sobota, 2 sierpnia 2014

3. "Bolesne wspomnienia"



Budzę się w nocy. Wczoraj po tym płaczu musiałam zasnąć… i to pod drzwiami. Rozglądam się po pokoju, włączając światła. Wraz z pstryknięciem włącznika wszystkie wspomnienia ożywają. Tam, na fotelu, przy kominku siedziała Prim z Jaskrem na kolanach, a tam mama. Tu z siostrą robiłyśmy wianki z prymulek, a tam mama nadepnęła kotu na ogon. Pomimo bólu, który wypełnia mnie całą lekko się uśmiecham.
Biorę bagaże i idę na górne piętro, gdzie był mój pokój. Otwieram drzwi i zastaję go w idealnym stanie. Wzdycham i kładę walizki obok łóżka. Zauważam postawioną na toaletce białą różę w wazoniku. Podchodzę bliżej niej i znów czuję woń krwi. Wiem, że jest od Snowa… od tego podłego drania! Jak śmiał znów przyjechać do mojego domu?!
Czuję, jak wzbiera się we mnie złość. Biorę wazon i ciskam nim w ścianę. Znów płaczę, chociaż tak bardzo nie chcę… „Katniss, przestań… chyba nie będziesz ryczeć z powodu jakiejś głupiej róży?”-myślę. Nie, nie będę. Nie dam mu tej satysfakcji…
Siadam na łóżku, podpierając głowę na rękach, a łzy dobrowolnie spływają mi po policzkach. Jak tak będzie wyglądać mój każdy dzień to z pewnością się nie pozbieram…
Zabieram się za rozpakowywanie rzeczy. Najpierw ubrania. Stopniowo układam je w szafie. Potem wyciągam zdjęcie taty, oprawione w ramkę i stawiam na kominku w salonie. To samo robię z fotografią Prim i mamy. Rozpalam ogień i nagle słyszę cichy pomruk, gdzieś za mną.
-Czego tu szukasz, sierściuchu?- zwracam się do Jaskra z pogardą, a on tylko syczy w odpowiedzi-Myślałam, że nie żyjesz. Mniejsza z tym… Jej już nie ma…- mówię i siadam w fotelu, wpatrując się w zdjęcie Prim. Ładna, uśmiechnięta, szczęśliwa... Chciałabym móc ją teraz zobaczyć, porozmawiać, przytulić, ochronić przed złem, które tak szerzy się na tym świecie…
Jaskier wskakuje na kanapę, uważnie mi się przyglądając. Postanawiam zaopiekować się nim, ale nie robię tego dla niego, tylko dla Prim. Ona tego by chciała… Chociaż to mogę dla niej zrobić…
Wracam do pokoju, by dokończyć rozpakowywanie. Wyjmuję zielnik z rysunkami Peety. Siadam na łóżku i przeglądam namalowane przez niego rośliny. Pamiętam ten dzień, gdy w nim malował. Było przy tym śmiechu co niemiara… Przejeżdżam palcem po rysunku, usiłując przypomnieć sobie tą chwilę… Później wkładam go ostrożnie do szuflady, wycierając rękawem policzki. Następnie wisiorek. Ten sam, który Peeta podarował mi na plaży podczas 75 Głodowych Igrzysk. Mile wracam do tamtych chwil… Negocjowaliśmy wtedy, bez którego z nas będzie żyło się łatwiej. Oczywiście nie doszliśmy do porozumienia. „Jeśli umrzesz, a ja przeżyję, w 12 Dystrykcie nie będzie dla mnie życia, bo ty jesteś całym moim życiem”- przypominam sobie słowa Peety i tę noc, wypełnioną pocałunkami. Tak bardzo mi go brakuje…
Otwieram wisiorek, w którego wnętrzu są trzy zdjęcia: Prim, mamy i Gale’a. Gale… Mój przyjaciel… Były przyjaciel. Zabił mi siostrę, a teraz wyniósł się do 2 Dystryktu. Nie wiem, co mam o nim myśleć. Nie daruję mu tego, nigdy.
Zamykam wisiorek i odkładam go na nocną szafkę obok łóżka razem z perłą.
Po jakichś dwudziestu minutach kończę rozpakowywanie. Kieruję się na balkon, gdzie wygodnie siadam na krześle. Patrzę na 12 Dystrykt. Tam chodziłam do szkoły, tam na polowania z Gale’m, a tam kupiłam kozę dla Prim… Po wszystkim nie pozostało ani śladu…
Wzdycham tylko i opieram głowę, spoglądając w niebo. Gwiazdy magicznie błyszczą w świetle Księżyca. Myślę o siostrze… ona gdzieś tam jest… razem z Rue, Finnickiem, Mags, Cinną…
-Tak bardzo za wami tęsknię…- szepczę i schylam głowę, by łzy spłynęły mi po policzkach. Znów czuję wiatr… Wiem, że mnie słyszą… i o mnie nie zapomną, tak jak ja nie zapomnę o nich… nigdy. Zawsze będą w moich sercach… na zawsze…

3 komentarze:

  1. notka świetna :) czekam ,aneta

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam ten blog od jakiś 2 tygodni, bardzo mi się podoba jak piszesz. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały :3 zapraszam również do mnie. http://kiedyigrzysknastalkoniec.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Z uśmiechem przyjmuję nawet szczerą krytykę. Nie nalegam, ale to niewyobrażalnie motywuje do dalszej pracy :)