czwartek, 7 sierpnia 2014

8. "Magiczny wieczór"



Z pomocą Peety wszystkie moje dni stają się radośniejsze. Może „radośniejsze” to niewłaściwe określenie po tym wszystkich zdarzeniach, ale czuję, że wreszcie komuś jestem potrzebna, ktoś na mnie czeka. Dopiero teraz sobie uświadamiam, jak bardzo tego potrzebowałam. Dzięki niemu wszystkie moje koszmary nagle znikły. Wiem, że będę już bezpieczna u jego boku, że nie pozwoli mnie skrzywdzić… już nigdy…
Zrastamy się na nowo, poznajemy się lepiej, a ja z dnia na dzień od nowa się w nim zakochuję. Jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie…
Lecz nadal boję się… boję się stracić ludzi, których kocham. Boję się, że kolejny raz mi się to przydarzy. Boję się samotności. Boję się kiedyś obudzić i zdać sobie sprawę z tego, że nikogo już przy mnie nie ma…
Stoję na balkonie, otulona jedynie w ciepły koc z perłą w ręce. Wpatruję się w gwiazdy, nadal myśląc o Prim… Minęły dokładnie trzy miesiące od jej śmierci. Trzy długie miesiące jej nie widziałam… nie słyszałam jej głosu… nie przytuliłam się do niej… Znów oczy mam pełne łez. Nie wiem, dlaczego muszę się tak pogrążać…
Nagle Peeta podchodzi do mnie od tyłu, obejmując mnie w talii i kładąc głowę na moim ramieniu. Wie kiedy przyjść… Nawet nic nie mówiąc dodaje mi otuchy. Jego przebywanie ze mną wiele dla mnie znaczy…
-Kocham cię- Peeta delikatnie łapie mnie za ręce, patrząc mi w oczy.
-Udowodnij… wykrzycz to całemu światu- mówię, a on nachyla się w stronę mojego ucha i szepcze:
-Kocham cię.
-Dlaczego szepczesz mi to na ucho?
-Bo ty jesteś całym moim światem i zawsze będziesz…- wyznaje, a po policzku znów spływa mi łza. Nie wiedziałam, że będę jeszcze dla kogoś tak ważna…- Może wybierzemy się gdzieś jeszcze dzisiaj?
-Teraz? Przecież jest już całkiem ciemno.
-Ale tak jest romantyczniej…- figlarsko się do mnie uśmiecha, a ja bez wahania się zgadzam.
Po chwili przechadzamy się uliczkami 12 Dystryktu. Jest tak cicho i spokojnie, że nie do pomyślenia jest jak parę miesięcy temu to miejsce było w opłakanym stanie. Idziemy w milczeniu, ale może to i lepiej. Biorę Peetę pod ramię, a on zaprowadza mnie do lasu nad małe jeziorko, gdzie tata uczył mnie pływać. Teraz chyba to miejsce jest najpiękniejsze w świecie. Świece są porozstawiane naokoło stolika z dwoma krzesłami. Może to nic wielkiego, ale dla mnie to miejsce ma ogromne znaczenie sentymentalne.
Stoję, jak wryta, nie mogąc wykrztusić ani słowa.
-Peeta…- szepczę tylko, dotykając ręką ust. Znów oczy mam pełne łez.
-Zapraszam do stołu- lekko się do mnie uśmiecha, odsuwając krzesło. Siadam, a on przysuwa je z powrotem. Potem on siada naprzeciwko mnie.
-Peeta… nie musiałeś…- mamroczę zakłopotana, czerwieniąc się.
-Na dziś wieczór zaplanowałem potrawkę z jagnięciny z ryżem i suszonymi śliwkami- przerywa mi i podnosi z mojego talerza nakrywkę, odsłaniając pyszną kolację. A jednak pamiętał… pamiętał, że to moja ulubiona potrawa, jeszcze z 74 Głodowych Igrzysk. Jako napój zaserwował najlepsze wino, jakie mają w całym Kapitolu. Nie wiem, jak zdołam mu się za to odwdzięczyć…
Biorę pierwszy kęs i jakby wszystkie wspomnienia nagle powróciły… Obiad z Haymitchem i Effie przed Igrzyskami, ja i Peeta w jaskini… Jakimś cudem powstrzymuję się od łez. Nie mogę teraz płakać. To nasz wieczór. Tylko mój i jego…
Posiłek spożywamy w milczeniu. Raz za razem popijam winem, choć nie za bardzo lubię smak alkoholu. Wpatruję się w Peetę… Tak przystojnie wygląda w świetle tych wszystkich świec…
-Dziękuję…- szepczę, rozpuszczając włosy z warkocza.
-Ale to jeszcze nie koniec- wstaje, bierze mnie za rękę i prowadzi w kierunku jeziora. Tafla wody magicznie błyszczy w świetle Księżyca, a świerszcze cicho cykają gdzieś w oddali. Naprawdę… ten wieczór zapamiętam na zawsze…
Peeta staje naprzeciwko mnie, wpatrując się w moje oczy, a ja w jego. Mój wzrok powoli wędruje w dół do jego warg. Po chwili złącza je w magicznym pocałunku. Tak bardzo tego pragnęłam… Poczuć znów smak jego ust...
Nagle Peeta klęka, wyciągając niebieskie pudełeczko. Łzy momentalnie spływają mi po policzkach. Myślałam, że nigdy nie doczekam się tej chwili…
-Wyjdziesz za mnie. Prawda czy fałsz?- szepcze, otwierając pudełko, a w jego wnętrzu lśni piękny pierścionek z prawdziwym diamentem.
-Prawda- odpowiadam i rzucam mu się na szyję, przewracając nas. Po chwili Peeta leży na piasku, ja na nim i znów się całujemy. Tylko w taki sposób potrafię podziękować mu za to wszystko, co dla mnie robi…
Po długim czasie w końcu odrywamy się od siebie, co nie za bardzo mnie cieszy. Peeta podaje mi pudełeczko, a ja z zachwytem oglądam pierścionek. Dopiero po jakimś czasie zauważam, że od spodu wyryty jest napis: „Real”.
-Peeta… tak bardzo ci dziękuję…- szepczę, opierając głowę na jego ramieniu i zakładając pierścionek na palec. Diament tak ślicznie migocze w świetle Księżyce, zupełnie jak jezioro. Jednak po tym wszystkim, co się zdarzyło zasłużyłam na chociaż troszkę lepsze życie…
Siedzimy na piasku, wpatrując się w jezioro, a Peeta mnie obejmuje. Naprawdę postarał się, żeby ten wieczór przeszedł do historii. Dla mnie na pewno przejdzie… był po prostu magiczny… I nigdy mu tego nie zapomnę… 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Znów krótki rozdział, ale jakoś nie mogłam sklecić zdań ;c Obiecuję, że następny będzie dłuższy ;3 I dodam go jutro, jak najwcześniej <3


4 komentarze:

  1. Jak dajesz cytaty z książek to napisz że
    to są słowa danego autora a nie przywłaszczasz sobie czyjeś słowa...

    OdpowiedzUsuń
  2. zoozia123 jak coś ci się nie podoba to nie czytaj! PS. Świetny rozdział!!!!<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaa cudowny!!!!! ❤❤❤❤❤❤ Bish jakie to romantic i wg XDD ha ha

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Z uśmiechem przyjmuję nawet szczerą krytykę. Nie nalegam, ale to niewyobrażalnie motywuje do dalszej pracy :)