Tak, jak obiecałam rozdział o wiele dłuższy ;3 Zapraszam do czytania oraz komentowania! <3
Jutro
najważniejszy dzień w całym moim życiu… ślub. Myślałam, że nigdy nie nadejdzie,
że nigdy nie zaznam smaku radości… Nawet teraz myślę o Prim. Jak byłoby
cudownie, gdyby ze mną była w tym wielkim dniu… Zostałaby może nawet druhną…
Staram się za wszelką cenę odłożyć te myśli na bok. No bo co będzie, jeśli
rozpłaczę się przed samym ołtarzem? Biorę głęboki wdech, by się uspokoić.
Na tydzień
przed ślubem wysłałam z Peetą zaproszenia. Oczywiście wszyscy je potwierdzili,
co niezmiernie mnie ucieszyło. Gdy dzwoniłam do mamy, by ją powiadomić
tradycyjnie płakała, a ja razem z nią. Słyszałam w jej głosie szczęście…
pierwszy raz po śmierci Prim…
Na druhnę
wybrałam Johannę. Bardzo się stęskniłam za nią i jej dogryzaniem. Peeta, za to
na świadka wybrał Haymitcha. Myślę, że to nie jest dobry wybór, ale kto
pozostał, jak nie on? Gdyby Finnick żył, byłby idealnym kandydatem…
Johanna
przybyła do dwunastki z dnia na dzień, wyciągając mnie od razu do Kapitolu, by
wszystko ustalić. Nie wiedziałam, że z zaplanowaniem ślubu jest aż tyle roboty…
Suknia, wesele, jedzenie, wystrój, muzyka, ksiądz, goście… dużo by jeszcze
wymieniać…
Od razu się
spakowałyśmy i wyjechałyśmy, zostawiając Peetę w domu. Wytłumaczyłam się mu
stwierdzeniem, że „pan młody nie może zobaczyć panny młodej w sukni przed
ślubem”. W ostateczności się zgodził, ale nie był zbytnio przekonany. W
następnych dniach biegałyśmy z Johanną po wszyściuteńkich sklepach. Miałam już
powoli dosyć, ale ona była przekonana, że „muszę wyglądać olśniewająco”.
Przyznałam jej rację, w końcu nasz ślub zobaczy całe Panem. Możemy nawet
spodziewać się więcej gości, niż zaplanowałam.
Wracam do
Ośrodka Szkoleniowego znudzona i przemęczona. Całodzienne zakupy z Johanną są
jednak tylko dla wytrwałych.
Dostałam ten
sam pokój, w którym spałam przed 74 Głodowymi Igrzyskami. Johanna swój ma parę
drzwi dalej. Słyszę jej radosny głos, więc czym prędzej wpadam do pokoju i
zatrzaskuję drzwi. Nie chcę, żeby znów mnie męczyła dylematami takimi jak na
przykład czy ma pomalować paznokcie na rubinowo, czy fioletowo. Nigdy nie byłam
wykwintna, co do mody w dzisiejszych czasach. Chciałam jej wtedy odparować,
żeby ze swoimi „problemami” zwróciła się do Effie, ale się powstrzymałam.
Odwracam
się, by móc wreszcie wskoczyć do łóżka, ale przed moimi oczyma ukazuje się
Peeta, który leży w najlepsze z rękoma pod głową na łóżku.
-Peeta…-
szepczę, siadając na łóżku, a on mnie całuje- Myślałam, że przyjedziesz dopiero
jutro.
-Stęskniłem
się za tobą- robi figlarną minę i puszcza do mnie oko- A poza tym nie miałem
tam nic do roboty. Prawie wszystkich z dwunastki wywiało na nasz ślub, więc
pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę. Cieszysz się?
-I to jak!
Już prawie nie wytrzymywałam z tą modnisią- przewracam oczami, a on się śmieje,
kręcąc głową- Na serio…- robię minę zbitego psiaka, a po chwili leżymy w
objęciach- Tak oczekiwałam tej chwili… od momentu przymierzania 14 pary butów.
-Musisz się
wyspać. Jutro nasz dzień- szepcze, całując mnie w czoło, a ja po chwili zapadam
w błogi sen…
*
-Dziś
wielki, wielki, wielki dzień!- słyszę, jakby przez mgłę. Nie chcę jeszcze się
nawet ruszyć. Znów pukanie do drzwi i radosny głosik. Czuję, że Peeta zaczyna
się niespokojnie wiercić.
-Oh, odsuń
się, Effie- Johanna bez zastanowienia wpada do pokoju i zastaje nas do połowy
rozebranych, nadal w objęciach. Gwałtownie się budzimy i czym prędzej od siebie
odskakujemy. Biorę pościel i zakrywam się nią aż po szyję. Mierzę pospiesznie
wzrokiem Peetę, który również na mnie spogląda niezbyt zadowolony.
-No, proszę…
Noc przedślubna musiała być udana- Johanna stoi pośrodku sypialni z ręką na
biodrze i z dezaprobatą kręci głową. W progu stoi zakłopotana Effie, która co
rusz rozgląda się po korytarzu, czy ktoś przypadkiem nie przechodzi.
-Johanna…
wiesz… my…- Peeta spogląda na mnie nerwowo, myśląc, że mu pomogę w tłumaczeniu
się. Jeszcze bardziej naciągam kołdrę pod brodę.
-Dobra.
Dzisiaj wasz wielki dzień. Przygotowana, ciemna maso?- to pytanie Johanna
oczywiście skierowała do mnie. Podchodzi do łóżka i jednym szarpnięciem ściąga
kołdrę na podłogę. Pospiesznie zakrywam się dłońmi, a Peeta staje w samych
bokserkach przed Johanną, próbując mnie zasłonić. Ona zaś podnosi jedną brew i
znów kładzie dłoń na biodrze.
- Oh, daj
spokój… sama się przed wami rozbierałam. Nie pamiętasz już?- robi figlarną minę
i puszcza do Peety oko.
-To… może
pójdę się ubrać- mówię, wskazując palcem łazienkę i pospiesznie wstając.
-Fenomenalny
pomysł, ciemna maso.
Nie mam
pojęcia w co się ubrać. Przez Johannę i jej pośpiech nie spakowałam konkretnych
ubrań. Przekopuję całą walizkę i w końcu natrafiam na czarną bluzkę na
ramiączkach z dość dużym dekoltem. Cóż… Peecie się spodoba. Do tego zakładam
zwykłe jeansy. Staję przed lustrem i rozczesuję włosy. Nie splatam ich w
warkocz, bo za chwilę i tak będę miała je stylizowane. Johanna, Effie, Fulvia,
Flavius i inni styliści będą mnie przygotowywać, co może zająć dość dużo czasu.
Nie, żebym uważała Johannę za specjalistkę od mody, ale po prostu uparła się,
że musi mnie przygotowywać. W ostateczności się zgodziłam i będzie mi robić
paznokcie. Mam nadzieję, że nie przesadzi z kolorami… Na koniec tradycyjnie
przypinam broszkę z Kosogłosem. Lekko uśmiecham się do odbicia w lustrze. „To
już dzisiaj, Katniss”- myślę. Trochę stresuję się przed ślubem. Całe Panem
przecież będzie nas oglądać, a co najmniej połowa będzie uczestniczyć w
ceremonii. Na samą myśl robi mi się nie dobrze. Wczorajsza kolacja podchodzi mi
do gardła i w rezultacie całą ją zwracam. Jak takie coś zdarzy się w kościele,
nie daruję sobie tego.
Przemywam
dłonią usta, lecz mdłości nie ustają. No błagam… akurat dzisiaj? Nagle słyszę
rozmowę, która dochodzi zza drzwi.
-To… dobrze
bawiłeś się dzisiejszej nocy z Katniss?- to głos Johanny. Dlaczego musi być aż
tak natrętna? Pospiesznie wychodzę z łazienki, co niezmiernie ucieszyło Peetę,
bo nie musi odpowiadać na to krępujące pytanie.
-Pięknie
wyglądasz- staje naprzeciw mnie i delikatnie muska moje usta.
-A właśnie!
Masz chyba garnitur, nie?- marszczę nerwowo brwi.
-Mam. Ten od
prezentacji trybutów Ćwierćwiecza Poskromienia.
-Peeta…
myślałam, że Haymitch pomoże ci jakiś wybrać- zarzucam mu ręce na szyję.
-Po co mam
mieć nowy, skoro mówiłaś, że w tamtym wyglądam zjawiskowo?- znów mnie całuje-
Poza tym ma znaczenie sentymentalne. Wtedy cię kochałem i teraz też.
-No, dobrze-
lekko się uśmiecham i znów mnie mdli. Odrywam się od niego i idę pospiesznie do
łazienki, gdzie znów wymiotuję.
-Katniss, co
ci jest?- Peeta wchodzi za mną, a ja opieram się ręką o ścianę.
-To nic takiego.
Po prostu stresuję się przed ślubem- dotykam ręką czoła, pospiesznie
oddychając, gdy do łazienki wchodzi Johanna.
-Katniss…-
Peeta znów robi tą swoją zaniepokojoną minę, czego bardzo nie lubię, bo wiem,
że się o mnie martwi. Chwyta mnie delikatnie za rękę.
-Nic mi nie
jest! Rozumiesz?!- wyrywam dłoń z jego uścisku- Johanna, chodź…- mówię i wychodzę
z nią z pokoju, trzaskając drzwiami i zostawiając Peetę...
Wchodzimy do
dość dużego pomieszczenia, gdzie pośrodku znajduje się specjalne podwyższenie,
naokoło którego jest pełno luster. Niepotrzebne manekiny stoją w kącie, a na
półkach i w szafach są wszystkie potrzebne przedmioty do upiększania.
-Usiądź przy
toaletce za lustrami- rozkazuje Johanna i szuka czegoś w szafach. Powoli sunę w
kierunku krzesła. Tyle tutaj zapachów… Lakierów do paznokci, perfum, różnorodnych
kremów. I od tego wszystkiego aż mi nie dobrze… znowu. Próbuję głęboko
oddychać, by przezwyciężyć nudności i w końcu trochę ustępują. Ale tylko
trochę. W rezultacie staram się oddychać ustami, a nie nosem, by nie wdychać
tych wszystkich oparów.
Spoglądam na
zegarek nad drzwiami. Jest dopiero 7.17, co oznacza, że na początku grudnia na
dworze jest jeszcze całkiem ciemno. Że też Johannie chciało się wstawać… Okay,
ślub jest o 12.00, więc raczej ze stylizacją powinniśmy się wyrobić tak do
około 10.00. Mam nadzieję…
Johanna
wreszcie znalazła to czego szukała i siada naprzeciwko mnie przy toaletce.
-Więc, jak
zapewne się domyślasz, będziesz miała białą suknię. W takim układzie powinnaś
mieć jakieś łagodne paznokcie- Bogu dzięki- ale rzucające się w oczy-
wiedziałam…
Rozkłada na
stoliku wszystkie przydatne przedmioty, czyli lakiery, tipsy, pilniki,
utwardzacze i inne duperele…
-Wolisz
paznokcie pomalowane lakierem, czy tipsy?- pyta, a ja otwieram usta, lecz mi
przerywa- Oczywiście, że tipsy… Mam tutaj takie ładne w czarne odlatujące
ptaki- macha mi nimi przed twarzą, a ja i tak nie myślę teraz o jakichś durnych
paznokciach. Moje myśli raczej krążą wokół Peety. Dopiero teraz do mnie dociera
to, co powiedziałam. „Nic mi nie jest! Rozumiesz?!” Boże, jak te słowa musiały
go zranić… jeszcze wypowiedziane z taką nienawiścią… i to przed samym ślubem…
To było po prostu podłe z mojej strony.
-Halo,
ziemia do Katniss- Johanna macha mi ręką przed oczami i chyba wie, że jej nie
słuchałam- Wiem, że jesteś zakochana, ale musimy się skupić teraz na
paznokciach. Chyba chcesz wypaść olśniewająco przed Peetą, mam rację, ciemna
maso?
-Przepraszam…-
szepczę i przytykam dłonie do ust. Znów mdłości powracają. Zrywam się i biegnę
do łazienki. Naprawdę nie mam pojęcia co się ze mną dzieje…
-Może wezwę
lekarza, co?- Johanna opiera się o framugę z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
-Nic mi nie…
Dam radę- przemywam twarz wodą i opieram się rękoma o umywalkę.
-Jesteś
pewna? Może przesuniemy ślub?
-Nie… nic
nie będziemy przesuwać. Goście przyjechali, wszystko jest już przygotowane i
nie będę odwoływać uroczystości tylko dlatego, że się źle czuję.
-Okay. Jak chcesz,
ale ja na twoim miejscu bym się zastanowiła- Johanna wzrusza ramionami i znów
powracamy do malowania. Kładę dłonie na stoliku, a ona piłuje mi paznokcie, a
później na specjalny klej przykleja tipsy z odlatującymi ptakami. Rzeczywiście,
są niesamowite. Łagodne, ale ptaki rzucają się w oczy i są w dodatku podobne do
Kosogłosów.
Przyglądam
się moim dłoniom i nagle orientuję się, że nie mam na palcu pierścionka
zaręczynowego od Peety.
-Poczekaj,
zaraz wracam- wybiegam z pokoju, nie zważając na świeżo przyklejone tipsy.
-Ale
Katniss! Paznokcie!- krzyczy za mną Johanna, ale jestem już przy mojej
sypialni, a właściwie naszej, mojej i Peety. Ciekawe, czy też będzie „nasza” po
tym co mu powiedziałam…
Myślałam, że
zastanę tu Peetę, ale jednak się myliłam. Chciałabym z nim porozmawiać i
wytłumaczyć moje zachowanie…
Szukam
pierścionka i znajduję go w komodzie w pudełeczku. Tym samym, w którym Peeta mi
go podarował. Chowam go ostrożnie do kieszeni i wracam do Johanny.
-Gdzie cię
niesie?- pyta, gdy siadam na krześle i podaję jej dłoń, by kontynuowała
pielęgnację.
-Zapomniałam
czegoś…- mamroczę, patrząc się w jeden punkt.
Podczas, gdy
„moja specjalistka od paznokci” kończy klejenie tipsów ja wyjmuję pierścionek,
obracam go między palcami i przypatruję się wyrytemu od spodu słowie „Real”.
Chciałabym, żeby Peeta był teraz ze mną, a nawet nie wiem gdzie się podziewa.
Nie przyjdzie zobaczyć, jak się czuję, czego akurat mu się nie dziwię, po tym
co mu powiedziałam. Jest mi tak cholernie głupio…
-Ej, a czemu
w ogóle naskoczyłaś tak dzisiaj na Peetę, co?- pyta Johanna, gdy zauważa, że
trzymam w ręce pierścionek.
-Sama nie
wiem. Działałam pod wpływem impulsu… jak zwykle zresztą- przewracam oczami i
nakładam pierścionek na palec.
-No, gotowe.
Będziesz pięknie wyglądać- mówi i porządkuje wszystkie przybory z powrotem do
szafek.
Nagle do
pokoju wchodzi Effie. Ale nie ta Effie. Całkiem inna Effie. Nie jest już tak
bardzo wymalowana, jak kiedyś i nie nosi wymyślnych kreacji. Co prawda ta
suknia, którą teraz na sobie ma jest troszkę bufiasta, ale lepsza ta niż
wszystkie, co kiedyś ubierała.
-Katniss…-
szepcze i podchodzi, by mnie uściskać- Tak bardzo za tobą tęskniłam. I
oczywiście składam ci gratulacje z powodu zaślubin- próbuje się uśmiechnąć, ale
zamiast tego do oczu napływają jej łzy, przez co ja też zaczynam płakać-
Obiecałam sobie, że nie będę… Nie będę płakać, bo się cała rozmażę…- wybucha
płaczem, a przez nią ja także. Spoglądam ukradkiem na Johannę, która
pospiesznie się odwraca.
-No, dobrze.
To twój dzień, Katniss, a nie naszych szlochów, więc przedstawiam ci suknię,
zaprojektowaną przez Cinnę- Effie wskazuje na drzwi, w których pojawili się
Flavius i Fulvia, niosący tą samą suknię, którą miałam podczas prezentacji
trybutów na Ćwierćwieczu Poskromienia, tylko że tamta zmieniła mnie w
Kosogłosa.
-Cinna
zaprojektował taką samą?- pytam, uważnie się jej przyglądając.
-Wyczuł, że
prędzej czy później ten dzień nadejdzie- Effie pokrzepiająco się uśmiecha i
wskazuje ręką na podwyższenie.
Po chwili
stoję przed lustrami, przyglądając się swojemu odbiciu. Wyglądam dokładnie tak,
jak przed 75 Głodowymi Igrzyskami, tyle że jeszcze włosów nie mam poprawionych.
Paznokcie pięknie współgrają z całą kreacją, przez co jestem Johannie
niezmiernie wdzięczna.
-Gdzie
Peeta?- Effie podchodzi do mnie i również patrzy w lustro.
-Wygoniłyśmy
go stąd, bo przecież pan młody nie może zobaczyć panny młodej przed ślubem-
odzywa się Johanna. Spoglądam na nią porozumiewawczo, a ona puszcza mi oko,
popijając kawę. Nie chciałabym nikomu zwierzać się z tego, jak paskudnie
potraktowałam Peetę… on mi ofiarował pomoc, bo się najzwyczajniej martwił. A
jeśli się martwi to chyba coś dla niego znaczę… a ja się na niego tak po prostu
wydarłam. A co jeśli nie przybędzie do ołtarza? Jeśli zrezygnuje ze ślubu? Na
samą myśl znów mam mdłości, ale przecież mam suknię na sobie. Próbuję jakoś
wyregulować oddech, ale zaczynam mieć zawroty głowy. Nagle pojawiają się trzy
Effie, które rozmawiają z pięcioma Flaviusami. Wszystko zaczyna się kręcić, jak
na karuzeli…
-Katniss!
Katniss! Nic ci nie jest?- słyszę czyjś głos i powoli otwieram oczy. Leżę na
ziemi, z głową na kolanach Peety, a wokół mnie stoją pozostali. Nadal mam
mdłości, a do tego głowa mnie potwornie boli. Chwytam się za czoło i syczę z
bólu.
-Katniss,
może rzeczywiście przełożymy nasz ślub?- Peeta znów robi tą swoją zaniepokojoną
minę- Martwię się o ciebie- delikatnie całuje mnie w czoło.
-Naprawdę…
nic mi nie jest. Mam tylko zawroty głowy, to wszystko.
-Katniss,
przed chwilą straciłaś przytomność! Musisz na siebie uważać…
-Nic nie
muszę!- zrywam się na równe nogi, choć pokój jeszcze cały czas wiruje mi przed
oczami- Nie będziecie mi mówić, co mam robić! A w szczególności ty!- wskazuję
palcem na Peetę i zamykam się w łazience. Kucam pod drzwiami, choć suknia trochę
mi to utrudnia. Opieram głowę o ręce, by troszkę się uspokoić.
Znów to
zrobiłam… znów nawrzeszczałam na Peetę. W gruncie rzeczy na wszystkich, ale
wiem, że jego to najbardziej zabolało. Już prawie się pogodziliśmy, pocałował
mnie w czoło i zamortyzował upadek… a ja znów musiałam wszystko zepsuć. Chowam
twarz w dłoniach, a po policzkach spływają mi łzy. Wiem, że Effie nie będzie
zadowolona z rozmazanego makijażu, no ale trudno.
Po jakimś
czasie zdołam się uspokoić i wychodzę z łazienki. Effie rozmawia z Flaviusem i
Fulvią, a Johanna popija kawę, opierając się o blat stołu pod ścianą. Nie ma
śladu po Peecie. To koniec…
-Przepraszam…-
szepczę, wycierając policzki, a wszyscy momentalnie odwracają się w moim
kierunku.
-Oh,
Katniss… chodź. Musimy jeszcze dokończyć włosy… i cała się rozmazałaś- wzdycha
Effie z ręką na biodrze.
-Nie… ślubu
nie będzie…- mówię i znów oczy mam pełne łez. Wszyscy spoglądają na mnie
pytającym wzrokiem, a ja spuszczam głowę- Po tym co powiedziałam Peecie nie
zasługuję na niego…
-Katniss… on
cię kocha. Co prawda, gdy zamknęłaś się w łazience, bez słowa wyszedł i
trzasnął drzwiami, ale to tylko dlatego, że się o ciebie cholernie martwi.
Jesteś jego całym światem- Johanna podchodzi i obejmuje mnie ramieniem. Może ma
rację… ale to nie zmienia faktu, że znów wszystko zepsułam- A teraz chodź.
Musimy dokończyć stylizację.
Przez
następne dwie godziny Johanna, Effie, Fulvia i Flavius skaczą naokoło mnie,
poprawiając makijaż, suknię i czesając włosy. A ja cały czas myślę o Peecie.
Może naprawdę na niego nie zasługuję…
O 11:00
jestem już całkowicie przygotowana. Staję przed lustrem, a za mną wszyscy
styliści. Teraz wyglądam identycznie, jak podczas prezentacji Trybutów na
Ćwierćwieczu Poskromienia, tyle że blizny na nadgarstkach trochę się odznaczają.
-Katniss…
jesteś najpiękniejszą panną młodą- szepcze Effie, a mi przypominają się jej
słowa przed 75 Głodowymi Igrzyskami: „Byłabyś najpiękniejszą panną młodą”…
Lekko się uśmiecham i staram się nie płakać, bo całe starania przygotowawcze
poszłyby na marne.
-Dziękuję…
za wszystko…- szepczę i przytulam każdego po kolei. Jestem im naprawdę
wdzięczna.
-Nie
przejmuj się Peetą. Wszystko będzie dobrze…- mówi mi na ucho Johanna, gdy do
niej podchodzę.
-Mam
nadzieję…- zdobywam się na lekki uśmiech. Teraz pozostaje mi tylko czekanie na
ceremonię.
Z każdą
minutą coraz bardziej się stresuję i mdłości powracają. Wyobrażam sobie
wszystkie możliwe wpadki i potknięcia. Wiem, że będzie oglądać to całe Panem,
więc muszę się postarać, żeby wszystko wypadło po prostu perfekcyjnie.
Siedzę w
fotelu i nerwowo skubię falbanki u sukni, przygryzając wargę.
-Masz, to na
uspokojenie- Johanna podaje mi tabletkę z kubkiem wody. Już mam ją połykać, gdy
nagle w drzwiach staje Effie.
-Katniss…
już czas. Trzymaj kwiaty i pamiętaj, wszystko się ułoży i to nie tylko z Peetą-
Effie podaje mi bukiet, pełen białych róż i lekko się do mnie uśmiecha. Nie
chciałam takich kwiatów, ale nie będę się sprzeciwiać.
Idę, razem z
Johanną korytarzem do wyjścia z Ośrodka Szkoleniowego. Myślę o Prim… Tak bardzo
chciałabym, żeby ze mną była… Ale nie mogę się teraz rozpłakać. Z drugiej
strony potwornie stresuję się przed ślubem i zastanawiam się, czy Peeta już
czeka przed ołtarzem. Ciekawe, czy czuje to samo, co ja...
Staję przed
drzwiami do kościoła, a Johanna poprawia mi suknię. Już za chwilę przekroczę
próg i wstąpię w zupełnie nowe życie, tym razem z Peetą u boku.
-Nie zrób
żadnej gafy, ciemna maso- mówi Johanna, przytulając mnie.
-Postaram
się… Dziękuję- wzdycham, a ona wraca do kościoła przez zakrystię. Teraz czekam,
aż zadzwonią dzwony i ceremonia się rozpocznie.
Był taki
czas, że wyobrażałam sobie tą chwilę, gdy idę przez kościół z tatą pod ramię.
Tak bardzo za nim tęsknię i za Prim… Haymitch proponował mi, żebym to z nim
szła do ołtarza, ale się nie zgodziłam. Chcę sobie wyobrażać, że to właśnie z
tatą tam idę…
Nagle
zaczynają bić dzwony, a drzwi od kościoła powoli się otwierają.
jaki długi rozdział *O* i Katniss nie jest w ciąży, prawda? xd
OdpowiedzUsuńnotka cudo :) czekamy na jutro <aneta
OdpowiedzUsuńWow :) to tylko tyle co jestem w stanie powiedzieć <3
OdpowiedzUsuń