niedziela, 3 sierpnia 2014

4. "Jednak mnie nie zostawił..."



 Budzę się w chłodny, deszczowy poranek. Krople cicho uderzają o dach, dając mi do zrozumienia, że pora wstawać. Minął już dokładnie miesiąc od mojego powrotu z Kapitolu, a każdy kolejny dzień nie koi mojego bólu po zdarzeniach, które zostawiły blizny w mojej pamięci… Wręcz przeciwnie. Coraz bardziej cierpię. I to w dodatku w samotności. No, może Haymitch raz na jakiś czas przyjdzie w odwiedziny. A bez tego moim jednym towarzyszem jest Jaskier.
Blizny na moich nadgarstkach już prawie się zagoiły. W końcu coś obiecałam Haymitchowi w zamian przesunięcia wywiadu z Ceasarem. W ostateczności w ogóle z niego zrezygnował, uznając, że jeszcze nie jestem gotowa. To i dla mnie lepiej. Nie będę musiała opowiadać o moich uczuciach, bólach, cierpieniach, wspomnieniach… bo kogo to w sumie interesuje? Dystrykty? Kapitol? Nie wydaje mi się…
Biorę szybki, zimny prysznic, ubieram się i splatam włosy w tradycyjny warkocz. Odgrzewam wczorajszego zająca, którego schwytałam na ostatnim polowaniu i delektuję się posiłkiem. Co prawda nie jest tak smaczny, jak w kuchni mamy, ale doceniam to co mam. Resztki zostawiam Jaskrowi, który jak zwykle wyleguje się na kanapie w salonie.
Biorę łuk ze strzałami i idę na polowanie, jak każdego dnia. Tylko tak mogę rozproszyć moje uporczywe myśli.
Jest połowa października i robi się coraz chłodniej. Liście stopniowo przybierają pomarańczową barwę. Pomarańczowy… ulubiony kolor Peety. Nie widziałam go już dobre kilka miesięcy. Czy możliwe, że o mnie zapomniał? Może już dla niego nic nie znaczę? W końcu po tym, co mu zrobili w Kapitolu jestem jego wrogiem… Może to i dobrze, że jesteśmy tak daleko od siebie… Nasze spojrzenia nigdy się nie spotkają, ręce nie dotkną, a usta nie splotą w namiętnym pocałunku… Co ja gadam? Bardzo chciałabym go chociaż zobaczyć. Wiedzieć, że jeszcze o mnie czasami myśli, że tęskni, tak bardzo jak ja…
Zmierzam w kierunku płotu, odgradzającego las. Jeszcze za panowania Snowa był pod napięciem, ale teraz jest to mało możliwe.
12 Dystrykt powoli wraca do życia. Coraz więcej ludzi przyjeżdża z Kapitolu, by tu zamieszkać. Niektóre budynki zostały nawet odbudowane. W sumie to dobrze, że będą tu także inni ludzie niż tylko ja i Haymitch.
Przechodzę koło ruin piekarni rodziny Peety. Nic po niej nie pozostało. Na ziemi leży jedynie szyld z napisem „Mellark Bakery”. Musieli mieć okropną śmierć… Mama, tata, bracia Peety… wszyscy nie żyją. I znów z mojej winy. Schylam głowę, pozwalając by łza spłynęła mi po policzku.
-Katniss-ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Odwracam się, a za moimi plecami stoi Śliska Sae.
-Sae, wróciłaś-mówię i znów płaczę. Ona bez słowa mnie przytula. Jak to dobrze, że jednak ktoś o mnie nie zapomniał.
-Już dobrze, dziecko. Już dobrze-szepcze, głaszcząc mnie po włosach.
-Sae, może pójdziemy do mnie? Upolowałam wczoraj zająca i nie mam co z nim zrobić-mówię, a głos lekko mi się załamuje-Jakoś ostatnimi czasy rzadko kto mnie odwiedza.
-Oczywiście, skarbie. Co tylko zechcesz-staruszka puszcza do mnie oko, a ja zdobywam się na lekki uśmiech.
Siadam razem z nią w salonie, podając herbatę.
-No to opowiadaj. Co tam u ciebie?- zagaduje mnie, popijając napój.
-Wróciłam jakiś miesiąc temu z Haymitchem i nadal nie mogę się pozbierać. Nie wiem… nie wiem co się stało z tamtą dawną Katniss…- wzdycham, wbijając wzrok w podłogę.
-A gdzie Prim? Przyjechała z tobą?- pyta, rozglądając się po pokoju.
-Sae, to ty nic nie wiesz?- kręci tylko głową w odpowiedzi- Prim… ona…- biorę głęboki oddech-Ona… nie żyje…- wybucham niekontrolowanym płaczem, a staruszka bez zastanowienia mnie przytula.
-Katniss… tak mi przykro- szepcze, ściskając mnie jeszcze mocniej.
-Nie ochroniłam jej... Nie mogłam… Nie umiałam… Dlaczego życie musi być takie okrutne?! Dlaczego?! Minął już dokładnie miesiąc od mojego przyjazdu, a z dnia na dzień jest coraz gorzej!- wstaję z kanapy, chwytam wazon ze stołu i ciskam nim w ścianę- Dlaczego muszę tak cierpieć?! Dlaczego ten ból nie chce minąć?! Dlaczego?!- próbuję się uspokoić, więc siadam z powrotem na kanapie, chowając twarz w dłoniach.
-Tak to już jest z bólem… domaga się byśmy go odczuwali- mówi i przysuwa się bliżej mnie- Posłuchaj, Katniss. Ona wie, że robiłaś wszystko co w twojej mocy, by ją ochronić. Była twoim największym skarbem, o który się troszczyłaś bardziej niż o siebie samą i z pewnością nie ma ci za złe, że nie zdążyłaś jej uratować. Ona z tobą jest i nigdy o tym nie zapominaj. Zapewne teraz jest szczęśliwa. Uwierz mi.
-Dziękuję ci, Sae- wycieram rękawem policzki- tylko dlaczego to tak boli…? Chciałabym jej chociaż powiedzieć, jak bardzo ją kocham…
-To jej to powiedz. Ona z pewnością cię usłyszy. Chociaż nie musisz tego robić, bo na pewno to wie.
Pomimo łez unoszę kąciki ust. Muszę wierzyć, że tak jest. Prędzej, czy później się z nią spotkam…
Dalsza część dnia upływa nam nieco milej. Upiekłyśmy zająca, a Sae pokazała mi jak go dobrze przyprawić. Rzeczywiście, okazał się wyśmienity. W końcu Sae jest wytrawną kucharką. Zaoferowała mi nawet parę lekcji. W gruncie rzeczy nie jestem rewelacyjna w kuchni.
-No, cóż. Będę się powoli zbierać. Robi się późno- staruszka, zerknęła na zegarek. Rzeczywiście, dochodziła 18.00, a o tej porze roku już całkiem się ściemniało.
-Jeszcze raz ci dziękuję, Sae- przytulam ją na pożegnanie- Za wszystko.
-Trzymaj się, Katniss. Przykro mi z powodu Prim…
-Mieszkasz tu niedaleko?- szybko zmieniam temat, unikając kolejnego wylewu łez. Nie chciałabym mieć następnej nieprzespanej nocy…
-Zgadza się. Parę budynków dalej- znów puszcza do mnie oko- Dobranoc.
-Dobranoc- odpowiadam i zamykam drzwi. Bardzo lubię Śliską Sae. Pamiętam, jak zawsze chodziłam do niej z tatą na zupę. Później chodziłam do niej sama… a wkrótce z Prim. Zawsze była dla mnie ciepła i czuła. Bardzo jestem jej wdzięczna za dzisiejszy dzień. W szczególności, że znów zaczęłam zadręczać się myślami o Prim…
Wracam do salonu, by dopić herbatę, gdy nagle dzwoni telefon. Pewnie mama. Nie rozmawiałam z nią od powrotu z Kapitolu.
-Tak? Słucham?- odbieram.
-Witaj, skarbie- to Haymitch. Po co dzwoni o tej godzinie? Zwykle wszystkie ważne sprawy załatwiamy rano- Mam świetny pomysł.
-A mianowicie?- siadam w fotelu, popijając herbatę.
-Może byśmy napisali książkę? No, wiesz… taką o Igrzyskach, Rebelii, walce z Kapitolem. Co ty na to? Głównie dla przyszłych pokoleń, żeby nasz trud się nie zmarnował.
-Rzeczywiście. To nawet może wypalić… Okay, zgadzam się.
-W porządku. Mogłabyś do mnie za chwilę wpaść?
-No, dobra- odpowiadam z nutą niechęci w głosie-Będę za minutę- odkładam słuchawkę i wychodzę, kierując się w stronę jego domu. Mieszkamy praktycznie parę metrów od siebie.
Pukam do drzwi.
-Witaj-mówi i chyba jest całkiem trzeźwy, co mnie niezmiernie dziwi- Już mam wszystko obmyślone. Od czego zaczniemy i na czym skończymy. Mówię ci, ten pomysł musi wypalić… Wejdź- zaprasza mnie do środka machnięciem ręki-Rozgość się, a ja pójdę po coś do picia.
Siadam na kanapie, rozglądając się po pokoju. Dużo się tu zmieniło. Nie czuć już alkoholu, nie ma bałaganu i brudu. Wręcz przeciwnie, jest czysto i zadbanie, co do Haymitcha jest kompletnie nie podobne. Na stole zauważam porozkładane już kartki papieru i parę długopisów. Może dzięki książce rozproszę myśli…
Nagle zrywam się z kanapy, jak oparzona, patrząc, jak ktoś wychodzi z sąsiedniego pokoju. Stoję, jak wryta z lekko otwartymi ustami, nie mogąc zrobić jakiegokolwiek ruchu. Co on tutaj robi? Przecież miał tam zostać…
-Witaj, Katniss- nasze spojrzenia spotykają się. Na dźwięk jego głosu czuję napływającą falę ciepła, wypełniającą moje ciało. To prawda, przyjechał. Jednak mnie nie zostawił…
-Peeta…- szepczę, a łza spływa mi po policzku… 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nawet nie wiecie, jak wasze komentarze zmotywowały mnie do pisania ;3 Dziękuję, że ktoś to w ogóle czyta <3


5 komentarzy:

  1. Pięknie piszesz *O*
    http://katnissipeetadalszeycie.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnie piszesz :) końcówka extra** notka cudo :) czekam na ciąg dalszy <aneta

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo Ci dziękuję, że ktoś ma czas i ochotę, żeby pisać takie notki <3 nigdy nawet bym nie przypuszczała, że coś takiego mnie aż tak wciągnie!!!!! Dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Z uśmiechem przyjmuję nawet szczerą krytykę. Nie nalegam, ale to niewyobrażalnie motywuje do dalszej pracy :)