Z pomocą
Peety wszystkie moje dni stają się radośniejsze. Może „radośniejsze” to
niewłaściwe określenie po tym wszystkich zdarzeniach, ale czuję, że wreszcie
komuś jestem potrzebna, ktoś na mnie czeka. Dopiero teraz sobie uświadamiam,
jak bardzo tego potrzebowałam. Dzięki niemu wszystkie moje koszmary nagle
znikły. Wiem, że będę już bezpieczna u jego boku, że nie pozwoli mnie
skrzywdzić… już nigdy…
Zrastamy się
na nowo, poznajemy się lepiej, a ja z dnia na dzień od nowa się w nim
zakochuję. Jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie…
Lecz nadal
boję się… boję się stracić ludzi, których kocham. Boję się, że kolejny raz mi
się to przydarzy. Boję się samotności. Boję się kiedyś obudzić i zdać sobie
sprawę z tego, że nikogo już przy mnie nie ma…
Stoję na
balkonie, otulona jedynie w ciepły koc z perłą w ręce. Wpatruję się w gwiazdy,
nadal myśląc o Prim… Minęły dokładnie trzy miesiące od jej śmierci. Trzy długie
miesiące jej nie widziałam… nie słyszałam jej głosu… nie przytuliłam się do
niej… Znów oczy mam pełne łez. Nie wiem, dlaczego muszę się tak pogrążać…
Nagle Peeta
podchodzi do mnie od tyłu, obejmując mnie w talii i kładąc głowę na moim
ramieniu. Wie kiedy przyjść… Nawet nic nie mówiąc dodaje mi otuchy. Jego
przebywanie ze mną wiele dla mnie znaczy…
-Kocham cię-
Peeta delikatnie łapie mnie za ręce, patrząc mi w oczy.
-Udowodnij…
wykrzycz to całemu światu- mówię, a on nachyla się w stronę mojego ucha i
szepcze:
-Kocham cię.
-Dlaczego
szepczesz mi to na ucho?
-Bo ty
jesteś całym moim światem i zawsze będziesz…- wyznaje, a po policzku znów
spływa mi łza. Nie wiedziałam, że będę jeszcze dla kogoś tak ważna…- Może
wybierzemy się gdzieś jeszcze dzisiaj?
-Teraz?
Przecież jest już całkiem ciemno.
-Ale tak
jest romantyczniej…- figlarsko się do mnie uśmiecha, a ja bez wahania się zgadzam.
Po chwili
przechadzamy się uliczkami 12 Dystryktu. Jest tak cicho i spokojnie, że nie do pomyślenia
jest jak parę miesięcy temu to miejsce było w opłakanym stanie. Idziemy w
milczeniu, ale może to i lepiej. Biorę Peetę pod ramię, a on zaprowadza mnie do
lasu nad małe jeziorko, gdzie tata uczył mnie pływać. Teraz chyba to miejsce
jest najpiękniejsze w świecie. Świece są porozstawiane naokoło stolika z dwoma
krzesłami. Może to nic wielkiego, ale dla mnie to miejsce ma ogromne znaczenie
sentymentalne.
Stoję, jak
wryta, nie mogąc wykrztusić ani słowa.
-Peeta…-
szepczę tylko, dotykając ręką ust. Znów oczy mam pełne łez.
-Zapraszam
do stołu- lekko się do mnie uśmiecha, odsuwając krzesło. Siadam, a on przysuwa
je z powrotem. Potem on siada naprzeciwko mnie.
-Peeta… nie
musiałeś…- mamroczę zakłopotana, czerwieniąc się.
-Na dziś
wieczór zaplanowałem potrawkę z jagnięciny z ryżem i suszonymi śliwkami-
przerywa mi i podnosi z mojego talerza nakrywkę, odsłaniając pyszną kolację. A
jednak pamiętał… pamiętał, że to moja ulubiona potrawa, jeszcze z 74 Głodowych
Igrzysk. Jako napój zaserwował najlepsze wino, jakie mają w całym Kapitolu. Nie
wiem, jak zdołam mu się za to odwdzięczyć…
Biorę
pierwszy kęs i jakby wszystkie wspomnienia nagle powróciły… Obiad z Haymitchem
i Effie przed Igrzyskami, ja i Peeta w jaskini… Jakimś cudem powstrzymuję się
od łez. Nie mogę teraz płakać. To nasz wieczór. Tylko mój i jego…
Posiłek
spożywamy w milczeniu. Raz za razem popijam winem, choć nie za bardzo lubię
smak alkoholu. Wpatruję się w Peetę… Tak przystojnie wygląda w świetle tych
wszystkich świec…
-Dziękuję…-
szepczę, rozpuszczając włosy z warkocza.
-Ale to
jeszcze nie koniec- wstaje, bierze mnie za rękę i prowadzi w kierunku jeziora.
Tafla wody magicznie błyszczy w świetle Księżyca, a świerszcze cicho cykają
gdzieś w oddali. Naprawdę… ten wieczór zapamiętam na zawsze…
Peeta staje
naprzeciwko mnie, wpatrując się w moje oczy, a ja w jego. Mój wzrok powoli
wędruje w dół do jego warg. Po chwili złącza je w magicznym pocałunku. Tak
bardzo tego pragnęłam… Poczuć znów smak jego ust...
Nagle Peeta
klęka, wyciągając niebieskie pudełeczko. Łzy momentalnie spływają mi po
policzkach. Myślałam, że nigdy nie doczekam się tej chwili…
-Wyjdziesz
za mnie. Prawda czy fałsz?- szepcze, otwierając pudełko, a w jego wnętrzu lśni
piękny pierścionek z prawdziwym diamentem.
-Prawda-
odpowiadam i rzucam mu się na szyję, przewracając nas. Po chwili Peeta leży na
piasku, ja na nim i znów się całujemy. Tylko w taki sposób potrafię podziękować
mu za to wszystko, co dla mnie robi…
Po długim
czasie w końcu odrywamy się od siebie, co nie za bardzo mnie cieszy. Peeta
podaje mi pudełeczko, a ja z zachwytem oglądam pierścionek. Dopiero po jakimś
czasie zauważam, że od spodu wyryty jest napis: „Real”.
-Peeta… tak
bardzo ci dziękuję…- szepczę, opierając głowę na jego ramieniu i zakładając
pierścionek na palec. Diament tak ślicznie migocze w świetle Księżyce, zupełnie
jak jezioro. Jednak po tym wszystkim, co się zdarzyło zasłużyłam na chociaż
troszkę lepsze życie…
Siedzimy na
piasku, wpatrując się w jezioro, a Peeta mnie obejmuje. Naprawdę postarał się,
żeby ten wieczór przeszedł do historii. Dla mnie na pewno przejdzie… był po
prostu magiczny… I nigdy mu tego nie zapomnę…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Znów krótki rozdział, ale jakoś nie mogłam sklecić zdań ;c Obiecuję, że następny będzie dłuższy ;3 I dodam go jutro, jak najwcześniej <3
Znów krótki rozdział, ale jakoś nie mogłam sklecić zdań ;c Obiecuję, że następny będzie dłuższy ;3 I dodam go jutro, jak najwcześniej <3
piękny rozdział *O*
OdpowiedzUsuńJak dajesz cytaty z książek to napisz że
OdpowiedzUsuńto są słowa danego autora a nie przywłaszczasz sobie czyjeś słowa...
zoozia123 jak coś ci się nie podoba to nie czytaj! PS. Świetny rozdział!!!!<3
OdpowiedzUsuńAaaa cudowny!!!!! ❤❤❤❤❤❤ Bish jakie to romantic i wg XDD ha ha
OdpowiedzUsuń