czwartek, 28 sierpnia 2014

17. "Przebłyski wspomnień"



Jeszcze po paru pocałunkach w końcu docieram do drzwi Annie i Johanny. Ich tymczasowy dom stoi dokładnie naprzeciwko naszego.
Śnieg cicho prószy, zwiastując nadchodzące święta. Uzgodniliśmy, że to właśnie podczas Wigilii oznajmimy, że spodziewamy się dziecka. Jeszcze dwa tygodnie. Nie mogę się doczekać reakcji mamy na to, że zostanie babcią…
Po paru sekundach w drzwiach staje Annie, ubrana w tą samą sukienkę, co wczoraj. Trochę się zmieniła-ma podkrążone oczy i lekko posiwiałe włosy, ale jak zwykle na jej twarzy gości szczery uśmiech.
-Witaj, Katniss- przytula mnie na powitanie i zaprasza do środka. Siadam na sofie, a ona obok mnie. Od razu zauważam jej ogromny brzuch i uświadamiam sobie, że też tak będę wyglądać za jakiś czas.
-Który miesiąc?- pytam, uśmiechając się.
-Ósmy. Termin mam na 14 stycznia- odpowiada dumnie. Zastanawiam się, czy powiedzieć jej, że też jestem w ciąży. Udzieliłaby mi może jakichś wskazówek na te pierwsze dni, czy coś w tym rodzaju.
-Wiesz już, czy to chłopiec, czy dziewczynka?
-Chłopiec, mój mały Andy.
-Wybacz, że tak się dopytuję, ale sama nie wiem, jak dać mojemu na imię- kładę dłoń na brzuchu, a Annie tylko wytrzeszcza na mnie oczy- Peeta i ja też spodziewamy się dziecka.
-Oh, Katniss… Gratuluję- rzuca mi się na szyję i szczerze uśmiecha- Powiedziałaś już Peecie?
-Wczoraj wieczorem.
-I co?
-Cieszył się, jak nigdy. No, ale nie mówmy już o mnie. Co tam u ciebie, Annie?
Od razu trochę posmutniała. Widzę to w jej oczach, chociaż nadal się uśmiecha.
-Andy dzisiaj w nocy strasznie dawał mi w kość, przez co prawie w ogóle nie zmrużyłam oka. Co innego Johanna. Śpi do tej pory- narzeka, prostując plecy i wskazując na sypialnię przyjaciółki.
-Przykro mi z powodu Finnicka…- szepczę, wgapiona w podłogę. Annie od razu spuszcza głowę, odwracając wzrok, a w jej oczach pojawiają się łzy- To wszystko przeze mnie, bo chciał nas ratować. Mnie i Peetę. Przepraszam…
-Bardzo dobrze postąpił, ratując was. Dzięki temu mogę teraz myśleć o moim mężu, jak o bohaterze- mówi przez łzy, wycierając rękawem sukienki policzki- I naprawdę was uratował, przez co jestem mu niezmiernie wdzięczna... Nie było jeszcze dnia, żebym za nim nie płakała… Czasem sobie myślę, że nie podołam wychować Andy’ego, ale zrobię to dla Finnicka…
Po chwili obie płaczemy sobie w objęciach, raz za razem wycierając łzy.
-Co takiego przegapiłam?- Johanna wychodzi ze swojej sypialni, klękając naprzeciwko nas- No, dziewczyny… nie możecie tak ryczeć całymi dniami.
-A co mamy robić, jak nie to?- pyta Annie, cały czas szlochając.
-Znajdźcie sobie jakieś hobby, czy coś w tym stylu. Wiem, że Katniss ma zajęć z Peetą co niemiara- spoglądam na nią z pode łba, kręcąc lekko głową- ale ty, Annie powinnaś w końcu przestać płakać. Tym bardziej, że tylko szkodzisz Andy’emu.
-Johanna ma rację, tylko nie bierzmy pod uwagę tego fragmentu o mnie i o Peecie…- mówię i czuję, jak czerwone rumieńce oblewają mi policzki.
-A tak nie jest?- figlarnie się uśmiecha i puszcza do mnie oko, a ja znów gapię się na nią spode łba. W rezultacie wszystkie wybuchamy śmiechem.
-Katniss, przytyłaś trochę, czy mi się wydaje?- pyta Johanna po chwili milczenia, kierując wzrok ku mojej talii.
-Jest po prostu…- zaczyna Annie, ale jej przerywam:
-…na diecie- dokańczam, posyłając jej porozumiewawcze spojrzenie. Nie chcę, aby Johanna się o tym dowiedziała, bo w końcu razem z Peetą mieliśmy wszystkim oznajmić to podczas Wigilii. Już i tak wygadałam się przed Annie, nie uzgadniając tego z Peetą, a to w końcu nasze wspólne dziecko.
-To muszę przyznać, że nieźle karmili cię w tym szpitalu- mówi Johanna ze zdziwieniem.
-Już mi nic o nim nie wspominaj, bo od razu robi mi się niedobrze…- wzdycham, przewracając oczami- Dwa tygodnie zamknięta w tych czterech ścianach, odizolowana od świata, a zwłaszcza od Peety. Wiesz, jaka to była dla mnie męczarnia?
-Radujmy się, że nic poważnego wam się nie stało po tym wypadku. Gdy zobaczyłam cię nieprzytomną pod tym drzewem przeraziłam się nie na żarty. Naprawdę… myślałam, że jesteś martwa- Johanna kładzie mi dłoń na ręce- A tam, w szpitalu, gdy jeszcze się nie obudziłaś, to nawet nie wiesz, jak Peeta się o ciebie martwił. Cały czas chodził z kąta w kąt, nie mrużąc nawet oka. Ale był też wkurzający, bo nie dość, że się o ciebie cholernie martwiliśmy to jeszcze wprowadzał nerwową atmosferę.
-Przepraszam cię, w jego imieniu- uśmiecham się.
-Myślałam, że na weselu sobie trochę potańczę z Peetą, a tymczasem wywinęliście nam taki numer…
-Też nie jestem zachwycona, bo w końcu co to za ślub bez wesela. I jeszcze moja suknia ślubna prawie doszczętnie spłonęła, przez co nie miałam sesji zdjęciowej z Peetą… i ogólnie ten ślub był beznadziejny.
-Ale przynajmniej jesteś już jego żoną- stwierdza z uśmiechem na ustach.
-Dziewczyny, wiecie co?- odzywa się nagle Annie i podnosi się z kanapy- Wy sobie jeszcze pogawędźcie, a ja pójdę chociaż na troszkę się przespać.
Idzie do swojej sypialni, lekko głaszcząc brzuch. Johanna posyła mi porozumiewawcze spojrzenie.
-Ostatnimi czasy jest strasznie przewrażliwiona, ale mam nadzieję, że to przez tą ciążę i hormony- wzdycha, przewracając oczami.
Wracam do domu dopiero wieczorem. W końcu nie miałam okazji porozmawiać z Johanną tak na osobności. Wspomniałam jej o Prim, o Peecie, o wszystkich z jednym wyjątkiem. Ani słówkiem nie pisnęłam o dziecku.
Wchodzę do domu, kładąc klucze na półce w przedpokoju. Muszę przyznać, że nawet przez ten kawałeczek zmarzłam na kość. Śnieg nadal pada, ale może to i dobrze. Wprowadza naprawdę magicznie świąteczną atmosferę. Chociaż te święta chyba raczej nie będą magiczne bez mojej siostry. Pamiętam, jak zawsze ubierałyśmy wspólnie choinkę i pomagałyśmy mamie piec ciasteczka. Na świątecznym stole nie miałyśmy zbyt wielu przysmaków, ale przynajmniej mogłyśmy tą chwilę spędzić razem… A teraz to moje pierwsze Boże Narodzenie bez Prim. Naprawdę bardzo mi jej brakuje…
-Już jestem, kochanie- mówię, ale nikt mi nie odpowiada. Obchodzę dom w poszukiwaniu Peety, ale nigdzie nie mogę go znaleźć. Dopiero, jak wchodzę do naszej sypialni zauważam go, opartego rękoma o parapet, wpatrzonego w ciemność za oknem. Wiem, że coś jest nie tak…- Peeta? Peeta…
Podchodzę do niego i kładę mu dłoń na ramieniu. Ledwo zdążę go dotknąć, a on odwraca się, uderzając mnie pięścią w twarz. Padam na podłogę i mam ciemno przed oczami. Stróżki krwi ściekają mi z nosa. Odwracam się powoli w jego stronę, patrząc mu w oczy. Są prawie całe czarne i nawet nie widzę niebieskich tęczówek. No tak… przebłyski wspomnień. Znów jestem dla Peety celem do unicestwienia. Znów chce mnie pozbawić życia. A myślałam, że już będzie dobrze, ale jednak to było zbyt piękne…
Stoi naprzeciw mnie, mocno zaciskając pięści i przeraźliwie dysząc.
-Peeta… proszę cię- szepczę, a w moich oczach pojawiają się łzy. Nie wiem, czy to łzy bólu, czy rozpaczy nad tym, że znów mogę go stracić. Stoimy naprzeciwko siebie, wpatrując się sobie w oczy. On z nienawiścią, a ja ze skruchą- Peeta… kocham cię- próbuję do niego podejść i pocałować go, ale on od razu się na mnie rzuca, zaciskając palce na moim gardle. Oboje padamy na podłogę. Zaczyna mnie dusić. Próbuję wrzeszczeć, krzyczeć o pomoc, ale nic z tego. Po prostu umieram…
-Kocham cię- cichy dźwięk wydobywa się z mojego duszonego gardła i czuję, jak Peeta rozluźnia uścisk, a w końcu puszcza mnie, odskakując jak oparzony. Od razu łapczywie wdycham powietrze, łapiąc się za szyję. Pełznę do ściany, opierając o nią głowę. Teraz myślę o tym, żeby tylko nie zapomnieć, jak się oddycha. Jestem wykończona… Otwieram oczy i zauważam Peetę, klęczącego na podłodze z rękoma zaciśniętymi na twarzy.
-Peeta…- szepczę, ledwo patrząc na niego. Wstaje z podłogi i do mnie podbiega. Zaczynam krzyczeć i wyrywać się, myśląc że znów chce mnie dobić, ale on siada obok, obejmując mnie ramieniem. Spoglądam mu w oczy. Jego czarne źrenice zmniejszyły się do wielkości główki od szpilki. Pozostały tylko niebieskie tęczówki. Dotykam dłonią ust i zaczynam płakać. Chciał mnie zabić…
-Katniss, przepraszam… Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje…- dopiero teraz zauważa u mnie wielkiego sińca pod okiem, krew spływającą z nosa i ślady na szyi- O mój Boże… Katniss… jestem potworem- z przerażeniem cofa ręce na odpowiednią odległość ode mnie. Jeszcze nie wyregulowałam oddechu, więc tylko przecząco kręcę głową. To przecież nie jego wina, tylko wspomnień z Kapitolu.
-Nie, Peeta… to przebłyski wspomnień- dyszę, a on do mnie podchodzi.
-Przepraszam, Katniss… obiecuję, że postaram się zapanować nad sobą… obiecuję- całuje mnie w czoło, a ja zdobywam się na lekki uśmiech- Może pojedziemy do szpitala? Sprawdzimy, czy tobie i dziecku nic się nie stało?- wstaje, wciąż mnie namawiając, ale ja tylko przecząco kręcę głową nadal przeraźliwie dysząc. Po chwili bierze mnie na ręce i zanosi do łazienki, gdzie przemywa mi krew, ściekającą z nosa. Spoglądam w lustro i od razu cofam się z przerażeniem. Pod okiem gości mi siniec, który zajmuje mi co najmniej pół twarzy.
-Nie obwiniaj się, Peeta… Naprawdę… to nie twoja wina- wtulam się w niego, a łzy ponownie ściekają mi po policzkach.
-Nie zasługuję na ciebie… Próbowałem cię zabić, a ty wciąż mnie kochasz…- szepcze, a ja całuję go w usta.
-Przestań… będę cię kochać do końca świata i jeszcze dłużej… I żadne wspomnienia tego nie zmienią- mówię między pocałunkami.
Po chwili leżymy w łóżku. Ja na lewym boku, a Peeta przytulony do moich pleców z dłonią na moim brzuchu.
-Dobranoc- szepcze, całując mnie w ramię. Próbuję zasnąć, ale cały czas myślę o jego wspomnieniach z Kapitolu. Jak musiał tam cierpieć… Sam, torturowany... Jego krzyki dźwięczą mi w uszach, a przed oczami mam lochy pełne krwi...
Odwracam się w stronę Peety, delikatnie muskając jego usta.
-Przepraszam…- wtula się we mnie, a ja kładę mu nogę na biodrze. Już wiem, że nie do końca go odzyskałam. Nadal pozostały mu wspomnienia z Kapitolu. Ale już ja się postaram, żeby był moim dawnym Peetą… Moim dawnym chłopcem z chlebem… 
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ekhm... ogłoszenia parafialne :3
A więc, z przyczyny, że nie długo zaczyna się znów szkoła raczej nie będę dodawała tak często rozdziałów :c Ale postaram się co dwa dni ;3 I nie mam też weny, więc liczę na wasze motywujące komentarze <3 Pozdrawiam, kochani ;*


5 komentarzy:

  1. Każda notka jest wspaniała. Podoba mi się to co piszesz. Znalazłam tego bloga przypadkiem i stał się moim ulubionym :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super <3
    Kolejna notka przy której płakałam :'(

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że będziesz dalej pisać tego wspaniałego bloga i, że pisanie tego sprawia Ci przyjemność ;3 pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Z uśmiechem przyjmuję nawet szczerą krytykę. Nie nalegam, ale to niewyobrażalnie motywuje do dalszej pracy :)