środa, 27 sierpnia 2014

16. "Potrzebuję go"



Czuję lekkie gilgotanie po nosie. Odruchowo się uśmiecham. Później wilgotne mam też policzki.

-Peeta, przestań- śmieję się, nie otwierając oczu i machając dłonią przed twarzą. Próbuję znów zapaść w błogi sen, ale on ponownie liże mnie po twarzy. Powoli podnoszę powieki i zdaję sobie sprawę z tego, że to nie Peeta, tylko Jaskier. Lekki miauk wydobywa się z jego gardła, co oznacza, że pora wstawać. Takim sposobem zawsze budził Prim do szkoły.

Pamiętam, jak był u nas przez pierwsze dni. Siostra po prostu nie spuszczała go z oka. Przywdziewała go w ubrania dla lalek, co nie podobało mu się za bardzo, ale dla niej mógł znieść wszystko. Zawsze dotrzymywał jej towarzystwa. Był po prostu jej Aniołem Stróżem.

Kiedyś oparłam się o framugę jej pokoiku, gdzie śpiewała Jaskrowi „Drzewo wisielców”. Kot siedział naprzeciwko niej, przysłuchując się uważnie. Po skończonej piosence zaczynał głośno miauczeć, a Prim śmiała się i go przytulała. Widziałam radość w jej oczach. Naprawdę kochała tego brzydkiego kocura.

Siadam na łóżku w stronę Jaskra, a on ciekawie mi się przypatruje. Oczekuje głaskania, bo Prim zawsze tak wynagradzała mu budzenie.

-Już nie będziesz budził Prim… i mnie też nie musisz- szepczę, wpatrując się w blizny na nadgarstkach. Jaskier wydaje z siebie cichy pomruk niezadowolenia i odwraca się do zdjęcia jego właścicielki, stojącego na komodzie obok łóżka. Jest na nim tylko ona… uśmiechnięta, piękna, szczęśliwa. I taką ją zapamiętam- Też za nią tęsknię… ale zrozum, że już nie wróci. Nigdy nie będzie cię głaskać, nigdy cię nie przytuli, nigdy…

Zaczynam płakać.

-Prim, dlaczego mnie zostawiłaś?! Dlaczego zostawiłaś mnie z tym wszystkim?!- chowam twarz w dłoniach, a mój płacz zmienia się w histeryczny szloch- Ale wiem, że to moja wina… bo nie zdołałam cię ochronić. Przepraszam… Przepraszam cię, Prim! Słyszysz?! Przepraszam cię! Przepraszam za to, że byłam taką koszmarną siostrą i nie ocaliłam cię!

Biorę głęboki oddech, by zaczerpnąć powietrza, bo już powoli zaczynam się dusić.

-Ale wiedz, że nie chcę oglądać tego świata bez mojej siostrzyczki… Nie chcę zasypiać i budzić się ze świadomością, że ciebie już nie ma!

Kładę się z powrotem na łóżku, wylewając wszystkie żale w poduszkę. Jaskier po chwili robi to samo, przykrywając pysk łapą. Wiem, że rozpaczliwie za nią tęskni, tak samo, jak ja. Chociaż z nim mogę się podzielić tym, co w tej chwili czuję… Całkowitą pustkę, rozdzierającą gorycz i żal do siebie samej, że jej nie ocaliłam.

Szepczę jej imię na okrągło, jakby to miało przywrócić jej życie. Zrobiłabym wszystko, żeby tylko cofnąć czas i uratować ją stamtąd. Mogłabym nawet za nią zginąć, byleby to ona przeżyła, a nie ja…

-Prim!- wrzeszczę na całe gardło, podnosząc się z poduszki- Prim! Wróć do mnie! Kocham cię! Prim!

Chwytam się za głowę, nadal szlochając i cały czas wypowiadając jej imię.

-Katniss- Peeta wchodzi pospiesznie do pokoju w fartuchu. Od razu wstaję z łóżka i siadam pod ścianą, znów pogłębiając histeryczny szloch.

-Peeta, błagam cię, uratuj ją! Ja nie dałam rady! Znajdź Prim!- wrzeszczę, chwytając go za ramię, ale on tylko dotyka dłońmi moje policzki. Są takie ciepłe i pachną chlebem. Wpatruję się w jego niebieskie oczy, które jak zwykle próbują mnie jakoś udobruchać.

-Spokojnie… jestem przy tobie, Katniss- jego głos sprowadza mnie na ziemię i dzięki temu przytomnieję. Wyrywam się i wtulam w niego. Bez wahania obejmuje mnie silnymi ramionami, w których w końcu mogę poczuć się bezpieczna.

Nadal płaczę, cała drżąc, a on jeszcze mocniej mnie przytula.

-Ja ją potrzebuję…- szlocham, próbując wyrównać oddech- Nie ocaliłam jej… Nie mogłam… To moja wina! To przeze mnie umarła! Przeze mnie oni wszyscy nie żyją, rozumiesz?! Tylko i wyłącznie przeze mnie! Finnick, Cinna, Prim, Rue…

-Katniss, przestań, słyszysz?- znów bierze moją twarz w dłonie- To nie jest twoja wina! Jedynie możemy o to wszystko obwiniać Snowa! Nie wolno ci tak myśleć!

Leżę na kolanach Peety, nadal nie mogąc się uspokoić. Może już trochę mi przeszło, ale najważniejsze, że minęła mi ta trauma, dzięki której kazałam Peecie znaleźć Prim. Naprawdę myślałam wtedy, że może jeszcze coś zrobić, żeby żyła.

-Dlaczego życie musi być takie okrutne?- pytam ze wzrokiem wbitym w sufit.

-To pytanie retoryczne, kochanie?- bawi się moimi włosami i delikatnie całuje w czoło, a ja lekko się uśmiecham- Lepiej?

-Lepiej. Chociaż troszkę… dziękuję… Dziękuję, że ze mną jesteś- wstaję i muskam jego wargi. Po chwili bierze mnie na ręce i zanosi na dół do kuchni, gdzie od razu czuć smakowite zapachy. Sadza mnie na blacie, nadal nie odrywając ust.

-Co tak pachnie?- pytam między pocałunkami.

-A co? Jesteś głodna?

-No, może troszkę. Po części też ciebie- figlarnie się uśmiecham, a on znów zbliża swoje wargi do moich.

-Bułki serowe. Specjalnie dla mojej kochanej żony.

-A jednak pamiętałeś.

-A jak mógłbym zapomnieć?- podchodzi do pieca i ostrożnie wyjmuje tacę, na której starannie wyłożone są wypieki. Momentalnie cały dom wypełniają serowe zapachy, a ja już do reszty zgłodniałam. Przypatruję się Peecie, jak wykłada bułki na talerz. Muszę przyznać, że bardzo atrakcyjnie wygląda w tym fartuchu. Aż ślinka cieknie od samego patrzenia…

-Pysznie wygląda i zapewne jeszcze lepiej smakuje- oblizuję usta i cmokam go w policzek. Wtem u naszych stóp pojawia się zrzędzący kocur i jak zwykle domaga się jedzenia- Och, Jaskier… nie możesz sobie czegoś upolować?

Kot jeszcze bardziej zaczyna miauczeć, ocierając się o nasze nogi. Wzdycham tylko, podchodząc do lodówki i wyszukując jakiegoś kawałka mięsa, by zaspokoić koci głód.

-Może dać mu kawałek bułki, co?- odzywa się Peeta, gdy wynajduję troszkę pieczonego królika. Może nie jest już świeży, ale mam nadzieję, że Jaskier nie jest wybredny.

-Myślę, że nie będzie zachwycony- rzucam mu mięso, a ten bez wahania zaczyna je pochłaniać w całości- Następny posiłek sam sobie upolujesz.

Jaskier prycha z pogardą i wychodzi z kuchni do salonu, machając krzywym ogonkiem.

-Chciałabym, żeby z nami został. Jest jedyną pamiątką, która została mi po Prim… Robię to dla niej, bo wiem, że chciałaby, żebym zaopiekowała się tym kocurem- zamykam oczy, by powstrzymać łzy, opierając się o blat kuchenny.

-Oczywiście, że zostanie. Dla ciebie zrobię wszystko- Peeta mnie obejmuje, kładąc mi delikatnie dłoń na brzuchu.

-Nie trzeba wszystko…

-Tylko co?

-Tylko mnie kochaj…- cmokam go w usta i jeszcze bardziej wtulam się w jego ciepłe ciało. Jak zwykle pachnie pieczywem i to właśnie mój ulubiony zapach.

Po chwili siadamy do stołu, zajadając się wypiekami Peety.

-Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co powiedziałaś mi wczorajszego wieczoru- odzywa się, gdy sięgam po trzecią bułkę.

-To dobrze czy źle?

-Wspaniale- uśmiecha się.

-Też nie mogłam w to uwierzyć… Gdy lekarz mi powiedział płakałam cały wieczór i nawet nie wiem dlaczego.

-Ale muszę przyznać, że nieźle to przede mną zakamuflowałaś.

-Chciałam zrobić ci niespodziankę- chwytam go za rękę, a on złącza nasze dłonie- Teraz wszystko się zmieni, prawda?

Uśmiech momentalnie znika mi z twarzy, a ja wpatruję się w nasze obrączki.

-Już się zmieniło…- wzdycha. Powoli wstaję z krzesła i siadam mu na kolanach, opierając moje czoło o jego.

-Boję się…- szepczę, zamykając oczy.

-Nie masz czego. Zawsze będę przy tobie…

-Kiedy powiadomimy innych?

-Sam nie wiem… ale możemy w Wigilię. W końcu za dwa tygodnie Święta.

Ach, no tak. Boże Narodzenie. Zupełnie wyleciało mi z głowy przez ten cały szpital.

-Okay. Myślisz, że się ucieszą?

-A dlaczego mieliby się nie ucieszyć?

-Nie wiem… może pomyślą, że jesteśmy jeszcze za młodzi na rodziców…

Po paru pocałunkach idę do łazienki, by przebrać się z pidżamy. Spoglądam w lustro i muszę przyznać, że wyglądam wprost upiornie po tych wszystkich szlochach. Szybko przemywam twarz wodą i narzucam na siebie sweter oraz zwykłe jeansy. Na koniec splatam włosy w tradycyjny warkocz i przypinam broszkę z Kosogłosem. Teraz lepiej.

Spoglądam na brzuch i odwracam się bokiem do lustra, podciągając sweter. Jeszcze nie rzuca się w oczy. Na samą myśl zaczynam się uśmiechać. Nie wiem, czy podołam rodzicielskim obowiązkom, ale Peeta z pewnością mi pomoże. Będzie przecież lepszym rodzicem, niż ja. Wyobrażam go sobie bawiącego się z dzieckiem. Naprawdę nie mogę się doczekać, aż zobaczę ten obrazek…

Schodzę na dół do kuchni, gdzie zastaję Peetę, myjącego naczynia po naszym śniadaniu. Od razu odwraca się w moją stronę.

-Idziesz gdzieś, skarbie?- pyta ze zdziwionym wzrokiem.

-Chciałam wybrać się do Annie i Johanny. Wiesz, porozmawiać z nimi i w ogóle…- powoli do niego podchodzę- Aha, i jeszcze jedno. Proszę cię, nie mów do mnie „skarbie”. To mi się kojarzy z Haymitchem…

-Jak sobie życzysz- podnosi mnie w talii i delikatnie sadza na blacie- To, jak mam się do ciebie zwracać? Kochanie, kotku, słońce, złotko, myszko…- zaczyna wyliczać, a ja przerywam mu, zatapiając nasze wargi w namiętnym pocałunku. Wsuwam dłoń w jego blond włosy, a on głaszcze mnie po plecach. Ta chwila może trwać wiecznie. Godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata… Teraz istniejemy tylko my. Wszystko wokół w magiczny sposób znikło. Tylko ja i on. Jeszcze bardziej wpijam się w jego wargi. Chcę, aby zapamiętał ten pocałunek na długi czas. Znów mnie podnosi, a ja oplatam go nogami w pasie. Chociaż chciałabym już iść, to nie mogę… nie mogę się oderwać… Jest dla mnie, jak narkotyk. Peeta jest moim uzależnieniem. Tak, jestem uzależniona od jego pocałunków, dotyku, bliskości…

W końcu odrywa swoje wargi, co nie za bardzo mi się podoba. Od razu mam ochotę jeszcze raz posmakować jego ust. Nie opuszcza mnie, ani nic z tych rzeczy. Tylko dotyka swoim czołem moje. Trącam delikatnie nosem jego policzek, dając mu do zrozumienia, że chcę więcej tych słodkich pieszczot. Znów muska moje usta, ale nie tak jak poprzednio. Tym razem delikatnie, ledwo je dotykając. Nie obchodzi mnie w jaki sposób całuje. Ważne, że robi to z uczuciem. Przez ten dotyk wiem, jak bardzo mnie kocha, jak mnie potrzebuje i jak bardzo jestem dla niego ważna.

-Kocham cię- szepcze, patrząc mi w oczy- Kocham was- poprawia się, głaszcząc mój brzuch.

-My też cię kochamy. Nad życie- zatracam się w jego niebieskich oczach. Dlaczego one mnie tak hipnotyzują? Takie niebieskie, jak niebo, jak morze, jak… coś czego potrzebuję. Bo jego potrzebuję najbardziej. Okay, od teraz mam dwa uzależnienia: Peeta i jego oczy.

Wtulam się w jego ciepłe ciało. Słyszę bicie jego serca. Pamiętam, że kiedyś przestało bić. Nadal widzę, jak on powoli umiera. Tam, na arenie… gdzie moje wszystkie koszmary stały się realistyczne. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że znów z nim jestem… że on jest tuż obok. Teraz sobie uświadamiam, jak bardzo go pragnę. Nie potrafię wyobrazić sobie świata bez mojego chłopca z chlebem…

Jeszcze raz beztrosko muskam jego usta… nawet nie wiedząc, że tego wieczoru wszystko się zmieni…

2 komentarze:

  1. Doskonale. Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. tylko Peeta i katniss są szczęśliwi że będą mieli dziecko :) ta końcówka niepokojąca ** czekam

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Z uśmiechem przyjmuję nawet szczerą krytykę. Nie nalegam, ale to niewyobrażalnie motywuje do dalszej pracy :)