisałam się przez przypadek z anonimowego konta xD (również jako zuzad5)

      Usuń
  3. Podoba mi sie ten rozdzial <3 czekam na nastepny

    OdpowiedzUsuń
  4. Notatka ja zwykle EXSTRA!!!
    Tylko mam nadzieje,że Katniss nie poroni jak na większości blogach bywa:(

    OdpowiedzUsuń
  5. Warto zawsze czekać na twoje notki :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super notka! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Kofffam ten blog

    OdpowiedzUsuń
  7. Dopiero niedawno zaczęłam czytać Twojego bloga i jestem pod wrażeniem!
    Masz talent,
    ~Dina

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajowy rozdzał
    Viks

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy kolejna notatka?

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy następna notka. ........ achhhh chyba umre z niecierpliwości

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Z uśmiechem przyjmuję nawet szczerą krytykę. Nie nalegam, ale to niewyobrażalnie motywuje do dalszej pracy :)