poniedziałek, 25 sierpnia 2014

15. "Będziesz tatą"

Już dzisiaj mam dla was upragniony rozdział, w którym to Katniss wyznaje Peecie swoją małą tajemnicę :3 Mam nadzieję, że się spodoba <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wczesnym rankiem zaczynam się pakować. Wreszcie wychodzę z tego cholernego szpitala. Peeta oczywiście mi pomaga. Może „pomaga” to niewłaściwe słowo… on mnie we wszystkim wyręcza, przez co wpadam w zakłopotanie, bo traktuje mnie, jakbym była co najmniej obłożnie chora. Jestem tylko w ciąży, a ciąża to raczej nie choroba…
Burza na szczęście ustała, lecz pogoda nie jest powalająca. Do tej pory pada deszcz, a niebo nadal jest po prostu usiane chmurami.
Doktor Grey na odchodnym jeszcze przepisuje mi witaminy i coś na apetyt. I na moje nieszczęście jeszcze oczywiście wspomina o tym, że mam się oszczędzać i pilnować.
-Spokojnie, doktorze. Zaopiekuję się nią i dopilnuję, żeby wszystkiego przestrzegała- oświadcza Peeta i całuje mnie w czoło.
-Panno Mellark, proszę też pamiętać, że jest pani w…
-Tak, wiem. Pamiętam, ale przepraszam spieszymy się na pociąg- przerywam mu i wstaję z krzesła. Jeszcze trochę, a zepsułby moją niespodziankę dla Peety- Serdecznie dziękuję za opiekę i leczenie. Do widzenia.
Odwracam się, biorąc walizki i wychodzę z sali. Może to trochę niegrzeczne, ale naprawdę ten lekarz gotów jest wszystko wygadać.
-Również dziękuję, panno Mellark- mówi za mną doktor Grey, ale się nie odwracam. Idę pospiesznie w kierunku wyjścia ze szpitala, obwieszona tymi wszystkimi torbami i walizkami. Słyszę za sobą kroki, ale tylko przyspieszam.
-Co cię znów ugryzło?- Peeta zatrzymuje mnie na środku holu, obok recepcji, chwytając za ramię.
-Nic, po prostu wychodzę, bo spóźnimy się na pociąg- wzruszam ramionami.
-Lekarz chyba powiedział, żebyś się nie przemęczała- bierze ode mnie wszystkie torby, a ja tylko spoglądam na niego zrezygnowanym wzrokiem.
-Nie jestem obłożnie chora- biorę od niego chociaż jedną torbę, ale on i tak nie daje za wygraną.
-Przestań się wygłupiać- znów mi ją odbiera.
-Wcale się nie wygłupiam- tym razem ja mu ją zabieram. I tak się przekomarzamy, aż zauważam, że recepcjonistka się nam przygląda. Jest gruba z krótkimi, czarnymi włosami i krzykliwym makijażem.
-Może pomóc?- pyta, skrzeczącym głosikiem, mrużąc złośliwie małe oczka.
-Dziękuję, poradzę sobie z mężem- odpowiadam, zabierając torbę i idąc do wyjścia. Nie czekam na Peetę, tylko od razu idę na stację kolejową. Prawdę mówiąc, nawet nie do końca wiem, gdzie jest ta stacja.
Wychodzę ze szpitala i od razu czuję zimny podmuch wiatru. Jak mi tego brakowało… Dwa tygodnie w czterech ścianach. Przecież można cholery dostać…
Idę uliczkami Czwartego Dystryktu, nawet nie oglądając się za siebie. Nie wiem, czy Peeta idzie za mną, czy nie. Dopiero co wyszłam ze szpitala i już mam wyrzuty sumienia. Znów podle go potraktowałam i znów przez to, że chciał mi pomóc. Nienawidzę samej siebie…
Nagle przed moimi oczami ukazują się ciemne plamki. Głowa potwornie mnie boli i zatrzymuję się, opierając o mur jednego z budynków. Zamykam oczy, w nadziei, że te zawroty miną.
-Katniss, Katniss… Słyszysz mnie? Co ci jest?- podnoszę oczy, a przede mną stoi zaniepokojony Peeta. Odzyskuję ostrość widzenia i jest mi troszkę lepiej.
-Nic takiego. Po prostu kolejne zawroty głowy.
-Wracamy do szpitala- zarządza, lekko pociągając mnie za rękę.
-Na pewno nie. Nie dam znów się zamknąć w tych czterech ścianach!- krzyczę, wyrywając dłoń- Zrozum, że nic mi nie jest. Już lepiej się czuję… Peeta, nie rób scen tylko chodźmy na stację, proszę cię.
- Ale jeśli jeszcze raz się to powtórzy jedziemy bezzwłocznie do szpitala, okay?
-Okay- mówię z uśmiechem i całuję go w usta.
Ruszamy w kierunku dworca, ja niestety pozbawiona jakiejkolwiek walizki, czy torby, ale mam nadzieję, że Peeta nie gniewa się na mnie za tamto…
Po chwili jesteśmy już w pociągu, jadącym do Dwunastego Dystryktu. Mam nadzieję, że podczas tej podróży obejdzie się od zbędnych niespodzianek, ale jestem czujna, skoro mamy być czyimś celem do unicestwienia.
Podczas jazdy dostałam z Peetą osobny przedział. Co prawda nie jest to taki pociąg, jakim jechaliśmy do Kapitolu na Igrzyska, ale wytrzymam tę parę godzin do Dwunastki.
Rozmawiamy o jakichś bzdurnych rzeczach, by trochę umilić czas i przegonić zbędne myśli.
Po około czterech godzinach jesteśmy już w Dwunastym Dystrykcie. Co ja gadam… „Już”? Dopiero jesteśmy w Dwunastym Dystrykcie. Naprawdę znielubiłam jazdy takimi pociągami. Zdecydowanie wolę te, którymi jechaliśmy na Igrzyska. I jeszcze mdłości, które towarzyszyły mi podczas podróży były nie do wytrzymania.
-No, to jesteśmy w domu- mówi Peeta, gdy wysiadamy z pociągu.
-Nareszcie- całuję go w usta i idziemy w kierunku Wioski Zwycięzców.
Gdy tylko ludzie nas zauważają od razu zaczynają klaskać i wiwatować, a ja nawet nie wiem z jakiego powodu. Z tego, że razem z Peetą jesteśmy już małżeństwem, czy z tego, że wróciliśmy do Dwunastki cali i zdrowi po wypadku?
Dochodzimy do naszego domu i szukam klucza w kieszeni, gdy nagle drzwi się otwierają i widzę w nich wszystkich…
-Niespodzianka!- krzyczą jednocześnie Haymitch, mama, Effie, Johanna, Annie, Beetee i Enobaria. Naprawdę nie spodziewałam się, że mogą tutaj być…
-Jejku… dziękuję wam- mówię i nie ukrywam wzruszenia.
-Takie przyjęcie-niespodzianka dla nowożeńców- Annie wysuwa się na przód. Ubrana jest w czarną, ciepłą sukienkę. Zapewne jest w żałobie po śmierci Finnicka…
Dalsza część dnia upłynęła nam pod znakiem tańców i zabawy. Chociaż to może nam wynagrodzić fakt, że nie mieliśmy wesela. Chciałam porozmawiać z Haymitchem, ale jakoś nie było okazji do rozmów na taki temat. Jedliśmy ciasta i desery, które przygotowała mama razem z Effie i Annie. A na popicie był oczywiście bimber, tyle że ja go nie piłam. Po pierwsze nie mogę pić tego typu napojów, będąc w ciąży, a po drugie nie przepadam za nimi. Peeta tak samo niezbyt pił, ale Haymitch jak zwykle się nie krępował. W skutek czego musieliśmy podprowadzać go pod drzwi swojego domu, bo nie był w stanie sam dojść.
Cała „impreza” skończyła się późnym wieczorem. Goście dostali tymczasowo pozwolenie na zamieszkanie w pozostałych domkach w Wiosce Zwycięzców. Wreszcie nie będę sama z Peetą i Haymitchem.
Siedzę na łóżku w naszej sypialni, otulona tym miękkim szlafrokiem. Mam zamiar teraz mu to powiedzieć. Nerwowo skubię paznokcie, bo nie wiem, jak na to zareaguje. Naprawdę się denerwuję.
-To co takiego chciałaś mi powiedzieć, kochanie?- pyta, siadając naprzeciwko mnie na łóżku. Łapię go za rękę, a serce bije mi, jak oszalałe. Trochę się trzęsę, ale próbuję ukryć ten fakt.
-Peeta… bo ja…- biorę głęboki oddech- Jestem w ciąży…
Z początku wpatruje się we mnie oszołomionym wzrokiem, ale po chwili lekko się uśmiecha.
-Naprawdę?- pyta, szczerze się uśmiechając. Kiwam tylko głową i znów mam łzy w oczach.
-Będziesz tatą…
-Będę tatą…- powtarza to, jak mantrę i wiem, że naprawdę się cieszy. W końcu chciał zostać rodzicem, bo wiem, jak uwielbia dzieci.
Zbliża swoje wargi do moich i namiętnie mnie całuje, kładąc mi dłoń na brzuchu.
-Naprawdę się cieszysz?- szepczę, patrząc mu w oczy.
-A jak miałbym się nie cieszyć, skoro nie długo będzie nas trójka?- kładziemy się na łóżku i wiem, że Peeta będzie idealnym tatą…


5 komentarzy:

Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Z uśmiechem przyjmuję nawet szczerą krytykę. Nie nalegam, ale to niewyobrażalnie motywuje do dalszej pracy :)