Okay, na wstępie chcę ogłosić, że nie za bardzo podoba mi się ten rozdział xD Więc możecie wytykać mi jakiekolwiek niedopatrzenia i co byście pozmieniali :3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Budzę się z
niewyobrażalnym wrzaskiem. Od razu siadam na łóżku, panicznie rozglądając się
na boki. Nadal czuję nóż w klatce piersiowej i krew spływającą mi z ramion oraz
z szyi. Oddycham tak łapczywie, jakbym przed chwilą się topiła i do tego jestem
zlana potem.
W pokoju
panuje taka ciemność, jak w lochach. W tych przerażających, cuchnących krwią
lochach…
Zauważam
Peetę siadającego pospiesznie na łóżku obok mnie. Musiałam go z pewnością wystraszyć
tymi krzykami, bo jego tęczówki już nie są niebieskie, tylko całe czarne.
-Peeta…
Peeta… On tam był… a ja przywiązana…- dyszę, wtulając się w niego, a on
głaszcze mnie po głowie- Krew i ja… i ty… a potem… martwa…
Wylewam łzy
w jego podkoszulek, jęcząc i zaciskając paznokcie na jego plecach. Przez długi
czas nie mogę się uspokoić, aż brakuje mi tchu.
-Katniss…
Już dobrze, jestem przy tobie. Spokojnie- szepcze, gładząc dłonią mój policzek
i przy okazji wycierając też łzy. A ja wpatruję się w jego niebieskie oczy,
które dają mi ukojenie. Nie wiem, co bym w takich chwilach bez niego zrobiła…
Próbuję
sobie wmówić, że to był tylko sen, że to wymysły mojej wyobraźni, ale jakoś te
stwierdzenia mi nie wchodzą. Mam przeczucie, że ten sen kiedyś może wydarzyć
się naprawdę…
-Chyba już
dzisiaj nie zasnę- chowam twarz w dłoniach, a Peeta otacza mnie ramieniem i
całuje w czoło- Przepraszam…
-Katniss,
jeśli jeszcze raz mnie za coś przeprosisz to osobiście naślę na ciebie Johannę-
wiem, że próbuje mnie jakoś rozweselić, ale jednak mu się to nie udaje. Po tym
horrorze z pewnością nie będzie mi do śmiechu przez dłuższy czas.
-Czy ty mi
grozisz?
-A i owszem-
figlarnie się uśmiecha, bawiąc się moimi palcami- Aha, i jeszcze jedno… Jeśli w
tej chwili mnie nie pocałujesz to przysięgam, że włożysz jedną z sukienek
Effie.
-Peeto
Mellark, czy to jest szantaż? Bo jeśli tak, to…
-I jeszcze
do tego diamentowe szpilki- przerywa mi, podnosząc jedną brew.
-O, nie… Tylko
nie to…
-I
przefarbuję ci włosy na różowo-niebieskie- dodaje, zakładając mi kosmyk za
ucho.
-Okay,
przekonałeś mnie- bez namysłu zbliżam moje wargi do jego. Próbuję się skupić i
wyobrazić sobie pocałunek Gale’a. Jest z pewnością nieporównywalny do pocałunku
z Peetą. Zarzucam mu ręce na szyję i wsuwam dłoń w jego blond włosy. Nie chcę
myśleć teraz o Gale’u, ale nie mogę przestać… Ten koszmar był aż tak prawdziwy,
że mogłabym nazwać go rzeczywistym. Naprawdę czułam jego obecność… Jego
nienawiść do mnie i do Peety. Wiem, że kiedyś będę musiała stawić mu czoła. Że
będę musiała spojrzeć mu w oczy i powiedzieć: „w moim sercu nie ma już dla
ciebie miejsca”… Tak, zrobię to. Zrobię to bez wahania.
Tylko
zastanawia mnie fakt, dlaczego akurat Gale mi się przyśnił. Wczorajszego
wieczora raczej o nim nie rozmyślałam. Myślałam bardziej nad tym, co powiedział
mi lekarz… a jednak dziecko pojawiło się w moim koszmarze…
-To co?
Opowiesz mi o tym śnie?- Peeta wyrywa mnie z zadumy, dotykając mojej dłoni.
Lekko i powoli kiwam głową, a on całuje mnie w czubek nosa.
Po chwili
złączamy nasze łóżka i kładę się na piersi Peety, wpatrując się w głęboką
ciemność. Opowiadam mój cały koszmar ze szczegółami. Tylko nie wspominam mu o
dziecku.
Gdy zbliżamy
się do końca coraz mocniej mnie przytula i gdy dochodzę do momentu z lecącym
nożem znów zaczynam płakać. Siadam i wtulam się w niego całym ciałem.
-Katniss, to
tylko sen. Uwierz mi, to nigdy się nie zdarzy, bo nie pozwolę cię skrzywdzić-
szepcze i całuje mnie w czubek głowy, co daje mi duże poczucie bezpieczeństwa.
-Wiem to,
ale ten koszmar był tak realistyczny- mówię przez łzy. Widzę, że Peeta też jest
przerażony, ale próbuje mnie pocieszać. Zaciska usta w prostą kreskę. A więc
też uważa, że to naprawdę może się zdarzyć… W sumie te wszystkie wypadki mogą
coś znaczyć…
-Peeta, nie
uważasz, że to wszystko jest w jakiś sposób ze sobą powiązane?- podnoszę się, a
on tylko marszczy brwi, spoglądając na mnie pytająco- Kosogłosy, próbujące mnie
wykończyć, nasza ślubna limuzyna, staczająca się z urwiska bez hamulców i
jeszcze do tego ten sen. To nie mogło wydarzyć się przypadkiem.
-Dobra, od
teraz nie spuszczam cię z oka.
-Ale nie
rozumiesz, że jeśli jestem czyimś celem, to ty też nim będziesz? Posłuchaj…
wtedy, gdy napadły mnie Kosogłosy ty mnie uratowałeś. Po wypadku samochodu znów
ty mnie uratowałeś. Teraz po tym śnie znów ty mnie uspokajałeś. Wiesz, co to
znaczy?
-Że ten ktoś
będzie próbował także mnie zabić…
-No,
właśnie- oczy znów mam pełne łez. Myśl, że Peeta może przeze mnie zginąć nawet
nie chce przejść mi przez gardło.
-Nie. Nikt
nie zabije ani ciebie, ani mnie, bo jesteś powodem, dla którego nie chcę
umrzeć.
Nagle
słyszymy grzmot i ogromną ulewę. Zrywam się i podchodzę do okna, opierając
dłonie o parapet. Po chwili za mną pojawia się Peeta.
-Burza? Na
początku grudnia? Nie wydaje ci się to dziwne?- pytam, nadal wpatrując się w
niebo usłane czarnymi chmurami. Pomimo tego, że jest gdzieś około trzeciej w
nocy na dworze całkiem dobrze widać, gdyż błyskawice wszystko rozjaśniają.
-Nie wiem…
może to jakieś oberwanie chmury lub zmiany klimatyczne?- wyjaśnia, obejmując
mnie delikatnie w talii.
Dreszcze
przechodzą mnie na myśl o tym wszystkim. Nienawidzę burzy… Pamiętam, że wtedy
zawsze chowałyśmy się z Prim w łóżku pod kołdrą, krzycząc przy każdym grzmocie.
Może mam już siedemnaście lat, ale nadal panicznie boję się tych wszystkich
błysków i uderzeń.
Wzdycham,
odchodząc od okna i pozostawiając przy nim Peetę. Siadam na łóżku i otulam
miękką kołdrą. Burza nadal nie ustaje, a ja tak bardzo chcę móc wreszcie się
niczym nie obawiać…
Zastanawia
mnie jeszcze jedno. Dlaczego nikt nie przyszedł mnie odwiedzić w szpitalu? Ani
Haymitch, ani Johanna, ani nawet mama. Tylko Peeta dotrzymywał mi towarzystwa
przez te wszystkie dni. I to po części za lustrem weneckim… Ale chciałabym
porozmawiać z Haymitchem na temat wypadku. Czy wiedział, że mogło się coś wydarzyć,
bo ja naprawdę nie wiem co mam o tym myśleć… Czy ktoś rzeczywiście na mnie
poluje?
Mój wzrok
wędruje od Peety, stojącego nadal przy oknie do lustra weneckiego. Wpatruję się
w ciemność panującą po jego drugiej stronie. Pustka, której tak bardzo się obawiam.
Niespodziewanie
ciarki przechodzą całe moje plecy i zaczynam lekko drżeć. Wiem, że coś jest nie
tak. Rozglądam się po sali, ale nie zauważam nic niepokojącego. Znów musiało mi
się wydawać, czy coś…
Nagle
ogromny błysk sprowadza mnie do pionu, a po drugiej stronie lustra weneckiego
zauważam postać… Postać, którą bardzo dobrze znam… Gale…
Zaczynam
krzyczeć i wierzgać się na łóżku, wskazując na szybę.
-Peeta! To
on! Peeta!- wrzeszczę, a on do mnie podbiega, łapiąc za ramiona.
-Katniss,
uspokój się- próbuje mnie przekrzyczeć, ale ja nadal wskazuję na lustro. Oszołomiona
wpatruję się w jego oczy, w których widzę niepokój.
-Ale on
naprawdę tam jest! Uwierz mi!- płacz mam na czubku nosa, a Peeta tylko wzdycha
i podchodzi do szyby. Kolejna błyskawica rozcina niebo, rozświetlając jego i
nikogo więcej… Nie ma go. Zniknął, jakby nagle się rozpłynął.
-I co?
Nikogo tu nie ma- stwierdza, przykładając dłoń do lustra i wpatrując się w
pustą ciemność. Ponownie wzrusza ramionami i odwraca się w moim kierunku.
-Ale widziałam
go! Dlaczego nie chcesz mi uwierzyć?
-Wierzę ci,
ale sama zobacz. Ja przynajmniej tam nikogo nie widzę- podchodzi w moim
kierunku i siada obok, kładąc rękę na mojej dłoni- A kogo takiego tam
zobaczyłaś?
-Gale’a… Gdy
zabłysło stał tam z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
-Nie obawiaj
się go. Gdy tylko spróbuje ci cokolwiek zrobić to od razu tego pożałuje…
Przyrzekam, kochanie- lekko się uśmiecham i ponownie kładziemy się na łóżku.
Wtulam się w niego i złączam nasze dłonie. Jeśli miałabym umrzeć, to tylko z
nim.
Wiem, że nie będę już spać. Za dużo wrażeń,
jak na jedną noc. Zdecydowanie… Nadal wpatruję się w lustro i myślę o tym, że
Peeta pierwszy raz powiedział do mnie „kochanie”…
Co do poprzedniego rozdziału... to niby wiedziałam, że to sen, ale i tak mnie wystraszyłaś -.- i Gale.....Boże jak ja go nie lubię, zawsze musi coś zepsuć ;---; czekam no nowy rozdział <3
OdpowiedzUsuńNotka ciekawa :) tylko nie wiem Katnisss nie jest w ciąży?
OdpowiedzUsuńKatniss jest w ciąży :3
UsuńW poprzednich dwóch rozdziałach była o tym mowa ; D
I dziękuję <3
notka super ;) czekam na wyznanie katniss że jest w ciąży ***
OdpowiedzUsuń