Rozdział nieco z opóźnieniem, ale miałam mega dużo sprawdzianów no i trochę też brak weny, ale bardzo ogromnie dziękuję za te wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem *-* Jesteście po prostu wspaniali <3 Nawet nie wiecie, jak wielkiego banana mam na twarzy xD I teraz też chyba będę stosowała tą samą zasadę, co wcześniej, czyli następny rozdział dodam, jeśli pod tym będzie 6 komentarzy :3 Przepraszam, ale tylko w taki sposób mogę was zmotywować do komentowania i oczywiście mam nadzieję, że nie jesteście na mnie o to źli, czy coś ^^ Kocham was <3
K.G.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Dziś wielki, wielki, wielki dzień!- słyszę niewyraźnie, jakby
przez mgłę. Nie muszę zbytnio się wysilać, by przypomnieć sobie do kogo należy
owy głos. Natarczywe pukanie w drzwi naszego pokoju sprawia, że pomruk
niezadowolenia wydobywa się z mojego gardła. Delikatnie naciągam dłoń Peety na
swoją twarz, by choć jeszcze na minutkę zmrużyć oko. Leży, przytulony do moich
pleców, a ja wiem, że też już nie śpi. Cicho wzdycha w moje włosy, gdy Effie
znów próbuje postawić nas na równe nogi. Unoszę jedną powiekę, by sprawdzić,
która godzina. No, pięknie, zegar wskazuje parę minut po ósmej. Dlaczego
chociaż raz nie może pozwolić nam się wyspać?
-Już idziemy Effie!- odkrzykuje jej Peeta, jeszcze mocniej mnie do
siebie przyciągając. Słyszę głośny stukot jej obcasów po kafelkach w holu, więc
wspólnie uznajemy, że wreszcie sobie poszła- Dzień dobry, kochanie.
Jego zalotny ton przyprawia mnie o niekontrolowane dreszcze. Chyba
zwrócił na to uwagę, bo słyszę jego cichy chichot nad lewym uchem. Dlaczego
muszę tak reagować na wszystko, co ma związek z Peetą?
-Co ci jest?- pytam, odwracając się w jego ramionach tak, że jego
oddech przyjemnie owiewa mi twarz.
-Masz dreszcze na dźwięk mojego głosu?
-Śmieszy cię to?- teatralnie przewracam, udając moje
niezadowolenie.
-Nie, ale to chyba dobrze, skoro tak gwałtownie na mnie reagujesz-
uśmiech zwycięstwa króluje na jego twarzy.
-Masz niezmiernie wielkie mniemanie o sobie- kwituję i mam
nadzieję, że zostawimy już ten temat rozmowy za sobą. Całuję go w czubek nosa,
żeby nie czuł się urażony, ale jego kąciki ust wciąż uniesione są ku górze.
Natomiast on nie ma najmniejszego zamiaru poprzestać na jednym pocałunku.
Odnajduje moje usta swoimi, zatapiając je w bezgranicznym pocałunku. Znów czuję
głód, ale nie taki normalny. Chociaż zaspokoiłam go w nocy, teraz ponownie mam
ochotę na Peetę.
Kładę głowę na jego piersi, rozkoszując się równomiernym biciem
serca. Jego dłoń powoli przesuwa się po moim nagim ramieniu, to w jedną, to w
drugą stronę.
-Wiesz, że jeszcze nigdy tak dobrze nie spałam?- odzywam się po
chwili ciszy, unosząc głowę, by spojrzeć mu w oczy- Zero koszmarów, zero
przebudzeń. A najlepsze jest to, że ty byłeś tuż obok.
W odpowiedzi na moje słowa delikatnie się rozpromienia. Widzę
prawdziwe szczęście w jego błękitnych oczach, kiedy ciągle przesuwa dłonią po
moim ramieniu, ale schodzi nią trochę niżej, zatrzymując na moim brzuchu.
-Nadal obstawiasz, że to będzie chłopiec?- nie wiem, dlaczego
szepcze, ale podoba mi się to. Jego ton jest delikatny, jakby się obawiał, że
może nagle obudzić naszą małą pociechę. Na wzmiankę o dziecku dobrowolnie się
uśmiecham.
-Zastanawiałam się nad tym i wiesz, co? Jednak zmieniłam zdanie. Tak,
jak ty sądzę, że to dziewczynka- jeszcze szczelniej okrywa mnie kołdrą i całuje
w czubek głowy, a ja dodaję po chwili:
-Wiem, że to nie jest najlepszy moment na tego typu rozkminy, ale
może powinniśmy pomyśleć na imieniem. Co ty na to? Jest jeszcze dużo czasu, ale
chciałabym zacząć je jakoś nazywać i nie zwracać uwagi na to, czy mówię „on”
czy „ona”.
-Więc wybierzmy imię dla dziewczynki i chłopca- decyduje,
podnosząc się w moim kierunku na łokciu- Masz jakieś propozycje?
Próbuję w myślach przewertować wszystkie znane mi imiona dla
dziewczyn, ale prawie każde odrzucam. Gdybym trochę dłużej się zastanowiła na
pewno jakieś zdołałabym wybrać, ale pod presją jego oczu jest to wręcz
niewykonalne, więc tylko ze skruchą kręcę głową.
Teraz kolej na Peetę. Uważnie mu się przyglądam, gdy intensywnie
myśli nad imieniem dla naszego dziecka. Marszczy brwi, co chwilę oblizując
usta. Mam nadzieję, że jego wybieranie nie osiądzie na mieliźnie, tak jak moje.
Jeszcze chwilę wpatruje się w kąt pokoju, przygryzając wargę, aż nagle podnosi
na mnie wzrok pełen ekscytacji.
-Willow- mówi tylko, splatając nasze dłonie. Willow. To imię
dźwięczy mi cały czas w głowie.
-Idealne- szepczę, zgadzając się z nim. Jak to się dzieje, że
zawsze Peeta musi być taki wspaniałomyślny?
-A jeśli to chłopiec?- pyta, dając mi do zrozumienia, że to ja
teraz powinnam wymyśleć męskie imię. Znów jego przeszywające spojrzenie nie
pozwala mi racjonalnie myśleć. Próbuję się skupić, ale nic z tego. Kładę dłoń
na brzuchu, przymykając oczy. Wertuję całą listę chłopięcych imion w głowie,
kiedy Peeta zakłada mi kosmyk włosów za ucho.
-Robisz to specjalnie- mruczę, otwierając tylko jedno oko, przy
czym on cicho się śmieje.
Przypominam sobie wszystkich ludzi, których w życiu spotkałam. W
szkole, na Ćwieku, na Złożysku. Wymieniam w myślach ich imiona. Louise?
Odrzucam to imię. Chris? Ponownie wykreślam kolejne imię z mojej listy. To może
Rye? Sama nie wiem, dlaczego akurat to przyszło mi do głowy. Nie przypominam
sobie, żeby znała kogoś, kto tak się nazywa.
-Rye?- cicho proponuję, a Peeta kiwa głową, analizując brzmienie
tego imienia. Podoba mi się mój pomysł i jestem z siebie dumna, że pod presją
mojego męża zdołałam w ogóle racjonalnie myśleć.
-Skoro oboje zakładamy, że będzie to dziewczynka- mówi, znów
niezauważalnie przesuwając palcami po moim brzuchu. Nie wiem, dlaczego, ale
uwielbiam, kiedy to robi- może będziemy zwracać się do niej po imieniu? Willow?
-Zgoda- odpowiadam, przypieczętowując nasze słowa namiętnym
pocałunkiem. Peeta odrywa swoje wargi od moich ust i przesuwa nimi po moim
policzku i schodzi na szyję. Odruchowo odchylam głowę do tyłu, dając mu do
zrozumienia, żeby pod żadnym pozorem nie przestawał. Fala gorąca oblewa moje
ciało, uderzając aż po czubki palców. Nie potrafię powstrzymać mojego ciała
przed dygotaniem. Tym razem to ja muskam wargami jego tors, potem ramiona i
szyję. On natomiast wydaje z siebie ciche pomruki, które cały czas mnie
śmieszą. No, tak. Ja jęczę, Peeta mruczy. Idealne połączenie.
Delikatnie przygryzam jego dolną wargę, a on odruchowo dłońmi
schodzi po moich plecach na pośladki. Niekontrolowany, przeciągły jęk ogarnia
nasz pokój, a on jeszcze raz wpija się w moje wargi.
-Wiedziałam! No, po prostu wiedziałam!- głos Johanny za drzwiami
sprawia, że momentalnie odskakujemy od siebie, jak oparzeni- Słychać was aż w
salonie! Nie możecie załatwić tego trochę ciszej?!
Pomimo czerwonych rumieńców, które momentalnie wypłynęły na moją
twarz, przykładam dłonie do ust, próbując jakoś stłumić mój śmiech. Spoglądam
na Peetę, który przyciska poduszkę do twarzy, w tym samym celu, co ja.
-Przysięgam, że jeśli w tej chwili nie wyjdziecie na śniadanie, to
sama tam do was wkroczę i was ubiorę, rozumiecie?!
-Tak jest- odkrzykuję jeszcze drżącym z pożądania głosem. Johanna
wydaje się być naprawdę wściekła, ale odkąd pamiętam zawsze taką zgrywała.
Naburmuszona odchodzi z powrotem na śniadanie, a mnie zastanawia fakt, jak się
tu znalazła. Przecież była z Annie w szpitalu. Ach, no tak, dzisiaj wreszcie
wracamy do domu. Podbiegam do Peety, który zamyka otworzone na noc okno. Rzucam
mu się na szyję, a on tylko pytająco na mnie patrzy.
-Co ci się stało?- pyta, niepewnie mnie obejmując.
-Wracamy do domu. Dzisiaj wreszcie wracamy do Dwunastki-
wyjaśniam, uśmiechając się od ucha do ucha- I nie będziesz się już tutaj tak
męczył.
Peeta nieznacznie się uśmiecha, tylko po to, żebym nie zawracała
sobie głowy jego wspomnieniami z Kapitolu. Ale ja to zauważam. Widzę, że się
martwi swoimi przebłyskami, a najgorsze jest to, że nie mogę mu w żaden sposób
pomóc. To, co zrobił mu Snow chyba na zawsze pozostawi blizny w jego pamięci.
-Hej- wzdycham, kładąc dłoń na jego policzku, by na mnie spojrzał-
Pamiętaj, że zawarliśmy umowę, więc możesz mnie całować kiedy tylko zechcesz-
cytuję jego słowa, które wypowiedział do mnie podczas 74 Głodowych Igrzysk.
Przypominam sobie, jak wtedy moja twarz przybrała zielonkawą barwę. Nie byłam
przygotowana na takie wyznania Peety, a nawet wcale ich nie potrzebowałam. Jak
mogłam w ogóle tak pomyśleć? Jak mogłam być takim bezdusznym człowiekiem o skamieniałym
sercu? Dopiero teraz uświadamiam sobie, jaki cios musiałam zadać Peecie, kiedy
dałam mu do zrozumienia, że wszystko, co mu mówiłam było tylko grą. Że moja
miłość do niego była udawana i nic nie znaczyłam. Nigdy, nigdy sobie tego nie
wybaczę…
Kiedy wreszcie udaje nam się od siebie oderwać, biorę szybki
prysznic. Ciepła woda, niczym wodospad bębni po moich plecach. Obmywa ciało z
nocnego potu, który za sprawą Peety wkradł się na moją skórę. Wciąż w głowie mile
wspominam te chwile i mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na
następne.
Rozczesuję splątane kołtuny moich ciemnych włosów, splatając je na
koniec w schludny warkocz. Nie liczę już, ile razy w taki sposób je spinałam,
ale sądzę, że jest to mój znak rozpoznawczy, tak samo jak broszka z Kosogłosem.
Bez warkocza, swobodnie opadającego na moje ramię nie byłabym sobą.
Zakładam niebieską bluzkę i dopiero teraz zauważam, że jest trochę
przykrótka. Z ledwością jej dół zdoła dosięgnąć spodni. Nie mogę przecież tak
pokazać się na śniadaniu, a to ostatnia czysta bluzka jaką ze sobą wzięłam. Nie
pomyślałam w domu, że może aż tak się skurczyć, albo ja powiększyć. Tak, teraz
obstawiam tą drugą opcję.
Wychodzę z łazienki, przystając przed drzwiami w stronę Peety i
kładąc dłonie na biodrach.
-Zobacz, jak wglądam- skarżę się, spoglądając na niego z pode łba.
Peeta marszczy brwi, cały czas wylegując się na łóżku.
-Pięknie- mówi, podnosząc się i zmierzając w moim kierunku.
-Nie widzisz, że mam za krótką bluzkę?
-Ale nadal wyglądasz pięknie- upiera się, przytulając mnie do
siebie, a ja nie protestuję. Po chwili jednak próbuję się od niego uwolnić.
-I grubo- dokańczam, obracając się i demonstrując swoją figurę.
-Katniss, to dopiero początek, a ty już narzekasz.
-Trzeci miesiąc to nie taki początek- obruszam się, krzyżując ręce
na piersi- Masz coś większego? Na przykład w rozmiarze 50?
-Chcesz moją koszulę?- znacząco się śmieje, owijając sobie mój
warkocz wokół palca.
-Nie mam w co się ubrać- mówię już trochę zirytowana. Może i
przesadzam, ale tylko z tego powodu, że jestem głodna. Pragnę zejść już na
śniadanie i zapełnić usta wybornymi grzankami z jagnięciną i suszonymi
śliwkami.
-No dobra, ale chyba nie mam też takiej rozmiarówki. 50? Haymitch
nawet chyba takiej nie nosi.
-Nie łap mnie za słówka, tylko daj mi tą koszulę- mówię stanowczo,
mrużąc oczy. Peeta przeszukuje wszystkie ubrania w swojej walizce, nadal się
śmiejąc.
-To powinno być w sam raz- mówi, pochodząc do mnie i podając mi ubiór.
W mgnieniu oka przebieram się i przeglądam w lustrze w łazience. Rzeczywiście,
koszula jest odpowiednia, nawet jeszcze za duża. Szary kolor kontrastuje z
moimi tęczówkami, a ja zauważam jeszcze jeden plus. Gdy podnoszę palcami
wierzch koszuli i przykładam do nosa zapach, który wlewa mi się do płuc jest
niezwykły. To Peeta. Jego zapach momentalnie mnie otumania. Przymykam oczy,
jeszcze raz pozwalając sobie na przywołanie tego cudnego uczucia. Wiem, że nie
będę mogła długo nosić jego koszuli, bo działa na mnie, jak narkotyk, a raczej
dziwnie będę wyglądać wąchając ją.
-Widzę, że ci się podoba- na głos Peety lekko się wzdrygam.
Podchodzi do mnie, a po chwili czuję jego usta na mojej szyi. Natychmiast moje
nogi robią się niezwykle nieznośne. Zaczynają drżeć, a ja muszę przytrzymać się
zlewu, żeby tylko nie upaść i nie rozbić sobie głowy o kabinę prysznicową.
-Podoba mi się jej zapach- poprawiam, a on momentalnie robi
przerwę w całowaniu mojego karku. Opiera ręce o umywalkę, zamykając mnie w
potrzasku, z którego nie mogę uciec, ale i też nie mam takiego zamiaru. Odwracam
się twarzą w jego stronę i delikatnie całuję jego usta. Nie chcę być
natarczywa, bo przecież powinniśmy być już na śniadaniu. Nie możemy liczyć w
tej chwili na więcej, bo przecież Johanna zagroziła nam, że wparuje do naszego
pokoju, jeśli się nie pospieszymy. I tak ma świętą cierpliwość, bo chyba
upominała nas jakieś pół godziny temu.
-Ja i Willow- tu robię krótką przerwę, żeby nacieszyć się
mówieniem o dziecku po imieniu. Zauważam w błękitnych oczach Peety ten cudowny
blask, którym od jakiegoś czasu dość często mnie obdarowuje- dziękujemy tacie
za jego koszulę o pięknym zapachu.
Na jego twarzy pojawia się bezkresny uśmiech, na którego widok ja
także dobrowolnie się rozpromieniam.
-Wiesz, że powinniśmy już być na śniadaniu? Johanna naprawdę za
chwilę się wścieknie- upominam go, gdy znów próbuje wargami dobrać się do mojej
szyi. Niezadowolony wzdycha z irytacją, pozwalając bym wyszła z łazienki, a on
mógł się wreszcie w spokoju ubrać.
Razem schodzimy na śniadanie i zastajemy wszystkich nie przy stole,
ale na kanapie przed telewizorem. Skończyli zapewne już jeść, a my jeszcze
nawet nie zaczęliśmy. Effie z Haymitchem oglądają jakieś Kapitolińskie show,
którego przesłania i tak nie znam. Johanna pakuje swoje rzeczy do walizki, a
Annie zajmuje się Finn’em.
-No, proszę. Kochankowie wreszcie zdecydowali się zaszczycić nas
swoją obecnością- mówi Johanna, gdy dostrzega nas zasiadających do śniadania.
Swoje słowa jeszcze podkreśla powolnym, ironicznym klaskaniem w dłonie. Peeta
piorunuje ją wzrokiem, ale ja nie jestem zła. Wręcz przeciwnie. Cieszę się, że
Johanna się nie zmieniła i pozostała nadal sobą. Nawet w tej sarkastycznej
wersji.
O jejujejujeju <3 Jaki cudny rozdział! Strasznie się ucieszyłam, że postanowiłaś zostawić oficjalne imiona dzieci. Niektóre blogerki wymyślają imiona i często wychodzi coś dziwnego ;-; No nic- rozdział słodki <3 Kocham cię za te jęki i pomruki ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;*
O Boziu jak ja kocham takie notki <3 Czytając zawsze się przy nich rozpływam:) Gratuluję tylu wspaniałych pomysłów ;)
OdpowiedzUsuń~zuzad5
Sorrki, podpisałam się przez przypadek z anonimowego konta xD (również jako zuzad5)
UsuńPodoba mi sie ten rozdzial <3 czekam na nastepny
OdpowiedzUsuńNotatka ja zwykle EXSTRA!!!
OdpowiedzUsuńTylko mam nadzieje,że Katniss nie poroni jak na większości blogach bywa:(
Warto zawsze czekać na twoje notki :-)
OdpowiedzUsuńSuper notka! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Kofffam ten blog
OdpowiedzUsuńDopiero niedawno zaczęłam czytać Twojego bloga i jestem pod wrażeniem!
OdpowiedzUsuńMasz talent,
~Dina
Fajowy rozdzał
OdpowiedzUsuńViks
Kiedy kolejna notatka?
OdpowiedzUsuńKiedy następna notka. ........ achhhh chyba umre z niecierpliwości
OdpowiedzUsuń