Jeszcze po
paru pocałunkach w końcu docieram do drzwi Annie i Johanny. Ich tymczasowy dom
stoi dokładnie naprzeciwko naszego.
Śnieg cicho
prószy, zwiastując nadchodzące święta. Uzgodniliśmy, że to właśnie podczas
Wigilii oznajmimy, że spodziewamy się dziecka. Jeszcze dwa tygodnie. Nie mogę
się doczekać reakcji mamy na to, że zostanie babcią…
Po paru
sekundach w drzwiach staje Annie, ubrana w tą samą sukienkę, co wczoraj. Trochę
się zmieniła-ma podkrążone oczy i lekko posiwiałe włosy, ale jak zwykle na jej
twarzy gości szczery uśmiech.
-Witaj,
Katniss- przytula mnie na powitanie i zaprasza do środka. Siadam na sofie, a
ona obok mnie. Od razu zauważam jej ogromny brzuch i uświadamiam sobie, że też
tak będę wyglądać za jakiś czas.
-Który
miesiąc?- pytam, uśmiechając się.
-Ósmy.
Termin mam na 14 stycznia- odpowiada dumnie. Zastanawiam się,
czy powiedzieć jej, że też jestem w ciąży. Udzieliłaby mi może jakichś
wskazówek na te pierwsze dni, czy coś w tym rodzaju.
-Wiesz już,
czy to chłopiec, czy dziewczynka?
-Chłopiec, mój
mały Andy.
-Wybacz, że
tak się dopytuję, ale sama nie wiem, jak dać mojemu na imię- kładę dłoń na brzuchu,
a Annie tylko wytrzeszcza na mnie oczy- Peeta i ja też spodziewamy się dziecka.
-Oh,
Katniss… Gratuluję- rzuca mi się na szyję i szczerze uśmiecha- Powiedziałaś już
Peecie?
-Wczoraj
wieczorem.
-I co?
-Cieszył
się, jak nigdy. No, ale nie mówmy już o mnie. Co tam u ciebie, Annie?
Od razu
trochę posmutniała. Widzę to w jej oczach, chociaż nadal się uśmiecha.
-Andy
dzisiaj w nocy strasznie dawał mi w kość, przez co prawie w ogóle nie zmrużyłam
oka. Co innego Johanna. Śpi do tej pory- narzeka, prostując plecy i wskazując
na sypialnię przyjaciółki.
-Przykro mi
z powodu Finnicka…- szepczę, wgapiona w podłogę. Annie od razu spuszcza głowę,
odwracając wzrok, a w jej oczach pojawiają się łzy- To wszystko przeze mnie, bo
chciał nas ratować. Mnie i Peetę. Przepraszam…
-Bardzo
dobrze postąpił, ratując was. Dzięki temu mogę teraz myśleć o moim mężu, jak o
bohaterze- mówi przez łzy, wycierając rękawem sukienki policzki- I naprawdę was
uratował, przez co jestem mu niezmiernie wdzięczna... Nie było jeszcze dnia,
żebym za nim nie płakała… Czasem sobie myślę, że nie podołam wychować
Andy’ego, ale zrobię to dla Finnicka…
Po chwili
obie płaczemy sobie w objęciach, raz za razem wycierając łzy.
-Co takiego
przegapiłam?- Johanna wychodzi ze swojej sypialni, klękając naprzeciwko nas-
No, dziewczyny… nie możecie tak ryczeć całymi dniami.
-A co mamy
robić, jak nie to?- pyta Annie, cały czas szlochając.
-Znajdźcie
sobie jakieś hobby, czy coś w tym stylu. Wiem, że Katniss ma zajęć z Peetą co
niemiara- spoglądam na nią z pode łba, kręcąc lekko głową- ale ty, Annie
powinnaś w końcu przestać płakać. Tym bardziej, że tylko szkodzisz Andy’emu.
-Johanna ma
rację, tylko nie bierzmy pod uwagę tego fragmentu o mnie i o Peecie…- mówię i
czuję, jak czerwone rumieńce oblewają mi policzki.
-A tak nie
jest?- figlarnie się uśmiecha i puszcza do mnie oko, a ja znów gapię się na nią
spode łba. W rezultacie wszystkie wybuchamy śmiechem.
-Katniss,
przytyłaś trochę, czy mi się wydaje?- pyta Johanna po chwili milczenia,
kierując wzrok ku mojej talii.
-Jest po
prostu…- zaczyna Annie, ale jej przerywam:
-…na diecie-
dokańczam, posyłając jej porozumiewawcze spojrzenie. Nie chcę, aby Johanna się
o tym dowiedziała, bo w końcu razem z Peetą mieliśmy wszystkim oznajmić to
podczas Wigilii. Już i tak wygadałam się przed Annie, nie uzgadniając tego z
Peetą, a to w końcu nasze wspólne dziecko.
-To muszę
przyznać, że nieźle karmili cię w tym szpitalu- mówi Johanna ze zdziwieniem.
-Już mi nic
o nim nie wspominaj, bo od razu robi mi się niedobrze…- wzdycham, przewracając
oczami- Dwa tygodnie zamknięta w tych czterech ścianach, odizolowana od świata,
a zwłaszcza od Peety. Wiesz, jaka to była dla mnie męczarnia?
-Radujmy
się, że nic poważnego wam się nie stało po tym wypadku. Gdy zobaczyłam cię
nieprzytomną pod tym drzewem przeraziłam się nie na żarty. Naprawdę… myślałam,
że jesteś martwa- Johanna kładzie mi dłoń na ręce- A tam, w szpitalu, gdy
jeszcze się nie obudziłaś, to nawet nie wiesz, jak Peeta się o ciebie martwił.
Cały czas chodził z kąta w kąt, nie mrużąc nawet oka. Ale był też wkurzający,
bo nie dość, że się o ciebie cholernie martwiliśmy to jeszcze wprowadzał
nerwową atmosferę.
-Przepraszam
cię, w jego imieniu- uśmiecham się.
-Myślałam,
że na weselu sobie trochę potańczę z Peetą, a tymczasem wywinęliście nam taki
numer…
-Też nie
jestem zachwycona, bo w końcu co to za ślub bez wesela. I jeszcze moja suknia
ślubna prawie doszczętnie spłonęła, przez co nie miałam sesji zdjęciowej z
Peetą… i ogólnie ten ślub był beznadziejny.
-Ale
przynajmniej jesteś już jego żoną- stwierdza z uśmiechem na ustach.
-Dziewczyny,
wiecie co?- odzywa się nagle Annie i podnosi się z kanapy- Wy sobie jeszcze pogawędźcie, a ja pójdę chociaż na troszkę się przespać.
Idzie do
swojej sypialni, lekko głaszcząc brzuch. Johanna posyła mi porozumiewawcze
spojrzenie.
-Ostatnimi
czasy jest strasznie przewrażliwiona, ale mam nadzieję, że to przez tą ciążę i
hormony- wzdycha, przewracając oczami.
Wracam do
domu dopiero wieczorem. W końcu nie miałam okazji porozmawiać z Johanną tak na
osobności. Wspomniałam jej o Prim, o Peecie, o wszystkich z jednym wyjątkiem.
Ani słówkiem nie pisnęłam o dziecku.
Wchodzę do
domu, kładąc klucze na półce w przedpokoju. Muszę przyznać, że nawet przez ten
kawałeczek zmarzłam na kość. Śnieg nadal pada, ale może to i dobrze. Wprowadza
naprawdę magicznie świąteczną atmosferę. Chociaż te święta chyba raczej nie
będą magiczne bez mojej siostry. Pamiętam, jak zawsze ubierałyśmy wspólnie choinkę
i pomagałyśmy mamie piec ciasteczka. Na świątecznym stole nie miałyśmy zbyt
wielu przysmaków, ale przynajmniej mogłyśmy tą chwilę spędzić razem… A teraz to
moje pierwsze Boże Narodzenie bez Prim. Naprawdę bardzo mi jej brakuje…
-Już jestem,
kochanie- mówię, ale nikt mi nie odpowiada. Obchodzę dom w poszukiwaniu Peety,
ale nigdzie nie mogę go znaleźć. Dopiero, jak wchodzę do naszej sypialni
zauważam go, opartego rękoma o parapet, wpatrzonego w ciemność za oknem. Wiem,
że coś jest nie tak…- Peeta? Peeta…
Podchodzę do
niego i kładę mu dłoń na ramieniu. Ledwo zdążę go dotknąć, a on odwraca się,
uderzając mnie pięścią w twarz. Padam na podłogę i mam ciemno przed oczami.
Stróżki krwi ściekają mi z nosa. Odwracam się powoli w jego stronę, patrząc mu
w oczy. Są prawie całe czarne i nawet nie widzę niebieskich tęczówek. No tak…
przebłyski wspomnień. Znów jestem dla Peety celem do unicestwienia. Znów chce
mnie pozbawić życia. A myślałam, że już będzie dobrze, ale jednak to było zbyt
piękne…
Stoi
naprzeciw mnie, mocno zaciskając pięści i przeraźliwie dysząc.
-Peeta…
proszę cię- szepczę, a w moich oczach pojawiają się łzy. Nie wiem, czy to łzy
bólu, czy rozpaczy nad tym, że znów mogę go stracić. Stoimy naprzeciwko siebie,
wpatrując się sobie w oczy. On z nienawiścią, a ja ze skruchą- Peeta… kocham
cię- próbuję do niego podejść i pocałować go, ale on od razu się na mnie rzuca,
zaciskając palce na moim gardle. Oboje padamy na podłogę. Zaczyna mnie dusić.
Próbuję wrzeszczeć, krzyczeć o pomoc, ale nic z tego. Po prostu umieram…
-Kocham cię-
cichy dźwięk wydobywa się z mojego duszonego gardła i czuję, jak Peeta
rozluźnia uścisk, a w końcu puszcza mnie, odskakując jak oparzony. Od razu
łapczywie wdycham powietrze, łapiąc się za szyję. Pełznę do ściany, opierając o
nią głowę. Teraz myślę o tym, żeby tylko nie zapomnieć, jak się oddycha. Jestem
wykończona… Otwieram oczy i zauważam Peetę, klęczącego na podłodze z rękoma
zaciśniętymi na twarzy.
-Peeta…-
szepczę, ledwo patrząc na niego. Wstaje z podłogi i do mnie podbiega. Zaczynam
krzyczeć i wyrywać się, myśląc że znów chce mnie dobić, ale on siada obok,
obejmując mnie ramieniem. Spoglądam mu w oczy. Jego czarne źrenice zmniejszyły
się do wielkości główki od szpilki. Pozostały tylko niebieskie tęczówki.
Dotykam dłonią ust i zaczynam płakać. Chciał mnie zabić…
-Katniss,
przepraszam… Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje…- dopiero teraz zauważa u
mnie wielkiego sińca pod okiem, krew spływającą z nosa i ślady na szyi- O
mój Boże… Katniss… jestem potworem- z przerażeniem cofa ręce na odpowiednią
odległość ode mnie. Jeszcze nie wyregulowałam oddechu, więc tylko przecząco
kręcę głową. To przecież nie jego wina, tylko wspomnień z Kapitolu.
-Nie, Peeta…
to przebłyski wspomnień- dyszę, a on do mnie podchodzi.
-Przepraszam,
Katniss… obiecuję, że postaram się zapanować nad sobą… obiecuję- całuje mnie w
czoło, a ja zdobywam się na lekki uśmiech- Może pojedziemy do szpitala?
Sprawdzimy, czy tobie i dziecku nic się nie stało?- wstaje, wciąż mnie
namawiając, ale ja tylko przecząco kręcę głową nadal przeraźliwie dysząc. Po
chwili bierze mnie na ręce i zanosi do łazienki, gdzie przemywa mi krew,
ściekającą z nosa. Spoglądam w lustro i od razu cofam się z przerażeniem. Pod
okiem gości mi siniec, który zajmuje mi co najmniej pół twarzy.
-Nie
obwiniaj się, Peeta… Naprawdę… to nie twoja wina- wtulam się w niego, a łzy
ponownie ściekają mi po policzkach.
-Nie
zasługuję na ciebie… Próbowałem cię zabić, a ty wciąż mnie kochasz…- szepcze, a
ja całuję go w usta.
-Przestań…
będę cię kochać do końca świata i jeszcze dłużej… I żadne wspomnienia tego nie
zmienią- mówię między pocałunkami.
Po chwili
leżymy w łóżku. Ja na lewym boku, a Peeta przytulony do moich pleców z dłonią
na moim brzuchu.
-Dobranoc-
szepcze, całując mnie w ramię. Próbuję zasnąć, ale cały czas myślę o jego
wspomnieniach z Kapitolu. Jak musiał tam cierpieć… Sam, torturowany... Jego krzyki dźwięczą mi w uszach, a przed oczami mam lochy pełne krwi...
Odwracam się
w stronę Peety, delikatnie muskając jego usta.
-Przepraszam…-
wtula się we mnie, a ja kładę mu nogę na biodrze. Już wiem, że nie do końca go
odzyskałam. Nadal pozostały mu wspomnienia z Kapitolu. Ale już ja się postaram,
żeby był moim dawnym Peetą… Moim dawnym chłopcem z chlebem…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ekhm... ogłoszenia parafialne :3
A więc, z przyczyny, że nie długo zaczyna się znów szkoła raczej nie będę dodawała tak często rozdziałów :c Ale postaram się co dwa dni ;3 I nie mam też weny, więc liczę na wasze motywujące komentarze <3 Pozdrawiam, kochani ;*
Świetna
OdpowiedzUsuńKażda notka jest wspaniała. Podoba mi się to co piszesz. Znalazłam tego bloga przypadkiem i stał się moim ulubionym :)
OdpowiedzUsuńOch, dziękuuję <3 ;*
UsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńKolejna notka przy której płakałam :'(
Mam nadzieję, że będziesz dalej pisać tego wspaniałego bloga i, że pisanie tego sprawia Ci przyjemność ;3 pozdrawiam
OdpowiedzUsuń