wtorek, 5 sierpnia 2014

6. "Prawda..."



Hej, hej! ;3
Jeszcze raz dziękuję wam za te motywujące komentarze <3 Cieszę się, że jednak ktoś czyta te moje wypociny ^^ Notka trochę dłuższa, ale za to wyjątkowa ;3 A teraz dłużej nie przeciągając zapraszam do czytania i komentowania <3

Budzę się… Otaczają mnie ciemne, stalowe ściany. Czuję zapach ścieków. Powoli się podnoszę, usiłując zachować równowagę. Jak ja tu trafiłam? Jest tak ponuro, że z ledwością zdołam cokolwiek zobaczyć. Mój wzrok przyzwyczaja się do ciemności, aż mogę zobaczyć długi korytarz, rozciągający się przede mną.
Ruszam przed siebie. Ogarnia mnie chłód… Na ścianach tańczą przeraźliwe cienie. Widzę cele pełne krwi i szkieletów. O dziwo zachowuję się spokojnie, jakbym patrzyła na coś całkiem oczywistego…
W tym momencie do moich uszu dobiega okrzyk… Okrzyk bólu… Ciarki przebiegają moje całe ciało.
-Peeta!- krzyczę, ale jako odpowiedź słyszę coraz głośniejsze wrzaski… Zrywam się w kierunku odgłosów. Chcę mu za wszelką cenę pomóc… muszę…
Mijam kolejne korytarze, a jęki stają się wyraźniejsze. W końcu docieram do ogromnej sali. Widzę przywiązanego Peetę na krześle, któremu Snow wstrzykuje jad gończych os.
-Nie! Peeta! Zostaw go!- wrzeszczę, biegnąc w ich kierunku, ale rozpłaszczam się na szybie, która mnie oddziela. Nie mogę na to patrzeć… Peeta wyrywa się, jęcząc z bólu… Snow podaje mu kolejną dawkę jadu… On nie może! Nie! Już prawie było dobrze! Nie mogę znów go stracić! Nie mogę!- Peeta!- krzyczę cały czas, opierając czoło o szybę, a łzy dobrowolnie spływają mi po policzkach. Walę pięściami, wrzeszczę, aż w końcu Peeta mnie zauważa. Ma rozszerzone źrenice, aż nie widać jego niebieskich tęczówek. Nie! Znów jad działa!
-Katniss, uciekaj! Co robisz?! Biegnij! Uciekaj stąd!- jęczy, walcząc ze wspomnieniami. Snow nie może mi go znów odebrać! Nie tym razem!
Kulę się na ziemi, zatykając uszy dłońmi… Nie mogę mu pomóc… Zupełnie, jak Prim… Nie mogę… Nie potrafię… Słyszę tylko jego jęki i wrzaski, nawet pomimo tego, że zatykam uszy. Krzyczę… Tylko to może zagłuszyć jego cierpienie… Peeta, przepraszam… nie mogłam cię ocalić…
Budzę się, wrzeszcząc i rozglądając pospiesznie na wszystkie strony. Nie mogę wyregulować oddechu. Leżę na łóżku w szpitalnej koszuli. Co ja tu robię?
Nagle drzwi się otwierają i do sali wbiega zadyszany Peeta.
-Katniss… Obudziłaś się- podchodzi bliżej i siada na krześle obok łóżka.
-Co ja tu robię?
-Poraził cię prąd, gdy dotknęłaś drutu w płocie i przywiozłem cię tu- mówi najspokojniej w świecie. Mogłabym jego głosu słuchać godzinami- Jesteśmy w czwórce, w szpitalu, w którym pracuje twoja mama.
-Jest tutaj?
-Tak, ale przed chwilą gdzieś wyszła. Haymitch też tu jest. Co ci się śniło?- pyta, zauważając mój przyspieszony oddech i uważnie mi się przyglądając.
-Nie chciałbyś wiedzieć…- mamroczę, odwracając wzrok. On tylko schyla głowę, przeczesując włosy- Ile już tu leżę?
-Gdzieś tak z dwa dni.
-Dziękuję ci… Dziękuję, że uratowałeś mi życie- mówię, chwytając go za rękę. On tylko nie pewnie na mnie spogląda, a ja lekko się uśmiecham.
-Jak się czujesz?- pyta, odwzajemniając uśmiech.
-Peeta, mój cały świat runął w gruzach. Coś normalnie rozbraja mnie od środka… Ludzie mają mnie głęboko gdzieś, nie widzą jaka jestem poraniona. Każdy jest niepoprawnym egoistą, tylko niektórzy widzą moje nieszczęście. Życie coraz bardziej mnie przytłacza. Ten świat, nienawidzę go. Chcesz żyć w takim świecie? Bo moja nadzieja już dawno umarła na lepsze jutro…- odpowiadam, ze łzami w oczach.
-Mimo wszystko warto wierzyć, że to, co najpiękniejsze jest dopiero przed nami…- mówi łagodnie, ściskając mnie za rękę.
-Zostaniesz ze mną?- pytam, gdy łza spływa mi po policzku.
-Zawsze…
Po jeszcze trzech dniach pobytu w szpitalu mogę wrócić do dwunastki. Peeta cały czas się mną opiekował, praktycznie nie spuszczał mnie z oka. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam mu się odwdzięczyć za to, co dla mnie robi… Spotkałam się też z mamą. Zachęcałam ją, żeby wróciła do dwunastki, ale była przekonana, że lepiej zrobi, jeśli zostanie w czwórce.
W dzień powrotu do domu zrobiono mi ostatnie, dokładne badania kontrolne. Wszystko w porządku, tylko ręce mam obandażowane po spotkaniu z drutem. Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego był pod napięciem… i jeszcze te Kosogłosy… To nie mógł być przypadek… Ale cieszy mnie jedna myśl- nie jesteśmy już z Peetą tak od siebie oddaleni, jak nie dawno. Może jeszcze uda mi się naprawić tą relację…
Po przyjeździe do dwunastki znów wracam do mojego nudnego życia. Na jakiś czas odpuszczam sobie polowania, więc praktycznie nie mam co robić. Książkę piszemy zawsze wieczorami. Ranem i po południu przechadzam się po 12 Dystrykcie, albo maluję obrazy z Peetą, co jest dość trudne przy moich zdolnościach plastycznych. Czasem też Śliska Sae przychodzi, by nauczyć mnie nowych przepisów. Ogółem życie bez pewnych osób nie ma dla mnie jakiegokolwiek znaczenia…
Książkę kończymy w miesiąc. Cieszę się, że chociaż ona przypomni przyszłym pokoleniom o naszej walce i w końcu zwycięstwie. Chociaż niektórzy z nas nie odnieśli zwycięstwa, ale przyczynili się do tego, aby innym w przyszłości żyło się lepiej…
Peeta pisze ostatnie zdanie, a w końcu ostatnie słowo.
-No, skończone- zamyka książkę, uśmiechając się. Zostawiamy ją u Haymitcha, chociaż sądzę, że to nienajlepszy pomysł, znając jego porządki.
Po krótkiej pogawędce Peeta wraca do siebie, zostawiając mnie i Haymitcha.
-Kiedy mu to powiesz?- odzywa się, siadając obok i podając mi kubek z herbatą.
-O co ci chodzi?
-Kiedy powiesz mu, że go kochasz?- pyta, jakby to było czymś oczywistym- Przecież widzę, jak na niego patrzysz. Radziłbym ci się pospieszyć. Jutro rano wraca do Kapitolu.
-Co?!- wstaję z kanapy, jak oparzona. Jak to Peeta wraca?! Nie może mnie zostawić… Bez niego moje życie całkiem straci sens…
-Powiedział mi wczoraj, że gdy skończymy już książkę wróci do Kapitolu, bo nie ma po co zostać. Nie ma dla kogo żyć…
Słucham go, jak zahipnotyzowana. Peeta… Nie mogę go znów stracić… Wybiegam z domu Haymitcha i podchodzę pod jego drzwi. Tylko co ja mam mu powiedzieć? A jak mnie już nie kocha? Co wtedy? Nie ma nic gorszego, jeśli ktoś odrzuca twoje uczucia… Wyjdę na kompletną kretynkę. Może lepiej to jeszcze przemyśleć.
Widzę w oknie Peetę, który pakuje swoje rzeczy. Czy on naprawdę chce tam wrócić? Katniss… twoja ostatnia szansa… jeśli wyjedzie możesz stracić go na zawsze. Nie, nie mogę stracić mojego chłopca z chlebem…
Już mam pukać do drzwi, gdy nagle się powstrzymuję. Nie, to zły pomysł. Może jednak lepiej byłoby poczekać, aż on zrobi pierwszy krok. Nie wiem co mam robić. Mam totalny mętlik w głowie. Nie wiem, czemu to robię, ale biegnę do swojego domu. Nie chcę znów tak cierpieć. Miałam przecież odpychać od siebie ludzi, żeby mniej bolało, kiedy odejdą…
Myślę o Prim, Rue, Finnicku, Cinnie… przecież oni byli niewinni! A zginęli tylko i wyłącznie z mojej winy! Mogłam nie wyciągać tych cholernych jagód! Powinnam skonać na tej arenie, jak pozostali Trybuci! Znów serce mam przeszyte tysiącem strzał…
Wpadam do pokoju, szukając szkła od lustra, które rozbiłam w pociągu. Muszę to zrobić…
Siadam pod ścianą, podkurczając nogi. Podwijam rękawy, nacinając pierwszą ranę na nadgarstku. Jęczę z bólu, a łzy spływają mi po policzkach. Tylko to może mi pomóc w takich chwilach… tylko to potrafi załagodzić ból, jaki zadałam moim bliskim. Kolejne nacięcie i kolejne, a przy każdym towarzyszą wrzaski i łkania. Należało mi się…
Nagle ktoś wbiega do mojego pokoju. To Peeta… wyrywa mi szkło z ręki i rzuca w kąt. Przyciskam ręce do twarzy nadal płacząc. Całe mam zalane krwią. Trzęsę się i mam problemy z oddychaniem. On tylko siada obok, delikatnie mnie obejmując. Odwracam głowę w jego kierunku i znów zalewam się łzami.
-Pokaż mi blizny- mówi, wyciągając rękę i patrząc mi głęboko w oczy.
-Po co?
-Chcę zobaczyć ile razy mnie potrzebowałaś, a mnie nie było…- chwyta mnie za rękę. Znów cała się trzęsę- Poczekaj chwilę i nawet nie waż się chwytać szkła- wychodzi z pokoju, ale po chwili wraca z miską pełną wody, ręcznikiem i bandażem. Najpierw zamacza ręcznik w wodzie i delikatnie przykłada do ran na nadgarstkach. Czuję ostry ból i tylko zaciskam zęby. Chciałabym wrzeszczeć na całe gardło, ale jednak się powstrzymuję. Następnie zakłada mi opatrunek. To samo tyczy się drugiej ręki.
-Dziękuję… za wszystko…- mówię, a głos mi się załamuje. On znów siada obok, biorąc mnie za rękę, a ja kładę głowę na jego ramieniu- Jak już coś się wali, to wszystko naraz…
-Zagrajmy w tą naszą dawną grę „Prawda czy fałsz?”- proponuje po długiej ciszy- Będziesz się jeszcze ciąć. Prawda czy fałsz?
-Fałsz- odpowiadam- Przynajmniej spróbuję…
-Tej nocy w szpitalu śniło ci się coś związanego ze mną. Prawda czy fałsz?
-Prawda.
-Tęsknisz za Gale’m. Prawda czy fałsz?- zadaje to pytanie z nutą zawodu w głosie.
-Fałsz- znów kładę mu głowę na ramieniu.
-Chcesz, żebym wyjechał. Prawda czy fałsz?
-Fałsz- odpowiadam. Peeta siada naprzeciwko mnie, przykładając czoło do mojego i wpatrując mi się głęboko w oczy.
-Kochasz mnie. Prawda czy fałsz?- szepcze, złączając nasze dłonie.
-Prawda- odpowiadam bez zastanowienia, a po chwili złączam nasze usta w namiętnym pocałunku…


3 komentarze:

  1. notka po prostu marzenie ** końcówka cudowna <aneta

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna <3 I te slowa Peety: "Chce zobaczyc ile razy mnie potrzebowalas, a mnie nie bylo." Piekne :') Zakochalam sie w twoim blogu.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Z uśmiechem przyjmuję nawet szczerą krytykę. Nie nalegam, ale to niewyobrażalnie motywuje do dalszej pracy :)