piątek, 22 sierpnia 2014

11. "Pochłonięta przez płomienie"



Hejoo ;3
Po tygodniowej nieobecności wracam i to z nowym rozdziałem ;D Mam nadzieję, że się spodoba i zapraszam do komentowania <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Powoli otwieram oczy, rozglądając się dookoła. Ja żyję? Ja naprawdę żyję? Jak do tego doszło? Leżę na ziemi, cała we krwi i z każdą chwilą jest coraz gorzej. Przypominam sobie uderzenie i niebieskie oczy Peety… Peeta… Jeśli ja przeżyłam, to niewykluczone jest, że on także.

Próbuję się podnieść, ale nagle bezgraniczny ból wypełnia mnie całą. Zaczynam wrzeszczeć, nie mogąc wytrzymać ani minuty dłużej. Z ledwością oddycham, łapiąc łapczywie powietrze. Czuję ciepło, a nawet gorące opary z prawej strony. Ostrożnie odwracam głowę w tamtym kierunku, przy czym towarzyszą mi jęki bólu. Dopiero teraz to do mnie dociera. Uderzyliśmy w głaz z ogromną siłą i samochód zaczął się palić. Ogromny płomień unosi się z silnika, a ja jestem zaledwie parę centymetrów od niego. Przed oczami ukazuje mi się Prim, cała w ogniu, która krzyczy o pomoc. Wiem, że to tylko złudzenie, ale pragnę ją ocalić i wynagrodzić jej tamtą chwilę, ale nie mogę… Nie mogę nawet się ruszyć. Choćbym chciała nie mogę też wrzeszczeć. Nic nie mogę… to koniec. Umrę w męczarniach, ale należało mi się…

 Opary powoli wdzierają mi się do płuc, przez co niekontrolowanie zaczynam się krztusić. Próbuję czołgać się w odwrotną stronę, ale to na nic. Duszę się i już wiem, że nikt mi nie pomoże. Skonam tu tak, jak powinnam była skonać na arenie.

Płomienie coraz bardziej się rozprzestrzeniają i już prawie małe języki liżą moją ślubną suknię. Ładne mi wesele… Przytykam policzek do trawy i czekam, aż zacznę się palić. Tak, dziewczyna igrająca z ogniem powinna właśnie tak umrzeć. Pochłonięta przez ogniste płomyki i duszona przez żar. Nie ma lepszej dla mnie śmierci…

Ukradkiem zauważam, że ogień zaczyna się rozprzestrzeniać. Gałęzie drzew nade mną powoli zostają pochłaniane przez płomienie.

Pamiętam, jak raz w dzieciństwie pewnego wieczora dotknęłam palcami płonącą świeczkę. Mama musiała owinąć mi je bandażem, aby szybciej się zagoiły. Ból był nie do opisania, a to tylko skaleczone palce. Wyobrażam sobie, że cała płonę. Ten ból będzie z pewnością nieporównywalny do tego bólu z dzieciństwa.

Nagle gałąź urywa się i spada dosłownie parę centymetrów ode mnie. Przymykam oczy, ale żar pochłania mnie całą. Próbuję krzyczeć, wołać o pomoc, cokolwiek, ale nie mogę wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Znów zaczynam się dusić, a opary nieznośnie wdzierają mi się do płuc. Błagam, niech ktoś po mnie przyjdzie! Haymitch, mama, Johanna, ktokolwiek!

Jeśli mam umrzeć, to chcę myśleć o Peecie. Przypominam sobie jego niebieskie oczy, nasze wspólne pocałunki, perłę… Wyciągam z bólem przed siebie okrwawioną rękę i spoglądam na obrączkę. Dopiero teraz zauważam na niej słowo „Together”, co oznacza „Razem”. Tak, miałam być z Peetą już razem… na zawsze. Miałam spędzić z nim resztę mojego życia. Miałam budzić się i zasypiać u jego boku. Tymczasem już nigdy nie zaznam żadnej z tych rzeczy. Już nigdy go nie ujrzę… Nawet nie podziękowałam mu za to wszystko, co dla mnie zrobił. „Together”… to słowo cały czas kołacze mi w głowie… razem. Razem powinniśmy umrzeć… razem…

Nie… nie mogę umrzeć. Powinnam zrobić wszystko, by być teraz z Peetą. Jestem Katniss Mellark, a ona tak łatwo się nie poddaje. Nie umrę… nie mogę…

Płomienie coraz bardziej się do mnie zbliżają, zupełnie jakbym była ich celem. Wiem, że chcą mnie pożreć i to w całości, ale im się nie uda. Podnoszę drugą rękę, jęcząc i próbuję odczołgać się od gałęzi. Tracę dużo krwi, a przede wszystkim sił. Powieki same mi się zamykają, chcąc bym zasnęła na zawsze…

-Katniss…- słyszę głos. Rozpoznaję go. To on… jednak żyje. Resztkami sił odwracam głowę w jego stronę. Leży na ziemi, posiniaczony i pokrwawiony, ale nie tak bardzo, jak ja. Na szczęście znajduje się w bezpiecznej odległości od samochodu i ognia, ale ja nie…

-Peeta…- cichy dźwięk wydobywa się z mojego gardła, a ja nie potrafię pohamować kaszlu. Zaczynam się krztusić i przy okazji też dusić. Próbuję zasłonić dłonią usta, by nie wdychać żaru i popiołu, ale i to nie działa…

Peeta wstaje i do mnie podchodzi. Widzę ból w jego oczach. Najprawdziwszy ból… zupełnie taki sam, jak po torturach… Bierze mnie delikatnie na ręce, ale i to wystarczy, by całe ciało po prostu aż krzyczało z cierpienia. Resztkami sił wrzeszczę, wyrywam się, choć wiem, że chce dla mnie dobrze. Nie potrafię wytrzymać w takich męczarniach. Każdy kawałek skóry piecze, a ja z ledwością oddycham. Peeta w końcu ostrożnie kładzie mnie wśród drzew w bezpiecznej odległości od płomieni. Próbuję się uspokoić, wodząc za nim wzrokiem. Powoli zaczyna się oddalać, ale nie może mnie zostawić! Nie teraz! Próbuję za nim krzyczeć, przez co jeszcze bardziej się krztuszę. Tracę siły i nawet nie mogę oddychać. Staram się nie zamykać oczu, bo doskonale wiem, że ponownie ich nie otworzę. Muszę zawalczyć… dla Peety.

Słyszę, jak kogoś woła, ale nie rozumiem kogo. Wskazuje na mnie palcem, ale ja nie mogę oddychać. Przewracam się na brzuch i po raz pierwszy udaje mi się krzyczeć. Tak, wrzeszczę z bólu. Peeta do mnie biegnie, wraz z jeszcze dwoma osobami, ale nie mogę ich rozpoznać. Powieki mam do połowy otwarte i z trudem łapię powietrze.

-Wszystko będzie dobrze, Katniss… tylko nie zasypiaj- słyszę jego głos, ale cały otaczający mnie świat zapada w otchłań ciemności…


2 komentarze:

Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Z uśmiechem przyjmuję nawet szczerą krytykę. Nie nalegam, ale to niewyobrażalnie motywuje do dalszej pracy :)