piątek, 8 sierpnia 2014

9. "Przygotowania"



Tak, jak obiecałam rozdział o wiele dłuższy ;3 Zapraszam do czytania oraz komentowania! <3

Jutro najważniejszy dzień w całym moim życiu… ślub. Myślałam, że nigdy nie nadejdzie, że nigdy nie zaznam smaku radości… Nawet teraz myślę o Prim. Jak byłoby cudownie, gdyby ze mną była w tym wielkim dniu… Zostałaby może nawet druhną… Staram się za wszelką cenę odłożyć te myśli na bok. No bo co będzie, jeśli rozpłaczę się przed samym ołtarzem? Biorę głęboki wdech, by się uspokoić.

Na tydzień przed ślubem wysłałam z Peetą zaproszenia. Oczywiście wszyscy je potwierdzili, co niezmiernie mnie ucieszyło. Gdy dzwoniłam do mamy, by ją powiadomić tradycyjnie płakała, a ja razem z nią. Słyszałam w jej głosie szczęście… pierwszy raz po śmierci Prim…

Na druhnę wybrałam Johannę. Bardzo się stęskniłam za nią i jej dogryzaniem. Peeta, za to na świadka wybrał Haymitcha. Myślę, że to nie jest dobry wybór, ale kto pozostał, jak nie on? Gdyby Finnick żył, byłby idealnym kandydatem…

Johanna przybyła do dwunastki z dnia na dzień, wyciągając mnie od razu do Kapitolu, by wszystko ustalić. Nie wiedziałam, że z zaplanowaniem ślubu jest aż tyle roboty… Suknia, wesele, jedzenie, wystrój, muzyka, ksiądz, goście… dużo by jeszcze wymieniać…

Od razu się spakowałyśmy i wyjechałyśmy, zostawiając Peetę w domu. Wytłumaczyłam się mu stwierdzeniem, że „pan młody nie może zobaczyć panny młodej w sukni przed ślubem”. W ostateczności się zgodził, ale nie był zbytnio przekonany. W następnych dniach biegałyśmy z Johanną po wszyściuteńkich sklepach. Miałam już powoli dosyć, ale ona była przekonana, że „muszę wyglądać olśniewająco”. Przyznałam jej rację, w końcu nasz ślub zobaczy całe Panem. Możemy nawet spodziewać się więcej gości, niż zaplanowałam.

Wracam do Ośrodka Szkoleniowego znudzona i przemęczona. Całodzienne zakupy z Johanną są jednak tylko dla wytrwałych.

Dostałam ten sam pokój, w którym spałam przed 74 Głodowymi Igrzyskami. Johanna swój ma parę drzwi dalej. Słyszę jej radosny głos, więc czym prędzej wpadam do pokoju i zatrzaskuję drzwi. Nie chcę, żeby znów mnie męczyła dylematami takimi jak na przykład czy ma pomalować paznokcie na rubinowo, czy fioletowo. Nigdy nie byłam wykwintna, co do mody w dzisiejszych czasach. Chciałam jej wtedy odparować, żeby ze swoimi „problemami” zwróciła się do Effie, ale się powstrzymałam.

Odwracam się, by móc wreszcie wskoczyć do łóżka, ale przed moimi oczyma ukazuje się Peeta, który leży w najlepsze z rękoma pod głową na łóżku.

-Peeta…- szepczę, siadając na łóżku, a on mnie całuje- Myślałam, że przyjedziesz dopiero jutro.

-Stęskniłem się za tobą- robi figlarną minę i puszcza do mnie oko- A poza tym nie miałem tam nic do roboty. Prawie wszystkich z dwunastki wywiało na nasz ślub, więc pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę. Cieszysz się?

-I to jak! Już prawie nie wytrzymywałam z tą modnisią- przewracam oczami, a on się śmieje, kręcąc głową- Na serio…- robię minę zbitego psiaka, a po chwili leżymy w objęciach- Tak oczekiwałam tej chwili… od momentu przymierzania 14 pary butów.

-Musisz się wyspać. Jutro nasz dzień- szepcze, całując mnie w czoło, a ja po chwili zapadam w błogi sen…

*

-Dziś wielki, wielki, wielki dzień!- słyszę, jakby przez mgłę. Nie chcę jeszcze się nawet ruszyć. Znów pukanie do drzwi i radosny głosik. Czuję, że Peeta zaczyna się niespokojnie wiercić.

-Oh, odsuń się, Effie- Johanna bez zastanowienia wpada do pokoju i zastaje nas do połowy rozebranych, nadal w objęciach. Gwałtownie się budzimy i czym prędzej od siebie odskakujemy. Biorę pościel i zakrywam się nią aż po szyję. Mierzę pospiesznie wzrokiem Peetę, który również na mnie spogląda niezbyt zadowolony.

-No, proszę… Noc przedślubna musiała być udana- Johanna stoi pośrodku sypialni z ręką na biodrze i z dezaprobatą kręci głową. W progu stoi zakłopotana Effie, która co rusz rozgląda się po korytarzu, czy ktoś przypadkiem nie przechodzi.

-Johanna… wiesz… my…- Peeta spogląda na mnie nerwowo, myśląc, że mu pomogę w tłumaczeniu się. Jeszcze bardziej naciągam kołdrę pod brodę.

-Dobra. Dzisiaj wasz wielki dzień. Przygotowana, ciemna maso?- to pytanie Johanna oczywiście skierowała do mnie. Podchodzi do łóżka i jednym szarpnięciem ściąga kołdrę na podłogę. Pospiesznie zakrywam się dłońmi, a Peeta staje w samych bokserkach przed Johanną, próbując mnie zasłonić. Ona zaś podnosi jedną brew i znów kładzie dłoń na biodrze.

- Oh, daj spokój… sama się przed wami rozbierałam. Nie pamiętasz już?- robi figlarną minę i puszcza do Peety oko.

-To… może pójdę się ubrać- mówię, wskazując palcem łazienkę i pospiesznie wstając.

-Fenomenalny pomysł, ciemna maso.

Nie mam pojęcia w co się ubrać. Przez Johannę i jej pośpiech nie spakowałam konkretnych ubrań. Przekopuję całą walizkę i w końcu natrafiam na czarną bluzkę na ramiączkach z dość dużym dekoltem. Cóż… Peecie się spodoba. Do tego zakładam zwykłe jeansy. Staję przed lustrem i rozczesuję włosy. Nie splatam ich w warkocz, bo za chwilę i tak będę miała je stylizowane. Johanna, Effie, Fulvia, Flavius i inni styliści będą mnie przygotowywać, co może zająć dość dużo czasu. Nie, żebym uważała Johannę za specjalistkę od mody, ale po prostu uparła się, że musi mnie przygotowywać. W ostateczności się zgodziłam i będzie mi robić paznokcie. Mam nadzieję, że nie przesadzi z kolorami… Na koniec tradycyjnie przypinam broszkę z Kosogłosem. Lekko uśmiecham się do odbicia w lustrze. „To już dzisiaj, Katniss”- myślę. Trochę stresuję się przed ślubem. Całe Panem przecież będzie nas oglądać, a co najmniej połowa będzie uczestniczyć w ceremonii. Na samą myśl robi mi się nie dobrze. Wczorajsza kolacja podchodzi mi do gardła i w rezultacie całą ją zwracam. Jak takie coś zdarzy się w kościele, nie daruję sobie tego.

Przemywam dłonią usta, lecz mdłości nie ustają. No błagam… akurat dzisiaj? Nagle słyszę rozmowę, która dochodzi zza drzwi.

-To… dobrze bawiłeś się dzisiejszej nocy z Katniss?- to głos Johanny. Dlaczego musi być aż tak natrętna? Pospiesznie wychodzę z łazienki, co niezmiernie ucieszyło Peetę, bo nie musi odpowiadać na to krępujące pytanie.

-Pięknie wyglądasz- staje naprzeciw mnie i delikatnie muska moje usta.

-A właśnie! Masz chyba garnitur, nie?- marszczę nerwowo brwi.

-Mam. Ten od prezentacji trybutów Ćwierćwiecza Poskromienia.

-Peeta… myślałam, że Haymitch pomoże ci jakiś wybrać- zarzucam mu ręce na szyję.

-Po co mam mieć nowy, skoro mówiłaś, że w tamtym wyglądam zjawiskowo?- znów mnie całuje- Poza tym ma znaczenie sentymentalne. Wtedy cię kochałem i teraz też.

-No, dobrze- lekko się uśmiecham i znów mnie mdli. Odrywam się od niego i idę pospiesznie do łazienki, gdzie znów wymiotuję.

-Katniss, co ci jest?- Peeta wchodzi za mną, a ja opieram się ręką o ścianę.

-To nic takiego. Po prostu stresuję się przed ślubem- dotykam ręką czoła, pospiesznie oddychając, gdy do łazienki wchodzi Johanna.

-Katniss…- Peeta znów robi tą swoją zaniepokojoną minę, czego bardzo nie lubię, bo wiem, że się o mnie martwi. Chwyta mnie delikatnie za rękę.

-Nic mi nie jest! Rozumiesz?!- wyrywam dłoń z jego uścisku- Johanna, chodź…- mówię i wychodzę z nią z pokoju, trzaskając drzwiami i zostawiając Peetę...

Wchodzimy do dość dużego pomieszczenia, gdzie pośrodku znajduje się specjalne podwyższenie, naokoło którego jest pełno luster. Niepotrzebne manekiny stoją w kącie, a na półkach i w szafach są wszystkie potrzebne przedmioty do upiększania.

-Usiądź przy toaletce za lustrami- rozkazuje Johanna i szuka czegoś w szafach. Powoli sunę w kierunku krzesła. Tyle tutaj zapachów… Lakierów do paznokci, perfum, różnorodnych kremów. I od tego wszystkiego aż mi nie dobrze… znowu. Próbuję głęboko oddychać, by przezwyciężyć nudności i w końcu trochę ustępują. Ale tylko trochę. W rezultacie staram się oddychać ustami, a nie nosem, by nie wdychać tych wszystkich oparów.

Spoglądam na zegarek nad drzwiami. Jest dopiero 7.17, co oznacza, że na początku grudnia na dworze jest jeszcze całkiem ciemno. Że też Johannie chciało się wstawać… Okay, ślub jest o 12.00, więc raczej ze stylizacją powinniśmy się wyrobić tak do około 10.00. Mam nadzieję…

Johanna wreszcie znalazła to czego szukała i siada naprzeciwko mnie przy toaletce.

-Więc, jak zapewne się domyślasz, będziesz miała białą suknię. W takim układzie powinnaś mieć jakieś łagodne paznokcie- Bogu dzięki- ale rzucające się w oczy- wiedziałam…

Rozkłada na stoliku wszystkie przydatne przedmioty, czyli lakiery, tipsy, pilniki, utwardzacze i inne duperele…

-Wolisz paznokcie pomalowane lakierem, czy tipsy?- pyta, a ja otwieram usta, lecz mi przerywa- Oczywiście, że tipsy… Mam tutaj takie ładne w czarne odlatujące ptaki- macha mi nimi przed twarzą, a ja i tak nie myślę teraz o jakichś durnych paznokciach. Moje myśli raczej krążą wokół Peety. Dopiero teraz do mnie dociera to, co powiedziałam. „Nic mi nie jest! Rozumiesz?!” Boże, jak te słowa musiały go zranić… jeszcze wypowiedziane z taką nienawiścią… i to przed samym ślubem… To było po prostu podłe z mojej strony.

-Halo, ziemia do Katniss- Johanna macha mi ręką przed oczami i chyba wie, że jej nie słuchałam- Wiem, że jesteś zakochana, ale musimy się skupić teraz na paznokciach. Chyba chcesz wypaść olśniewająco przed Peetą, mam rację, ciemna maso?

-Przepraszam…- szepczę i przytykam dłonie do ust. Znów mdłości powracają. Zrywam się i biegnę do łazienki. Naprawdę nie mam pojęcia co się ze mną dzieje…

-Może wezwę lekarza, co?- Johanna opiera się o framugę z rękoma skrzyżowanymi na piersi.

-Nic mi nie… Dam radę- przemywam twarz wodą i opieram się rękoma o umywalkę.

-Jesteś pewna? Może przesuniemy ślub?

-Nie… nic nie będziemy przesuwać. Goście przyjechali, wszystko jest już przygotowane i nie będę odwoływać uroczystości tylko dlatego, że się źle czuję.

-Okay. Jak chcesz, ale ja na twoim miejscu bym się zastanowiła- Johanna wzrusza ramionami i znów powracamy do malowania. Kładę dłonie na stoliku, a ona piłuje mi paznokcie, a później na specjalny klej przykleja tipsy z odlatującymi ptakami. Rzeczywiście, są niesamowite. Łagodne, ale ptaki rzucają się w oczy i są w dodatku podobne do Kosogłosów.

Przyglądam się moim dłoniom i nagle orientuję się, że nie mam na palcu pierścionka zaręczynowego od Peety.

-Poczekaj, zaraz wracam- wybiegam z pokoju, nie zważając na świeżo przyklejone tipsy.

-Ale Katniss! Paznokcie!- krzyczy za mną Johanna, ale jestem już przy mojej sypialni, a właściwie naszej, mojej i Peety. Ciekawe, czy też będzie „nasza” po tym co mu powiedziałam…

Myślałam, że zastanę tu Peetę, ale jednak się myliłam. Chciałabym z nim porozmawiać i wytłumaczyć moje zachowanie…

Szukam pierścionka i znajduję go w komodzie w pudełeczku. Tym samym, w którym Peeta mi go podarował. Chowam go ostrożnie do kieszeni i wracam do Johanny.

-Gdzie cię niesie?- pyta, gdy siadam na krześle i podaję jej dłoń, by kontynuowała pielęgnację.

-Zapomniałam czegoś…- mamroczę, patrząc się w jeden punkt.

Podczas, gdy „moja specjalistka od paznokci” kończy klejenie tipsów ja wyjmuję pierścionek, obracam go między palcami i przypatruję się wyrytemu od spodu słowie „Real”. Chciałabym, żeby Peeta był teraz ze mną, a nawet nie wiem gdzie się podziewa. Nie przyjdzie zobaczyć, jak się czuję, czego akurat mu się nie dziwię, po tym co mu powiedziałam. Jest mi tak cholernie głupio…

-Ej, a czemu w ogóle naskoczyłaś tak dzisiaj na Peetę, co?- pyta Johanna, gdy zauważa, że trzymam w ręce pierścionek.

-Sama nie wiem. Działałam pod wpływem impulsu… jak zwykle zresztą- przewracam oczami i nakładam pierścionek na palec.

-No, gotowe. Będziesz pięknie wyglądać- mówi i porządkuje wszystkie przybory z powrotem do szafek.

Nagle do pokoju wchodzi Effie. Ale nie ta Effie. Całkiem inna Effie. Nie jest już tak bardzo wymalowana, jak kiedyś i nie nosi wymyślnych kreacji. Co prawda ta suknia, którą teraz na sobie ma jest troszkę bufiasta, ale lepsza ta niż wszystkie, co kiedyś ubierała.

-Katniss…- szepcze i podchodzi, by mnie uściskać- Tak bardzo za tobą tęskniłam. I oczywiście składam ci gratulacje z powodu zaślubin- próbuje się uśmiechnąć, ale zamiast tego do oczu napływają jej łzy, przez co ja też zaczynam płakać- Obiecałam sobie, że nie będę… Nie będę płakać, bo się cała rozmażę…- wybucha płaczem, a przez nią ja także. Spoglądam ukradkiem na Johannę, która pospiesznie się odwraca.

-No, dobrze. To twój dzień, Katniss, a nie naszych szlochów, więc przedstawiam ci suknię, zaprojektowaną przez Cinnę- Effie wskazuje na drzwi, w których pojawili się Flavius i Fulvia, niosący tą samą suknię, którą miałam podczas prezentacji trybutów na Ćwierćwieczu Poskromienia, tylko że tamta zmieniła mnie w Kosogłosa.

-Cinna zaprojektował taką samą?- pytam, uważnie się jej przyglądając.

-Wyczuł, że prędzej czy później ten dzień nadejdzie- Effie pokrzepiająco się uśmiecha i wskazuje ręką na podwyższenie.

Po chwili stoję przed lustrami, przyglądając się swojemu odbiciu. Wyglądam dokładnie tak, jak przed 75 Głodowymi Igrzyskami, tyle że jeszcze włosów nie mam poprawionych. Paznokcie pięknie współgrają z całą kreacją, przez co jestem Johannie niezmiernie wdzięczna.

-Gdzie Peeta?- Effie podchodzi do mnie i również patrzy w lustro.

-Wygoniłyśmy go stąd, bo przecież pan młody nie może zobaczyć panny młodej przed ślubem- odzywa się Johanna. Spoglądam na nią porozumiewawczo, a ona puszcza mi oko, popijając kawę. Nie chciałabym nikomu zwierzać się z tego, jak paskudnie potraktowałam Peetę… on mi ofiarował pomoc, bo się najzwyczajniej martwił. A jeśli się martwi to chyba coś dla niego znaczę… a ja się na niego tak po prostu wydarłam. A co jeśli nie przybędzie do ołtarza? Jeśli zrezygnuje ze ślubu? Na samą myśl znów mam mdłości, ale przecież mam suknię na sobie. Próbuję jakoś wyregulować oddech, ale zaczynam mieć zawroty głowy. Nagle pojawiają się trzy Effie, które rozmawiają z pięcioma Flaviusami. Wszystko zaczyna się kręcić, jak na karuzeli…

-Katniss! Katniss! Nic ci nie jest?- słyszę czyjś głos i powoli otwieram oczy. Leżę na ziemi, z głową na kolanach Peety, a wokół mnie stoją pozostali. Nadal mam mdłości, a do tego głowa mnie potwornie boli. Chwytam się za czoło i syczę z bólu.

-Katniss, może rzeczywiście przełożymy nasz ślub?- Peeta znów robi tą swoją zaniepokojoną minę- Martwię się o ciebie- delikatnie całuje mnie w czoło.

-Naprawdę… nic mi nie jest. Mam tylko zawroty głowy, to wszystko.

-Katniss, przed chwilą straciłaś przytomność! Musisz na siebie uważać…

-Nic nie muszę!- zrywam się na równe nogi, choć pokój jeszcze cały czas wiruje mi przed oczami- Nie będziecie mi mówić, co mam robić! A w szczególności ty!- wskazuję palcem na Peetę i zamykam się w łazience. Kucam pod drzwiami, choć suknia trochę mi to utrudnia. Opieram głowę o ręce, by troszkę się uspokoić.

Znów to zrobiłam… znów nawrzeszczałam na Peetę. W gruncie rzeczy na wszystkich, ale wiem, że jego to najbardziej zabolało. Już prawie się pogodziliśmy, pocałował mnie w czoło i zamortyzował upadek… a ja znów musiałam wszystko zepsuć. Chowam twarz w dłoniach, a po policzkach spływają mi łzy. Wiem, że Effie nie będzie zadowolona z rozmazanego makijażu, no ale trudno.

Po jakimś czasie zdołam się uspokoić i wychodzę z łazienki. Effie rozmawia z Flaviusem i Fulvią, a Johanna popija kawę, opierając się o blat stołu pod ścianą. Nie ma śladu po Peecie. To koniec…

-Przepraszam…- szepczę, wycierając policzki, a wszyscy momentalnie odwracają się w moim kierunku.

-Oh, Katniss… chodź. Musimy jeszcze dokończyć włosy… i cała się rozmazałaś- wzdycha Effie z ręką na biodrze.

-Nie… ślubu nie będzie…- mówię i znów oczy mam pełne łez. Wszyscy spoglądają na mnie pytającym wzrokiem, a ja spuszczam głowę- Po tym co powiedziałam Peecie nie zasługuję na niego…

-Katniss… on cię kocha. Co prawda, gdy zamknęłaś się w łazience, bez słowa wyszedł i trzasnął drzwiami, ale to tylko dlatego, że się o ciebie cholernie martwi. Jesteś jego całym światem- Johanna podchodzi i obejmuje mnie ramieniem. Może ma rację… ale to nie zmienia faktu, że znów wszystko zepsułam- A teraz chodź. Musimy dokończyć stylizację.

Przez następne dwie godziny Johanna, Effie, Fulvia i Flavius skaczą naokoło mnie, poprawiając makijaż, suknię i czesając włosy. A ja cały czas myślę o Peecie. Może naprawdę na niego nie zasługuję…

O 11:00 jestem już całkowicie przygotowana. Staję przed lustrem, a za mną wszyscy styliści. Teraz wyglądam identycznie, jak podczas prezentacji Trybutów na Ćwierćwieczu Poskromienia, tyle że blizny na nadgarstkach trochę się odznaczają.

-Katniss… jesteś najpiękniejszą panną młodą- szepcze Effie, a mi przypominają się jej słowa przed 75 Głodowymi Igrzyskami: „Byłabyś najpiękniejszą panną młodą”… Lekko się uśmiecham i staram się nie płakać, bo całe starania przygotowawcze poszłyby na marne.

-Dziękuję… za wszystko…- szepczę i przytulam każdego po kolei. Jestem im naprawdę wdzięczna.

-Nie przejmuj się Peetą. Wszystko będzie dobrze…- mówi mi na ucho Johanna, gdy do niej podchodzę.

-Mam nadzieję…- zdobywam się na lekki uśmiech. Teraz pozostaje mi tylko czekanie na ceremonię.

Z każdą minutą coraz bardziej się stresuję i mdłości powracają. Wyobrażam sobie wszystkie możliwe wpadki i potknięcia. Wiem, że będzie oglądać to całe Panem, więc muszę się postarać, żeby wszystko wypadło po prostu perfekcyjnie.

Siedzę w fotelu i nerwowo skubię falbanki u sukni, przygryzając wargę.

-Masz, to na uspokojenie- Johanna podaje mi tabletkę z kubkiem wody. Już mam ją połykać, gdy nagle w drzwiach staje Effie.

-Katniss… już czas. Trzymaj kwiaty i pamiętaj, wszystko się ułoży i to nie tylko z Peetą- Effie podaje mi bukiet, pełen białych róż i lekko się do mnie uśmiecha. Nie chciałam takich kwiatów, ale nie będę się sprzeciwiać.

Idę, razem z Johanną korytarzem do wyjścia z Ośrodka Szkoleniowego. Myślę o Prim… Tak bardzo chciałabym, żeby ze mną była… Ale nie mogę się teraz rozpłakać. Z drugiej strony potwornie stresuję się przed ślubem i zastanawiam się, czy Peeta już czeka przed ołtarzem. Ciekawe, czy czuje to samo, co ja...

Staję przed drzwiami do kościoła, a Johanna poprawia mi suknię. Już za chwilę przekroczę próg i wstąpię w zupełnie nowe życie, tym razem z Peetą u boku.

-Nie zrób żadnej gafy, ciemna maso- mówi Johanna, przytulając mnie.

-Postaram się… Dziękuję- wzdycham, a ona wraca do kościoła przez zakrystię. Teraz czekam, aż zadzwonią dzwony i ceremonia się rozpocznie.

Był taki czas, że wyobrażałam sobie tą chwilę, gdy idę przez kościół z tatą pod ramię. Tak bardzo za nim tęsknię i za Prim… Haymitch proponował mi, żebym to z nim szła do ołtarza, ale się nie zgodziłam. Chcę sobie wyobrażać, że to właśnie z tatą tam idę…

Nagle zaczynają bić dzwony, a drzwi od kościoła powoli się otwierają.

Uroczystość zaślubną Katniss Everdeen oraz Peety Mellark czas zacząć…

3 komentarze:

  1. jaki długi rozdział *O* i Katniss nie jest w ciąży, prawda? xd

    OdpowiedzUsuń
  2. notka cudo :) czekamy na jutro <aneta

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow :) to tylko tyle co jestem w stanie powiedzieć <3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Z uśmiechem przyjmuję nawet szczerą krytykę. Nie nalegam, ale to niewyobrażalnie motywuje do dalszej pracy :)