Hej, hej! ;3
Jeszcze raz dziękuję wam za te motywujące komentarze <3 Cieszę się, że jednak ktoś czyta te moje wypociny ^^ Notka trochę dłuższa, ale za to wyjątkowa ;3 A teraz dłużej nie przeciągając zapraszam do czytania i komentowania <3
Budzę się…
Otaczają mnie ciemne, stalowe ściany. Czuję zapach ścieków. Powoli się
podnoszę, usiłując zachować równowagę. Jak ja tu trafiłam? Jest tak ponuro, że
z ledwością zdołam cokolwiek zobaczyć. Mój wzrok przyzwyczaja się do ciemności,
aż mogę zobaczyć długi korytarz, rozciągający się przede mną.
Ruszam przed
siebie. Ogarnia mnie chłód… Na ścianach tańczą przeraźliwe cienie. Widzę cele
pełne krwi i szkieletów. O dziwo zachowuję się spokojnie, jakbym patrzyła na
coś całkiem oczywistego…
W tym
momencie do moich uszu dobiega okrzyk… Okrzyk bólu… Ciarki przebiegają moje
całe ciało.
-Peeta!-
krzyczę, ale jako odpowiedź słyszę coraz głośniejsze wrzaski… Zrywam się w
kierunku odgłosów. Chcę mu za wszelką cenę pomóc… muszę…
Mijam
kolejne korytarze, a jęki stają się wyraźniejsze. W końcu docieram do ogromnej
sali. Widzę przywiązanego Peetę na krześle, któremu Snow wstrzykuje jad
gończych os.
-Nie! Peeta!
Zostaw go!- wrzeszczę, biegnąc w ich kierunku, ale rozpłaszczam się na szybie,
która mnie oddziela. Nie mogę na to patrzeć… Peeta wyrywa się, jęcząc z bólu…
Snow podaje mu kolejną dawkę jadu… On nie może! Nie! Już prawie było dobrze!
Nie mogę znów go stracić! Nie mogę!- Peeta!- krzyczę cały czas, opierając czoło
o szybę, a łzy dobrowolnie spływają mi po policzkach. Walę pięściami,
wrzeszczę, aż w końcu Peeta mnie zauważa. Ma rozszerzone źrenice, aż nie widać
jego niebieskich tęczówek. Nie! Znów jad działa!
-Katniss,
uciekaj! Co robisz?! Biegnij! Uciekaj stąd!- jęczy, walcząc ze wspomnieniami.
Snow nie może mi go znów odebrać! Nie tym razem!
Kulę się na
ziemi, zatykając uszy dłońmi… Nie mogę mu pomóc… Zupełnie, jak Prim… Nie mogę…
Nie potrafię… Słyszę tylko jego jęki i wrzaski, nawet pomimo tego, że zatykam
uszy. Krzyczę… Tylko to może zagłuszyć jego cierpienie… Peeta, przepraszam… nie
mogłam cię ocalić…
Budzę się,
wrzeszcząc i rozglądając pospiesznie na wszystkie strony. Nie mogę wyregulować
oddechu. Leżę na łóżku w szpitalnej koszuli. Co ja tu robię?
Nagle drzwi
się otwierają i do sali wbiega zadyszany Peeta.
-Katniss…
Obudziłaś się- podchodzi bliżej i siada na krześle obok łóżka.
-Co ja tu
robię?
-Poraził cię
prąd, gdy dotknęłaś drutu w płocie i przywiozłem cię tu- mówi najspokojniej w
świecie. Mogłabym jego głosu słuchać godzinami- Jesteśmy w czwórce, w szpitalu,
w którym pracuje twoja mama.
-Jest tutaj?
-Tak, ale
przed chwilą gdzieś wyszła. Haymitch też tu jest. Co ci się śniło?- pyta, zauważając
mój przyspieszony oddech i uważnie mi się przyglądając.
-Nie
chciałbyś wiedzieć…- mamroczę, odwracając wzrok. On tylko schyla głowę,
przeczesując włosy- Ile już tu leżę?
-Gdzieś tak
z dwa dni.
-Dziękuję
ci… Dziękuję, że uratowałeś mi życie- mówię, chwytając go za rękę. On tylko nie
pewnie na mnie spogląda, a ja lekko się uśmiecham.
-Jak się
czujesz?- pyta, odwzajemniając uśmiech.
-Peeta, mój
cały świat runął w gruzach. Coś normalnie rozbraja mnie od środka… Ludzie mają
mnie głęboko gdzieś, nie widzą jaka jestem poraniona. Każdy jest niepoprawnym
egoistą, tylko niektórzy widzą moje nieszczęście. Życie coraz bardziej mnie
przytłacza. Ten świat, nienawidzę go. Chcesz żyć w takim świecie? Bo moja
nadzieja już dawno umarła na lepsze jutro…- odpowiadam, ze łzami w oczach.
-Mimo
wszystko warto wierzyć, że to, co najpiękniejsze jest dopiero przed nami…- mówi
łagodnie, ściskając mnie za rękę.
-Zostaniesz
ze mną?- pytam, gdy łza spływa mi po policzku.
-Zawsze…
Po jeszcze
trzech dniach pobytu w szpitalu mogę wrócić do dwunastki. Peeta cały czas się
mną opiekował, praktycznie nie spuszczał mnie z oka. Nie wiem, czy kiedykolwiek
zdołam mu się odwdzięczyć za to, co dla mnie robi… Spotkałam się też z mamą.
Zachęcałam ją, żeby wróciła do dwunastki, ale była przekonana, że lepiej zrobi,
jeśli zostanie w czwórce.
W dzień
powrotu do domu zrobiono mi ostatnie, dokładne badania kontrolne. Wszystko w
porządku, tylko ręce mam obandażowane po spotkaniu z drutem. Nadal nie mogę
zrozumieć, dlaczego był pod napięciem… i jeszcze te Kosogłosy… To nie mógł być
przypadek… Ale cieszy mnie jedna myśl- nie jesteśmy już z Peetą tak od siebie
oddaleni, jak nie dawno. Może jeszcze uda mi się naprawić tą relację…
Po przyjeździe
do dwunastki znów wracam do mojego nudnego życia. Na jakiś czas odpuszczam
sobie polowania, więc praktycznie nie mam co robić. Książkę piszemy zawsze
wieczorami. Ranem i po południu przechadzam się po 12 Dystrykcie, albo maluję
obrazy z Peetą, co jest dość trudne przy moich zdolnościach plastycznych. Czasem
też Śliska Sae przychodzi, by nauczyć mnie nowych przepisów. Ogółem życie bez
pewnych osób nie ma dla mnie jakiegokolwiek znaczenia…
Książkę
kończymy w miesiąc. Cieszę się, że chociaż ona przypomni przyszłym pokoleniom o
naszej walce i w końcu zwycięstwie. Chociaż niektórzy z nas nie odnieśli
zwycięstwa, ale przyczynili się do tego, aby innym w przyszłości żyło się
lepiej…
Peeta pisze
ostatnie zdanie, a w końcu ostatnie słowo.
-No,
skończone- zamyka książkę, uśmiechając się. Zostawiamy ją u Haymitcha, chociaż sądzę,
że to nienajlepszy pomysł, znając jego porządki.
Po krótkiej
pogawędce Peeta wraca do siebie, zostawiając mnie i Haymitcha.
-Kiedy mu to
powiesz?- odzywa się, siadając obok i podając mi kubek z herbatą.
-O co ci
chodzi?
-Kiedy
powiesz mu, że go kochasz?- pyta, jakby to było czymś oczywistym- Przecież
widzę, jak na niego patrzysz. Radziłbym ci się pospieszyć. Jutro rano wraca do
Kapitolu.
-Co?!-
wstaję z kanapy, jak oparzona. Jak to Peeta wraca?! Nie może mnie zostawić… Bez
niego moje życie całkiem straci sens…
-Powiedział
mi wczoraj, że gdy skończymy już książkę wróci do Kapitolu, bo nie ma po co
zostać. Nie ma dla kogo żyć…
Słucham go,
jak zahipnotyzowana. Peeta… Nie mogę go znów stracić… Wybiegam z domu Haymitcha
i podchodzę pod jego drzwi. Tylko co ja mam mu powiedzieć? A jak mnie już nie
kocha? Co wtedy? Nie ma nic gorszego, jeśli ktoś odrzuca twoje uczucia… Wyjdę
na kompletną kretynkę. Może lepiej to jeszcze przemyśleć.
Widzę w
oknie Peetę, który pakuje swoje rzeczy. Czy on naprawdę chce tam wrócić?
Katniss… twoja ostatnia szansa… jeśli wyjedzie możesz stracić go na zawsze.
Nie, nie mogę stracić mojego chłopca z chlebem…
Już mam
pukać do drzwi, gdy nagle się powstrzymuję. Nie, to zły pomysł. Może jednak
lepiej byłoby poczekać, aż on zrobi pierwszy krok. Nie wiem co mam robić. Mam
totalny mętlik w głowie. Nie wiem, czemu to robię, ale biegnę do swojego domu.
Nie chcę znów tak cierpieć. Miałam przecież odpychać od siebie ludzi, żeby
mniej bolało, kiedy odejdą…
Myślę o
Prim, Rue, Finnicku, Cinnie… przecież oni byli niewinni! A zginęli tylko i
wyłącznie z mojej winy! Mogłam nie wyciągać tych cholernych jagód! Powinnam
skonać na tej arenie, jak pozostali Trybuci! Znów serce mam przeszyte tysiącem
strzał…
Wpadam do
pokoju, szukając szkła od lustra, które rozbiłam w pociągu. Muszę to zrobić…
Siadam pod
ścianą, podkurczając nogi. Podwijam rękawy, nacinając pierwszą ranę na
nadgarstku. Jęczę z bólu, a łzy spływają mi po policzkach. Tylko to może mi
pomóc w takich chwilach… tylko to potrafi załagodzić ból, jaki zadałam moim
bliskim. Kolejne nacięcie i kolejne, a przy każdym towarzyszą wrzaski i łkania.
Należało mi się…
Nagle ktoś
wbiega do mojego pokoju. To Peeta… wyrywa mi szkło z ręki i rzuca w kąt.
Przyciskam ręce do twarzy nadal płacząc. Całe mam zalane krwią. Trzęsę się i
mam problemy z oddychaniem. On tylko siada obok, delikatnie mnie obejmując.
Odwracam głowę w jego kierunku i znów zalewam się łzami.
-Pokaż mi
blizny- mówi, wyciągając rękę i patrząc mi głęboko w oczy.
-Po co?
-Chcę
zobaczyć ile razy mnie potrzebowałaś, a mnie nie było…- chwyta mnie za rękę.
Znów cała się trzęsę- Poczekaj chwilę i nawet nie waż się chwytać szkła-
wychodzi z pokoju, ale po chwili wraca z miską pełną wody, ręcznikiem i
bandażem. Najpierw zamacza ręcznik w wodzie i delikatnie przykłada do ran na
nadgarstkach. Czuję ostry ból i tylko zaciskam zęby. Chciałabym wrzeszczeć na
całe gardło, ale jednak się powstrzymuję. Następnie zakłada mi opatrunek. To
samo tyczy się drugiej ręki.
-Dziękuję…
za wszystko…- mówię, a głos mi się załamuje. On znów siada obok, biorąc mnie za
rękę, a ja kładę głowę na jego ramieniu- Jak już coś się wali, to wszystko
naraz…
-Zagrajmy w
tą naszą dawną grę „Prawda czy fałsz?”- proponuje po długiej ciszy- Będziesz
się jeszcze ciąć. Prawda czy fałsz?
-Fałsz-
odpowiadam- Przynajmniej spróbuję…
-Tej nocy w
szpitalu śniło ci się coś związanego ze mną. Prawda czy fałsz?
-Prawda.
-Tęsknisz za
Gale’m. Prawda czy fałsz?- zadaje to pytanie z nutą zawodu w głosie.
-Fałsz- znów
kładę mu głowę na ramieniu.
-Chcesz,
żebym wyjechał. Prawda czy fałsz?
-Fałsz-
odpowiadam. Peeta siada naprzeciwko mnie, przykładając czoło do mojego i
wpatrując mi się głęboko w oczy.
-Kochasz
mnie. Prawda czy fałsz?- szepcze, złączając nasze dłonie.
-Prawda-
odpowiadam bez zastanowienia, a po chwili złączam nasze usta w namiętnym
pocałunku…
notka po prostu marzenie ** końcówka cudowna <aneta
OdpowiedzUsuńpiękna *O* *O* *O*
OdpowiedzUsuńŚwietna <3 I te slowa Peety: "Chce zobaczyc ile razy mnie potrzebowalas, a mnie nie bylo." Piekne :') Zakochalam sie w twoim blogu.
OdpowiedzUsuń